Następny dzień chłodno i jakoś ponuro. Nie mogę patrzeć innym w oczy nie mogę sam sobie spojrzeć w oczy nie mam z kim porozmawiać bo nie chcę obarczać żony moim dołkiem, nie mam przyjaciół jestem sam i sam próbuje to wszystko w sobie zdusić. Mam wrażenie że każdy się na mnie patrzy i się śmieje " patrz to ten palant ....." . Nie mam ochoty się z nikim widzieć nie mam ochoty z nikim rozmawiać ,jest mi wstyd, powoli zamykam się w sobie. Jedyna myśl jaka mi się krząta po głowie to że muszę być silny jakoś sobie sam poradzić ze swoimi myślami.
Wczoraj byliśmy u psychologa nie było tak źle pani najpierw nas wysłuchała razem potem porozmawiała z każdym z nas z osobna. Bałem się że nie dam rady mówić o swoich problemach obcej osobie ale pani sprawiała wrażenie bardzo łagodnej i nie wiem jak to ująć mało zdziwionej całą sytuacją jakby to było dla niej normalne. Najpierw rozmawiała z żoną ja stałem na korytarzu nie chciałem podsłuchiwać więc odszedłem od drzwi dalej. Potem przyszła kolej na mnie z całych sił starałem się żeby się nie rozpaść jakoś się udało pani spokojnie mnie wysłuchała coś notowała na kartce, spokojnie ,tak jakby było jej nas żal. Po mojej rozmowie znowu rozmowa razem, pani nam spokojnym tonem przedstawiła jak będzie wyglądała terapia że najpierw terapie każdy z nas z osobna przejdzie potem bedzie to terapia wspólna, powiedziała nam żebyśmy sie nie skupiali na samej zdradzie a na przyczynach, i powiedziała to najważniejsze, że widzi że chcemy i widzi w tym dużą szanse dla nas. Moje odczucia po wizycie ciężko powiedzieć ale chyba dobrze że wreszcie miałem gdzie wypluć z siebie to co czuję.Powrót 60 km do domu ten z tych strasznych żona mało się odzywała nie miała ochoty na rozmowę, prawie całą drogę cicho i smutno jakby nieobecna jakby gdzieś indziej mam wrażenie że dla niej było to chyba straszne. Następna wizyta za 2 tygodnie chyba trochę długo ale jakoś trzeba przetrwać.