przez lidiarut2 » 3 lut 2008, o 11:01
Wczoraj znalazłam to forum,ale byłam zbyt zmęczona, żeby napisać coś więcej o sobie. Kiedy miałam 13 lat zmarła nagle moja mama i myślę że nigdy się z tym tak naprawdę nie pogodziłam.Zostałam sama z bratem 3 lata starszym, siostrą 3lata młodszą i chorym na raka ojcem (miałam jeszcze dwie siostry już wtedy mężatki które nie mieszkały z nami).Brat nie interesowal się niczym w domu a siostra miała tylko 10 lat więc wszystko spadło na mnie. Pranie, sprzątanie,gotowanie,nauka i strasznie cierpiący ojciec(nie było jeszcze wtedy takich leków uśmierzających ból jak teraz). Starsze siostry wpadały raz kiedyś, żeby pomóc a na codzień byłam sama i nie wiedziałam jak pomóc ojcu kiedy nie mógł już wytrzymać z bólu. Dzwoniłam na pogotowie, przyjeżdżali dawali zastrzyk i odjeżdżali a ja nie rozumiałam dlaczego go nie ratują. Z wzorowej uczennicy spadłam do wyróżniającej. Pod koniec podstawowki złożyłam papiery do technikóm gastronomicznego. Ojciec zmarł w maju, w czerwcu miałam egzaminy, nie zdałam.To wszystko mnie przerosło. dostałam się do zawodówki. Jedna z sióstr zabrała moją młodszą siostre do siebie a mnie zostawili z bratem który skonczył wtedy 18 lat przepisali na niego rentę. Brat nie pracowal i biegał po kolegach, dyskotekach, pił zabierał mi pieniądze. Nie miałam za co jezdzić do szkoły nie miałam czasami co jeść w domu było zimno i nie przyjemnie.Nikogo nie obchodził mój los. Wyrzucili mnie ze szkoły chodziłam po kolezankach żeby czasem ktoś dał mi coś zjeść, były dyskoteki,alkochol chłopcy. W weku niecałych 16 lat zaszłam w ciążę. Radzono mi usunąć ale Pan Bog sam uchronił mnie przed tym krokiem. Wysiadałam z pociagu kiedy jeszcze jechal, upadlam i to chyba spowodowało że w domu poroniłam.(nawet dobrze nie wiedziałam co się ze mną dzieje). Potem było jeszcze sporo chłopakow alkocholu,dyskotek. Teraz z perspektywy czasu wiem że stoczyłam sie wtedy na dno, ponieważ usilnie szukałam kogoś kto by mnie kochał, czulam sie wtedy bardzo samotna i opuszczona. Pamiętam niedziele kiedy wpatrywałam sie w okno obserwojąc rodziny wspolnie idące do Kościoła, czy na spacer. Tak bardzo zazdrościłam ludziom. Ja bylam sama opuszczona przez wszystkich. Miałam żal do całego świata że mnie tak zostawiono, że wzorowa uczennica w podstawówce nie skończyła nawet zawodowki. I wtedy znów zaszłam w ciążę z żonatym facetem. Miałam już 18 lat. Nastąpił wtedy przełom w moim życiu. Zrozumiałam że noszę w sobie istotkę, która będzie mnie kochać bezwarunkowo a ja zrobię wszystko żeby była szczesliwa. Nie miałam pracy. Poznałam chlopaka, który był po szkole specjalnej ale pracowal i był we mnie zakochany.Postanowiłam zwiazać sie z nim zeby stworzyc mojej kruszynce dom. Zamieszkałam z nim i z jego mama w ich mieszkaniu. Wiedzieli że spodziewam sie nie jego dziecka. Urodziłam sliczną córeczkę ktora stala sie dla mnie całym swiatem. Chłopak moj dal jej swoje nazwisko i utrzymanie.Nie kochalam go ale postanowilam go szanowac za to co dla nas zrobil. Po roku znalazłam prace jako szwaczka, podjelam prace, z malutką zostawała jego mama. Kiedy mała miała 3 latka urodzilam dla niej braciszka.Moje dzieci były dla mnie wszystkim tworzylismy rodzine i to było dla mni najważniejsze. Wreszcie miałam swoją rodzine. To nic że do seksu musiałam sie zmuszac, to nic ze tak naprawde go nie kochałam , staralam sie byc dobra żoną i matką.Pracowałam zajmowalam sie domem. Dzieci posyłałam do