Mój Mąż dzisiaj po ponad 11 latach małżeństwa powiedział, że chciałby znowu mieć 28 lat i być wolny. Przyciśnięty o co chodzi powiedział, że nie czuje się szczęśliwy. Na moje pytanie co musiałoby się stać, żeby był szczęśliwy powiedział, że z jego życia musiałabym zniknąć ja i nasz syn...... Jestem totalnie załamana, wiem, że nie jestem łatwa w pożyciu, ale teraz mam poczucie, że w ogóle jestem do niczego.......Popełniłam wiele błędów i mam mnóstwo wad ale czy ktoś jest od nich wolny? Czy trzeba skreślać drugiego człowieka? Powiedziałam, że zrobię wszystko, żeby to zmienić, że chcę, żeby był szczęśliwy, a on na to, że już nic nie da się zrobić i że on się musi pogodzić z tym, że już nie będzie szczęśliwy. A zaczęło się od przeziębienia naszego SYna i problemu kto z nim zostanie........W dodatku w trakcie awantury powiedział, że nasz Syn jest upośledzony co doprowadziło mnie do białej gorączki bo niedawno zdiagnozowano u niego dysleksję zintegrowaną. Nie mniej jest mądrym, normalnym chłopcem. Powiedziałam zatem, że jaki ojciec taki syn i już poszło. Nie opiszę wszystkiego, bo wciąż mi łzy lecą i nawet nie wiem czy teraz piszę z sensem. Wiem tylko, że coś muszę zrobić. Zaczęłam już tydzień temu szukać psychologa dla siebie, ale nie wiem gdzie pójść, zwłaszcza na NFZ w Warszawie nie jest łatwo. Teraz wiem już, że muszę koniecznie coś zrobić, tylko czy to jeszcze jest sens? Co z tego, że ja kocham mojego Mężą? Sama miłość widać to za mało, choćby największa.
Przepraszam, ale musiałam to z siebie wyrzucić........