Z tym rozdzielaniem która śmierć najstraszniejsza sądzę, ze obiektywnie pewnie umierające dziecko jest wbrew naturze, na przekór światu. Jednak to chyba trudno rozdzielić tak jednoznacznie, bo każdy z nas ma inny start, inne wsparcie, inny kapitał osobowościowy i tego nie można porównać kto mocniej i głębiej przezywa albo kogo bardziej boli. Zresztą pewnie nie o to chodzi. Warto wyciągnąć coś dobrego z trudnych wydarzeń. Dzięki temu małemu chłopcu staliśmy się w pracy dla siebie bardziej ludzcy, wrażliwsi i kto głupiec nie wyciągnie z tego nic, będzie żył dalej tak jak żył. Aktor Maciej Kozłowski (zmarł na WZW) mówił, ze wtedy człowieka życie wlecze.
Trudno składa mi się aspekt życia pozagrobowego i to jest coś czym potrzebuję się zając. Śniła mi się biblia, że biorę z półki i czytam kartka po kartce, a gdy znika koniecznie chcę ją odnaleźć. Patrzę na ludzi, zastanawiam się czy oni naprawdę wierzą w boga czy to jest już tak wielokrotnie powtarzane, że się po prostu przyzwyczaili do tej myśli.
Nabieram tez świadomości, że nie można odpuszczać tego co ważne, że jakość kontaktów z ludźmi jest ogromnie ważna, że nie żyjemy sami dla siebie, że nie warto o niektóre rzeczy się spierać.
I myślę, o moim ojcu alkoholiku, który gdzieś tam siedzi sam, że jest bardzo, ale to bardzo nieszczęśliwym człowiekiem, ze nie umiał inaczej i że mi go tak po ludzku żal. Pogubił się i zapłacił bardzo wysoką cenę. Nawet nie wiem ile do niego dzisiaj dociera z tego co kiedyś zrobił nam i mamie i przestało mi zależeć na jego przeprosinach czy tez przyznaniu się do winy. Wierzę, ze w głębi swojego sumienia on to wie.
Wigilię spędziłam u mojej koleżanki, dziwiła się, że mój brat nie wpadł na to, aby mnie zaprosić. Był czas, że faktycznie śmierć mamy nas zbliżyła, ale nie padła żadna propozycja,a ja nie miałam zamiaru się wpychać. Nawet poczułam żal do niego,ze nawet się nie zapytał co ze mną, nie wiem może moje oczekiwania są wygórowane. Wigilie spędza się z najbliższą rodziną, ja jej nie mam, więc powinnam spędzać już sama teraz, aby się wprawić na przyszłość, aby mnie nie zaskoczyło kiedyś tam...
Później sobie pomyślałam, że lepiej, bo może kojarzyłyby się fakty, ktoś coś mógłby powiedzieć niechcący, mogłoby udzielić się napięcie, a tak poczułam coś nowego i świeżego. Było sympatycznie, siedzieliśmy 6 godzin, a mieliśmy wrażenie, że minęły ze 2 godzinki.
Mój wujek (brat mojej mamy) też się poczuwał, aby mnie zaprosić do siebie. Wiem, że nie rozumie wielu rzeczy, zaprasza w odwiedziny i doszłam do wniosku, że zasługuje na prawdę, bo pewnie na swój sposób chce sobie to pookładać. Wstępnie powiedziałam, że wpadnę w styczniu do nich.
To prawda, że czas wpływa pozytywnie, pozwala się oswajać, akceptować po kawałeczku, na raty z nową jakością życia. U każdego ten czas przebiega indywidualnie.
Co do Nowego Roku to rozpisałam co bym chciała zmienić, zobaczyć, spełnić, przeżyć i nie wiem czy starczy mi 365 dni!NIe wiem tez do końca czy to moje prawdziwe pragnienia. Podobnie czułam się po terapii, że część wiedziałam, a część była jeszcze pusta i nie zagospodarowana, jakby nowa jakość się nie zagnieździła i nie umiałam odróżnić co z mojego starego toku myślenia i trzeba się tego pozbyć, a co z nowego. Z drugiej strony będzie się to wszystko w toku weryfikowało.
Dociera też do mnie świadomość mojej śmiertelności, że decyduję tu i teraz, że w teraźniejszości mamy jako ludzie największa moc sprawczą.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie Ewka