przedszkola, poznej do szkoły. Okazalo sie ze moja coreczka jest bardzo zdolna,synek też radzil sobie dobrze. Kiedy zmarla jego mama to on zaczał popijac z kolegami jego zakład podupadal, zarabial coraz mniej ja tez straciłam prace bylo nam ciezko ale ja sie nie poddawałam. Znalazłam prace w Toruniu odległym o 60 km od naszego miejsca zamieszkania on tez tam pracował a coreczka dostała się do gimnazjum akademickiego. W moim domu rodzinnym mieszkal wtedy na gorze moj brat z konkubina i z synkiem a na dole moja młodsza siostra z meżem i trojka dzieci. Nie mogli sie ze soba zgodzic wiec brat rozbudowal sobie domek gospodarczy i tam sie przeniósł zostawiajac opuszczona góre pietrowki. Moja mlodsza siostra zachorowala na raka,przeszła dwie operacje ale nie udalo jej sie z nim wygrac. Poprosiła mnie zebym pomogla jej dzieciom kiedy jej zabraknie. Tak mi było żal tych dzieci poniewaz uswiadomilam sobie że oni zostaja w podobnej sytuacji jak ja przed laty. Moj dom rodzinny znajduje sie niedaleko Torunia.Jestesmy wspolwlascicielami wiec postanowilam że sie tu przeprowadzimy. My bedziemy mieli blisko do pracy corka do szkoly i pomozemy tym biednym dzieciom. Postanowilismy tamto mieszkanie wynajmowac a u mnie zamieszkac. Tak tez zobilismy. W tym czasie zmarła moja siostra chcialam pomagac dzieciom ale brat zaczal skutecznie mi to utrudniać buntowal je przeciwko mnie. W koncu dałam spokoj bo zaczynalo sie to wszystko odbijac na mojej rodzinie. Chcac pomóc tamtym dzieciom zaniedbywalam swoja rodzine. Dom okazal sie strasznie zaniedbany i wymagajacy wielu remontow,syn po zmianie szkoly opuscil sie w nauce a maż zamiast mi pomagać zaczął sie uzalac nad soba ze zostawil tam wszystko a ja przeprowadzilam sie tutaj żeby zwiazac się ze szwagrem i go pozniej wyżuce. Stal sie bardzo zazdrosny i bezradny, chociaz ja nie dawałam mu żadnych powodow do zazdrosci. Przestal mi pomagac w domu, wszystkie obowiazki spadły na mnie.On pracuje za najnizsza krajowa ja mam lepszą prace i ubzdural sobie ze go zostawię a on sam sobie nie poradzi. Próbowałam mu tłumaczyc zego nie zostawie ze moja rodzina jest dla mnie najwazniejsza ale to nie pomaga. A ja juz też nie daję rady podołać temu życiu. Sama pracuje jako szwaczka dzieci maja coraz wieksze potrzeby chcialabym zeby mogli sie kształcić bo są zdolni. Kupilam maszyny żeby móc dorobic jeszcze w domu. Ale nie daje już rady. Jade do pracy po pracy jakies zalatwianie spraw zakupy, wracam pale w piecu gotuje sprzątam siadam do maszyny, szyje klade sie spac i od nowa. Nie mam wogole czasu dla siebie i dla dzieci. Zaczynam sobie nie radzic ze wszystkimi obowiazkami ,nie umiem sobie rozplanowac dnia, martwi mnie moj syn ktory w ojcu nie ma zadnego przykladu, sciska mnie w dolku i boje sie o nasza przyszlosc. Ostatnio wracam z pracy kupuje jakies gotowce na obiad krece sie po domu ale nic nie robie , usmiecham sie sztucznie do dzieci a w srodku chce mi sie wyc. Zaczynam nie nawidzic meża za to że jego nic nie obchodzi, ze jest taki bezradny ze siedzi we fotelu i skubie sie po brodzie a mnie zmusza do pracy ponad moje sily. Mam już tego dosć, że musze sama o wszystko sie martwic a on jeszcze mnie oskarza o jakieś zdrady. Przestalam z nim sypiac bo nie moge już zniesć tej jego apati. Nie mam już sił prowadzić go dalej przez życie za rączkę. Chciałabym żeby ktoś pomartwił sie trochę za mnie. Czuje że potrzebujemy obydwoje pomocy. Boję się co będzie dalej z moją wymarzoną rodziną.