Apasjonata napisał(a):Bianka napisał(a):..ja jeszcze miałam względem tego pierwszego w wieku nastoletnim takie dziwne coś w głowie, że "dobro zwycięża zło"
myślałam, że jak będę dobra to to podziała, to go zmieni
To co kiedyś nazywałam dobrem dziś jawi mi się przejmowaniem odpowiedzialności za cudze czyny, zbytnią ufnoscią, zbytnią tolerancją, nieumiejętnością wyznaczania granic, pobłażliwością i jeszcze wiele rzeczy mogłabym tu wstawić.
Dziś dobro jest dla mnie wtedy gdy daje "dobre owoce" choć czasem bardzo bywa niewygodne i czasem ma gorzki smak.
Ale zauwazyłam u siebie , że gdy w ten sposób do tego podchodzę łatwiej mi jest powiedzieć "nie" i nie mam z tego powodu poczucia winy, pozostaję w zgodzie ze sobą.
Mam to samo
Apasjonata napisał(a):Abssinth napisał(a):ale...
jest roznica pomiedzy czlowiekiem doroslym a dzieckiem.
i jesli dziecko nie zna innej rzeczywistosci i slepo kocha rodzicow, tak dorosly czlowiek widzi inne opcje i moze wybierac swoje zachowania...
...co prowadzi mnie w myslowa dygresje - kiedy zaczyna sie ten czas, ze wybieramy swiadomie? kiedy zaczyna sie ten czas, kiedy przyjmujemy odpowiedzialnosc za nasze wybory?
No własnie. Tylko , że mi sie zdaje iż ja na poziomie emocjonalnym nadal tym dzieckiem byłam. Dopiero terapia stała się dla mnie przyspieszonym kursem dorastania .
Dorosły człowiek moze wybrać sposoby zachowania, pod warunkiem , że załączy logiczne myślenie
, a w momencie gdy emocje są zbyt duże to już jest z tym kłopot. Czyli idąc dalej tym tokiem rozumowania, aby móc być dorosłym trzeba umiec sobie radzić z tymiż emocjami ?
Dokładnie tak, ja wtedy też byłam takim dzieckiem, nie wiem nawet czy teraz jest lepiej, wczorajsza terapia rozjechała mnie jak pociąg towarowy
Abssinth napisał(a):Bianka, ja tylko chcialabym przypomniec, ze Twoj maz naprawde jest jedynym przemocowcem, o ktorym slyszalam, ze sie zmienil...
statystycznie rzecz ujmujac, jest minimalna szansa, ze przemocowiec sie zmieni, ze wyajsnianie mu kiedy robi zle itd zadziala na jego psychike...
a tak po rozpisaniu sie, wlasnie do mnie dotarlo, ze - GRATULUJE wam obojgu, Bianko...bo pomimo naprawde starszliwie ustawionych przeciwko Wam szans na lepsze zycie, na dobry zwiazek - udalo sie Wam
Dzięki Abss, ale jakoś trudno mi przyjąć takie gratulacje:( a to dlatego, że owszem przemocy fizycznej nie ma, ale nadal on i ja chodzimy na terapię, nadal przemiana trwa, nadal mój mąż czasem reaguje emocjonalnie, czasem wrzeszczy jak to pisałyście przez okno samochodu na kogoś i najchętniej by mu ...., nadal czasem nie możemy się porozumieć, czasem brak mu empatii...nie wiem czemu akurat on jest takim wyjątkiem, może dlatego, że miał 20 lat jak poszedł na pierwszą terapię (tak mówili terapeuci, że jego młody wiek daje nadzieje), może też to, że nie chciał być jak ojciec, może moje ostre reakcje (już wyszłam z myślenia, że dobro zabija zło:) ) postawiłam warunek terapii i nie dałam mu poznać nigdy jak bardzo trudno byłoby mi odejść, nie zdradziłam się, on się bał, że to zrobię...
Odnośnie Twojej tamtej wypowiedzi, że nie warto terapii dla takich itp, to uderzyło mnie to, bo on trafił na terapię typowo w temacie dla osób stosujących przemoc i to był strzał w dziesiątkę, to tam mu spadły klapki z oczu, że źle rozumuje, że źle robi...ta terapia była jedyną taką grupą w mieście no i niestety szybko zniknęła :/ dlatego ja uważam, że jest ich brak, że mogą pomóc, że nie tylko pomagać ofiarom już kiedy jest musztarda po obiedzie, ale zmieniać też oprawców, działać jakby wcześniej, zapobiegać, naprawiając też oprawców...
Wiem, że istnieją tacy nie do zmiany bo miał takich na grupie, on był tam jedyną osobą która przyszła bo chciała, tamci mieli przymus, albo więzienie...niemniej na serio takie grupy, taka pomoc jest potrzebna...