Witam,
3 miesiące temu rozstaliśmy się z moją dziewczyną po 5 latach związku. Jak każdy związek miał on swoje wzloty i upadki ( zdecydowanie więcej wzlotów ). Od początku tego roku zaczęło coś się źle dziać, coraz mniej rozmawialiśmy, coraz rzadziej uprawialiśmy seks. Nie odwzajemniała bardzo często mojej "fizyczności". Zaczęło nas to bardzo męczyć, więc wspólnie zdecydowaliśmy się rozstać. Po prostu coś się wypaliło. Nie podała mi tak naprawdę żadnego sensownego powodu, dla którego straciła zainteresowanie mną. Dowiedziałem się później, że po prostu chce być sama, chce się zacząć troszczyć tylko o samą siebie i że nie ma w tym mojej winy. Jednocześnie zapewniła (wierzę jej), że nikogo innego nigdy nie było. Ból był okropny zarówno dla mnie jak i dla niej. Mieszkaliśmy razem od 2 lat w akademiku... to ja zdecydowałem się wyprowadzić ponieważ miałem semestr praktycznie bez zajęć i została mi tylko do napisania praca inżynierska. Wróciłem do mojego rodzinnego miasta, w którym prawdę mówiąc nie mam już za wielu znajomych ( przyjeżdżali czasami w weekendy ). Miałem bardzo dużo czasu na przemyślenia. Z początku trzymałem się naprawdę dobrze, cieszyłem się, że mogę trochę odetchnąć, ale potem z każdym następnym dniem brakowało mi jej coraz bardziej. W końcu narosło to do takiego momentu, że chciałem ją odzyskać za wszelką cenę. Jutro mam obronę pracy inżynierskiej. Przyjechałem kilka dni wcześniej, żeby ją odzyskać. Poprosiłem ją o spotkanie, na które się zgodziła, lecz przez 3 dni ciągle coś jej wypadało i nie potrafiła znaleźć dla mnie czasu ( dodam, że zatrzymałem się na te pare dni w tym samym akademiku, w którym zresztą nadal siedzę ). Z racji tego, że już nie potrafiłem wstrzymać tych myśli w sobie, wszedłem do jej pokoju (miałem klucz) i zacząłem czekać aż wróci z pracy. Mijały godziny, nie odpowiadała na żadne telefony, sms-y, czekałem w oknie aż pojawi się jej samochód do samego rana. Oczywiście w międzyczasie zdałem sobie sprawę z tego, że z kimś się spotyka i jest u niego na noc. To była najgorsza noc mojego życia. Czekałem na dziewczynę, bez której nie chcę żyć, a ona w tym samym czasie spędzała miło czas z jakimś innym facetem. Wiadomo, że nie mogłem być tego pewien i cały czas żyła we mnie taka malutka iskierka nadziei, że może się jeszcze uda ją odzyskać. Następnego dnia o 16 w końcu znalazła dla mnie czas. Potwierdziła, że się z kimś spotyka, ale że to nie jest nic poważnego... Tracąc resztki mojego honoru powiedziałem, że chcę ją odzyskać, więc zaprosiłem ją na randkę. Odmówiła mi mówiąc, że nie chce mnie z powrotem, że nie teraz. Powiedziała mi też, że nie może wykluczyć, że kiedyś będzie chciała, żebyśmy do siebie wrócili.
Nie mogę się pogodzić z tym, że nie będziemy razem. Nie mogę się skupić na nauce, prawdopodobnie zawalę przez to obronę :/
Powiedzcie mi, co ja mam zrobić? Ewidentnie zostawiła we mnie jeszcze nadzieję. Ona radzi sobie dobrze po tym rozstaniu. Nie chcę odpuszczać, chcę o nią walczyć, ale nie mogę psuć jej życia i muszę uszanować jej decyzję. Wiem, że latając teraz za nią jak psychol wywołam dokładnie odwrotny efekt od zamierzonego.
Najgorsze jest to, że nie wiem czemu jej nie interesuję już... domyślam się, że chodzi o odpowiedzialność, dojrzałość, ustatkowanie... bo tego jako jeszcze dość młody człowiek może mi brakować. Powiedziałem jej więc, że jak zdobędę to wszystko to po nią wrócę i ukradnę każdemu mężczyźnie.
Proszę o pomoc tutaj, bo przyjaciele, którzy mi pomagają jednak nie przeżyli takich chwil w życiu i nigdy nie zaszkodzi dalsza pomoc. Samo napisanie tego tekstu już mi trochę pomogło. Wiem, że będzie mi bardzo ciężko przez najbliższe miesiące.
Może ktoś z Was miał podobnie ? Czy coś pomogło? Czy mam walczyć, czy czekać, czy mam ustanowić sobie odzyskanie jej jako cel w życiu? Tylko nie mówcie mi, że mam zrezygnować na zawsze, bo nie wyobrażam sobie bez niej życia.