Witam miłe Panie
Jak tak to wszystko czytam to powoli zaczynam sobie układać w głowie pewien obrazek, chociaż nie do końca się z Wami zgadzam.
Wiem że z żoną nie łączy go miłość. Na pewno nie jest mu obojętna, przeżyli w końcu tyle lat razem, mają dzieci. A Ona jest kobietą, która nigdy nie pozwoli mu odejść. Nawet gdyby miał dalej się ze mną spotykać. Jest z tych co bez faceta nie wyobrażają sobie życia. Ja po takiej akcji, nie wiem jak bardzo bym kochała, kazałabym się wynosić.
Problem w tym, że Ona wciąga w to dzieci. Najstarszy syn błaga go żeby ich nie zostawiał (wie o mnie ale o dziecku nie). Młodsze dzieci tez czują co się święci.
Ona też zadaje takie pytanie w czym tamto dziecko (czyli moje
) jest lepsze od ich dzieci. A tu przecież w ogóle o to nie chodzi.
Próbował odejść, powiedział jej , nie udało się. Na początku byłam wściekła. Rodząc dziecko chciałam zrobić im na złość, bo wiem że On nie zerwałby wtedy ze mną kontaktu. I nawet jakby przyjeżdżał tylko do dziecka , Ona już zawsze żyła by w niepewności. Teraz powoli zaczyna mi to zwisać. Złość mi przeszła i naprawdę chcę tego dziecka. Może macie rację, że będzie Ono dla mnie taką trampoliną do lepszego życia? A On, jak chce z nią zostać - niech zostaje. To oni będą się męczyć i wątpię, że wszystko się ułoży. Szczególnie ze mną i dzieckiem w tle. Wyobrażam sobie jak jadą rodzinnie na wakacje i On musi jeszcze wziąć swoje "nowe " dziecko. Świnia jestem
Wiem.
Jutro idę do lekarza, żeby jeszcze raz wszytko potwierdzić (pierwszy raz byłam b. wcześnie 4-5 tc) i będę musiała przystąpić do działania. Z tego wszystkiego brzuch mnie ciągle boli
Zaczęłam szukać czegoś do wynajęcia, bo nie chce się na razie szarpać i wolałabym się sama wyprowadzić. Dam znać jak się wszystko potoczy. Trzymajcie za mnie kciuki.