przez agik » 2 cze 2012, o 22:13
Tak sobie teraz myślę...
Rzeczywiście popłynęłam.
Czytałam ten temat od pierwszej chwili. I miałam podobne odczucia, jak Justa- bezradności, złości...
Napisałam tu wiele ( pewnie za wiele), starałam się zupełnie na zimno analizowac sytuację... a przecież ona ( ta sytuacja) w żadnym wypadku nie jest "zimna"... Nie napisałam nic innego, niż Nieszczęśliwa sama wie, a co sprowadza się do " chciałam- to mam"...
Nie ma zamiaru sprowadzac tej sytuacji, do "korzyści" jakie wynikają z utraty dziecka... To takie okrutne jest, że nawet nie jestem w stanie o tym myślec.
Bardzo Ci Nieszczęśliwa współczuję- może nie umiałam tego napisac, ale naprawdę mnie przejęło to, co tu przeczytałam. Nie miałam zamiaru włazic na ambonę i prawic kazań... ale wychodzi na to, ze zrobiłam.
Strasznie mnie chwyciło, to, ze jesteś z tym wszystkim właściwie sama, jak rozpaczliwie próbujesz zachowac twarz ( umniejszając tamtą kobietę), jak się chwytasz okruszków. Chyba chciałam Ci udowodnic, że to nie Ty rozdajesz karty... ale naprawdę nie wiem, po co chciałam ... Poza taką desperacją ( chodzi mi o dziecko) to przecież ja rozumiem doskonale, że chcesz byc szczęśliwa- po prostu szcześliwa, i że jesteś gotowa dużo za to zapłacic.
Bardzo współczuję. Nie, nie lituję się. Nie udzielam Ci łaski miłosierdzia... współczuję, zwyczajnie ja bym nie chciała przez takie rzeczy przechodzic.
Mam nadzieje, ze wyciągniesz z tego tylko to, co będzie naprawdę dobre dla Ciebie.
I- że los nie świnia- w końcu się obróci- przodem do Ciebie. I że znajdziesz swoje szczęście i uspokojenie.
Twojemu ukochanemu nadal nie wierzę- ale ja tak mam... mało komu wierzę...
Ściskam
Aga