Nie wiem nawet, czy piszę we właściwym miejscu. Nie oczekuję, by ktokolwiek stąd rozwiązywał moje problemy. Czy to nawet możliwe? Chyba po prostu potrzebuję zwierzyć się komuś anonimowo, zrzucić z siebie ciężar myśli, które nie dają mi spokoju. Poczuć się bardziej ludzko. Moja sytuacja pewnie nie należy do szczególnie wyjątkowych, mimo to, nie potrafię sobie z nią poradzić. Nie wiem tak naprawdę co powinnam napisać, więc napiszę to, co czuję.
Mam 19 lat. Nie studiuję, nie pracuję, więc chyba jestem typowym NEETem. W zeszłym roku dostałam się na studia, ale po trzech dniach zrezygnowałam. Przestraszyłam się. Uciekłam. I tak, od ponad tamtej pory, żyję bez pomysłu na przyszłość, nie robiąc nic, by uniknąć „zderzenia z rzeczywistością”. W maju mam ponownie przystąpić do matury, by zdać kilka dodatkowych egzaminów, z których rok temu uciekłam. Nie mam pewności, czy tym razem też się nie poddam, nie wiem też, czy moje kolejne podejście do studiów ma sens, skoro wcale nie chcę studiować. Tak czy inaczej nie mam alternatywy.
Od kilku lat nie utrzymuję praktycznie żadnych kontaktów z ludźmi „z zewnątrz”. Nie mam żadnych prawdziwych znajomych, czy przyjaciół. Był czas kiedy próbowałam szukać znajomości w internecie, ale to nigdy nie doprowadziło do niczego trwałego. Wszystkie relacje szybko gasły, a ja nie wiedziałam dokładnie dlaczego. Od zawsze zastanawiałam się co jest ze mną nie tak. Czy naprawdę jestem tak złym człowiekiem, czy mam pecha, czy jeszcze coś innego… W czasie lat szkolnych zawsze trzymałam się na uboczu, zawsze byłam zbyt dziwna, zbyt niedopasowana… Kiedyś przywiązałam się do pewnej osoby, ale byłam przez nią oszukiwana i wykorzystywana, a w końcu porzucona, dlatego teraz bardzo trudno mi zaufać ludziom, otworzyć się przed kimś. W dodatku, nie potrafię za bardzo rozmawiać z osobami w moim wieku. Mam wrażenie, że ich nie rozumiem, boję się ich, czuję się gorsza. Im dłużej jestem sama tym mniej mi doskwiera samotność. Jednak myśl, że może tak być już zawsze, nie ułatwia bycia tu i teraz.
Od listopada do końca lutego brałam udział w zajęciach-warsztatach „grupy pomocy”, by mieć chociaż namiastkę kontaktu z ludźmi, poszukać rozwiązania dla swoich problemów i być może odnaleźć swoją drogę w życiu. Ale moi rodzice uważają, że byłam tam tylko po to, by uspokoić swoje sumienie… Od samego początku czułam, że jestem w niewłaściwym miejscu, że jestem tam zbędna, nie powinno mnie tam być. Warsztaty były połączone z cotygodniowymi spotkaniami z psychologiem w ramach terapii, na którą mnie skierowano. Ani jedno, ani drugie, pomimo mojego dużego zaangażowania, nic mi nie dało, a nawet uświadczyło w przekonaniu, że jestem człowiekiem nic nie wartym, któremu nie można pomóc – a może człowiekiem, któremu nie trzeba pomagać, bo nie stanowi zagrożenia, bo sam siebie wykończy?... Czułam, że nikt mnie tam nie rozumiał, że nie rozumiem nawet samej siebie. Po tym wszystkim pozostał mi tylko mętlik w głowie i niepewność większa od tej, z którą zaczynałam.
Również nie udało mi się nawiązać żadnej znajomości.
Miewam napady histerii, kompletnej bezsilności, nienawiści do samej siebie. Często boję się wychodzić na zewnątrz, boję się, że zostanę sama… Wielokrotnie myślę o śmierci, choć wiem, że jestem zbyt wielkim tchórzem by kiedykolwiek się na nią zdecydować. Cenię życie, choć żyję głównie nadzieją.
Często wstydzę się siebie i swoich myśli. Wstydzę się swoich czynów, a raczej nicnierobienia. Wstydzę się swojego ciała, płci. I wstyd mi nawet za to, co teraz piszę...
Nic w życiu nie osiągnęłam. Zawsze tylko uciekam, nie potrafię stawić czoła problemom. Zawiodłam swoich rodziców, zawiodłam samą siebie. Nie mam żadnych marzeń ani celów. Nie widzę nic dobrego przed sobą. Mam wrażenie, że straciłam coś bardzo ważnego. Żyję myślą, że jestem w złym miejscu. Nigdzie nie pasuję. Mam dość mojego braku motywacji. Zawsze na coś czekam, ale nie potrafię działać. Nie mam pojęcia o świecie. Nie mam wielu zainteresowań.
Chciałabym być potrzebna. Chciałbym, by ktoś mógł być ze mnie dumny. Chciałabym stać się kimś. Tylko nie wiem kim. Chciałabym czuć w sobie pasję, uczucie, entuzjazm. I robić coś, w czym byłabym dobra. Robić coś dla innych. Robić tyle ile mogę. Chciałabym znaleźć miejsce, do którego pasuję. Chciałabym być kimś wartościowym, a nie tylko kłopotem i rozczarowaniem. Chciałabym mieć motywację, a nie tylko nadzieję. Chciałabym mieć przyjaciół. Albo chociaż jednego. Ale nie wiem, czy mogłabym być dobrym przyjacielem. Być może chcę za wiele.
Nie wiem jak odnaleźć w sobie motywację. Jak znaleźć marzenia i cele – nie wiem nawet jak szukać. Być może nigdy ich nie znajdę i muszę to zaakceptować - próbuję… Być może popełniam kolejny błąd, pisząc w takim miejscu jak to. Ale nie wiem już gdzie szukać odpowiedzi i rozwiązania dla tego wszystkiego. Pierwszy raz w życiu piszę na forum, pierwszy raz piszę o tym wszystkim.