Witam, Od prawie 4 lat żyje w wielkim napięciu, bo w swoim sercu kryję tajemnice, której nie potrafię zrozumieć, a którą nie moge podzielić sie z innymi. Mam 43 lata, od 24 lat jestem w stalym zwiazku z meżczyzną- moja pierwsza miłoscią. Jesteśmy zgodna para podobnie myslimy, wspólnie dzielimy nasze pasje, lubimy tych samych ludzi... W sprawach zycia codziennego, wychowania naszego dziecka panuje miedzy nami całkowita zgodność. Jestesmy prawdziwymi przyjaciólmi i żywimy wobec siebie bezgraniczną lojalność. 4 lata temu na jednym z forów internetowych poznałam pewnego mężczyznę. Na poczatku była to tylko wymiana krótkich postów. Z czasem odkryliśmy, ze bardzo dużo nas łączy. Postanowiliśmy się poznać w realu. Oczywiście do spotkania doszło w obecności mojego męża i twierdząc, że sie przecież doskonale wszyscy rozumiemy, mój nowy przyjaciel stał sie również przyjacielem mojego męża. Od tego czasu mijają juz prawie 4 lata. Ów mezczyzna jest człowiekiem, którego zostawiła żona, Poznałam go, kiedy był już po rozwodzie, ale jeszcze mieszkał z nia w tym samym domu.
Z treści maili, a także z przekazów na zywo ( bo spotykalismy się kilka razy w roku) mogłam domyślać się, że jestem dla niego kimś wyjątkowym. Sama też nie ukrywałam, ze żywię do niego pewna słabość. Z moim mężem niby wszystko układa sie dobrze ale brakuje mi poczucia bezpieczeństwa, bo poczucie pewności daje mi on bezwzględnie. To ja myślę o finansach domu, to ja muszę planować remonty, wyjazdy na wycieczki, opłacać rachunki. I mimo, że wiem, ze zawsze pojawi sie przy mnie, kiedy go o to poproszę, to cały czas boje sie co bedzie kiedy np. stracę pracę itp. Wiem, że za bardzo zamartwiam sie czasem na zapas ale inaczej nie potrafię. Mój znajomy zawsze był dla mnie pełen zrozumienia. Kiedyś nawet przez chwilę uwierzyłam, że to On powinien być moją drugą połówką. Zawsze jednak twierdziłam, że małzeństwo i obowiązek wobec dziecka są dla mnie najwazniejsze i zdecydowanie uważałam sie tylko za jego przyjaciółkę. W miedzyczasie namawiałam go na próbę dojścia do porozumienia z byłą żoną, a kiedy okazało się to po 5 latach od rozwodu nadal niemozliwe, do wzięcia kredytu mieszkaniowego i spłacenia byłej żony tak aby się od niego wyprowadziła, bo inaczej nigdy nie stanie na nogach. Tak też w ubiegłym roku uczynił i cały czas okazuje mi za to wdzieczność. w miedzyczasie poznawał inne kobiety. Zawsze mimo tego, ze twierdziłam, ze ma prawo, a nawet obowiazek ulożyc sobie życie byłam o nie zazdrosna. Niestety nic z tego nie wychodziło i zawsze do mnie "wracał". Od dwoch miesięcy jest w zwiazku z mlodszą od siebie kobieta o 20 lat. Spełnia Ona wszystkie jego dotychczasowe pragnienia i wyobrazenia o kobiecie jakiej poszukiwał. I wszystko byłoby piekne gdyby nie to, ze ja zaczęłam umierać z zazdrości. Chce mi sie płakać, szperam w internecie i wyszukuje o niej wszelkich informacji, ogladam jej zdjecia i zazdroszczę wszystkiego- dosłownie. Tak naprawdę o tym mężczyźnie mysle bez przerwy od tych 4 lat. Nie ma dnia, zebym zaraz po przebudzeniu nie pobiegła do niego sercem i myślą. Czuję to, a nawet chyba wiem, że ten ich związek ma wielką szansę. Powtarzam sobie, że zyczę im jak najlepiej, że muszę się przelamać i nauczyć sie cieszyć z ich szczęśćia. Zapewniam go o swojej wielkiej radości z jego szczęśćia, a tak naprawde zabijam samą siebie. Nie potrafie sie skupić na niczym w pracy, w domu bywam rozdrazniona. Czuje, że nie panuje nad swoimi myślami. w duchu łajam sie za to, ze nie wiem czego chcę. powtarzam sobie, ze tysiace kobiet chcialoby miec takie zycie jak ja. Meża dobrego, czułego i wiernego. Zdrowe i radosne dziecko. Pewna prace dającą utrzymanie naszej rodzinie (mój mąz tez ma pewna prace). Po co mi ten facet??? No po co??? A ja nie mogę o nim przestać mysleć. Płakać jak pomyslę, ze z wielkim pożądaniem i nowo rodzącą sie mega silną milością dotyka i piesci jej ciało, całuje usta. Wiem, że chyba nigdy nie zdecydowałabym się na romans, nigdy na rozwód, to dlaczego pozwoliłam się wpedzić w taki slepy zaułek. Płaczę i wiem, że nikomu na Świecie nie mogę tego powiedziec, bo gdyby mój mąż sie o tym dowiedział mogłabym stracić i jego. Może ktoś kiedyś przeżywał cos podobnego??? Może ktoś potrafi mi cos doradzić??? Czuje to, ze powinnam przestać sie z nim kontaktowac. Powtarzam, to sobie co chwilę, a przy nadarzajacej się okazji sama sukam pretekstu do kontaktu, bo oczywistym jest, ze będąc zaangażowanym w nowy związek już do mnie tak często nie pisuje, czy dzwoni. Tak naprawdę, to tylko odpisuje na moje maile... Ja to niby wszystko wiem, a jednak głupieje... Nigdy nie przypuszczałam, ze osoba tak rozsadna jak ja, z bardzo konserwatywnej i katolickiej rodziny bedzietak przezywać coś takiego...