Sama nie wiem co napisać, wszystkie u mnie jest takie pomieszane i niepewne... Mam sesję, jak na razie wszystko zaliczone, zostały jeszcze dwie rzeczy i mam nadzieję, że za tydzień zdam ostatnią rzecz i nie będzie mnie czekała poprawka. W domu, mama jest, żyje i funkcjonuje, ale ile jej zostało nie wiadomo, może pół roku, może rok, a może krócej... I pozostaje tylko nadzieja, że jakby miało dojść do najgorszego, to, żeby stało się to szybko i bezboleśnie, zamiast przemienić ją w wegetującą roślinkę... To trochę egoistyczne, ale chciałabym aby została ze mną przynajmniej do czasu, aż w październiku wyjadę na studia, nie wytrzymałabym w domu bez niej Czy takie uczucia są normalne? Chłopak jest, niby jest dobrze, planujemy wspólne mieszkanie od października, ale czasem czuję jakąś niepewność co do nas, jakiś bliżej nieokreślony stan, czyżby jakieś urojenia? Nie mam przyjaciół, owszem mam z kim pogadać, spotkać się, ale nie mam kogo, aby się mu wyżalić, na dodatek potrzebuję kontaktu z ludźmi, ale z drugiej strony się go boję i uciekam jak jestem umówiona z kimś to odwołuje....
Zakręcone to wszystko, ale potrzebowałam się w końcu wygadać przed kimś