Siema,
Moja szanowna rodzicielka, osoba prawie siedemdziesięcioletnia a więc i życiowo doświadczona
zawsze marudziła, że nie wie, co ludzie w tej wiośnie widzą. "No tak" - mawiała rodzicielka - "wszytko OK, wiosna, piękne, kwiatki kwitną, ale i zimnem pociągnie, no i inne pory roku także fajne. No i co tak się tą wiosną emocjonować?".
Racjonalistka cholerna!
Dobra bozia widać nie wytrzymała narzekania mojej starszej, i wysłała ją na sześciomiesięczne wakacje do USA, a dokładnie do San Diego w Kalifornii - tak od późnej jesieni do końca kwietnia.
San Diego ma fantastyczny klimat. Leży tuż nad granicą z Meksykiem, ale od Oceanu Spokojnego przez całe lato wieją chłodne wiaterki, więc nigdy nie ma upałów nie do wytrzymania. Zimą kilkanaście stopni i padają deszcze, potem robi się tylko bardziej sucho, i temperatury góra do trzydziestu. Polskie lato bywa bardziej upalne. No i tylko lekkie zagrożenie trzęsieniem ziemi, natomiast tornadami już nie, bo to ponoć nie te amerykańskie stany. No i moja matka siedziała se tam, oglądała jesienią kwiatki, zimą kwiatki w deszczu a potem na wiosnę trochę bardziej suche kwiatki i bardziej żółte trawniki, bo się zaczęła pora sucha.
No i jak zjechała w kwietniu na ojczyzny łono, zdębiała.
Zobaczyła ten cały polski wybuch życia, to szalone kwitnienie wszystkiego, to miododajne brzęczenie pszczół, niekończące się pola maków i mleczów, tę zieleń tak żywą i świeżą, że aż nierzeczywistą...
A mnie po koszmarnej zimie 2010 / 2011 naszła taka myśl, że polska niefajna zima jest po to, żeby można było odebrać główną nagrodę w postaci wiosny...
do miłego ludziska!
Maks