przez Sinuhe » 5 lut 2008, o 23:34
Zderzenie z taką sytuacją...
Właściwie nie wiem, co powiedzieć.
Podczas cierpienia ludzi znikają - myślę, ze nieraz odsuwają się na bok, gdyż nie wiedzą, jak się w takiej sytuacji zachować.
Z jednej strony nie ma się co oszukiwać, bo nasze cierpienie jest tylko nasze - nie do zrozumienia przez kogokolwiek.
Z drugiej zaś hm...
Myślę, czy właściwie mam nadzieję, że to nie jest ucieczka na zasadzie znużenia. Uczestniczyć w czyimś cierpieniu jest sprawą trudną, bo nie wiadomo, jak się zachować, by nie urazić.
Gdy ktoś cierpi, robi się cicho dookoła.
Od wielu osób słyszałem, że straszliwe obcą sprawą, najbardziej czymś niewiarygodnym po śmierci ich bliskich, czy w ich chorobie było to, że świat nie pochyla się nad sytuacją razem z nimi.
Czasem wolę nie oczekiwać za wiele, czasem wolę wytłumaczyć brak reakcji, który może jest obojętnością a może czyimś sposobem radzenia sobie z bólem dookoła tak, by się nim nie przepełnić...
Jest to wszystko trudne i nieraz mi się nie udaje.
Co jakiś czas mam w głowie myśl, że nie chce z nikim być blisko, bo boję się tego, że ktoś umrze.
Coś w środku mi się ściska, jak widzę, że wielu ludzi miało swoje piętnaście minut w tak mizernej formie. Ciężkie życie, pełne wyrzeczeń, bólu a potem pustka...
Może sam ileś razy nie sprostałem w byciu blisko.
Ileś razy ktoś sobie poszedł.
Nie żałuję tych ludzi, co odeszli.
Przeciwnie...
Tak sobie czytam Twój wpis i jednocześnie mnie poruszył, jak i mam pustkę w głowie.