Ewa, tego nie można zabronić. Nie może być aż takiej kontroli państwa. Zresztą to by było głupie i podcinałoby gałąź.
Zwróć uwagę, że te małe zakłady przetwórcze tworzą równiez miejsca pracy. Dlatego tak bardzo ważna jest świadomość konsumenta. Większość z nas nie stać na wszystko, nie stać na jedzenie mięsa z ekologicznej hodowli, nie stać na ekologiczne warzywa, które ( oprócz tego, że urosły na skażonej ziemi, wodzie i powietrzu), były recznie plewione, biologicznie chronione, a nie pryskane chemią. Ale każdego stać na zdrowy rozsądek. Na szacunek do własnego organizmu i własnego portfela.
Naprawdę musimy jeść mieso na każdy posiłek? Naprawdę trzeba tyle kupować? Tyle wyrzucać?
Nie lepiej- mniej a wyższej jakości?
Ja pamiętam jeszcze czasy ( Jak sądzę- Ewka, Ty też pamiętasz), kiedy mięso było na kartki i jadło się je raz w tygodniu. Za to jedliśmy ser, pasty twarogowe, jajeczne i rybne - na śniadania i kolacje. Obiady były naleśnikowe, kluskowe, owocowe, dostosowane do pory roku. Przypominasz sobie, ile dzieci z Twojej klasy w podstawówce miało alergię? U mnie nikt. A teraz co drugie dziecko cierpi na alergię. Gotowanie posiłku dla rodziny to nie lada wyzwanie, bo każdy ma alergię na coś innego. To stąd te próby wykonania samodzielnie jogutrów w domu, przez np moich znajomych- bo czytanie etykiet w sklepie zabiera mnóstwo czasu, a konsekwencje zjedzenia przez dziecko np śladowych ilości orzeszków arachidowych ( które są prawie w każdym jogurcie)- dla dziecko w najlepszym razie- bardzo dotkliwe. A nikt mi nie powie, że to taka wielka sztuka i starszna udreka podgrzać litr tłustego mleka, dodać do tego łyżkę jogurtu z kulturami bakterii, wlać do termosu i poczekać do rana, zanim natura zrobi swoje i bakterie w ciepłym mleku się rozmnożą; a potem wymieszać z dowolnymi składnikami, na które dziecko nie ma uczulenia. No i nie trzeba doktoratu z matematyki, zeby policzyć, że 2 zł za litr jogurtu + koszt dodatków, to dużo mniej niż dwa złote za 150 ml.
Jak tak patrzę na wózki w sklepach, to czasem mam chęć zaproponować ludziom, żeby mnie wpuścili do swojej kuchni na tydzień, dali mi pieniędze, które wydają i pozwolili gotować, a zatrzymać dla siebie tylko różnicę w cenie, którą zapłacili za przetworzone produkty: pierogi, zupki, sosy w proszku, jogurty, serki smakowe, smakowe bagietki (
) placki ziemniaczane w proszku (
). Byłabym bardzo bogata, wcale nie rezygnując z normalnej aktywności zyciowej... Jak policzę, że ja za 12 zł mam 6 pełnych porcji obiadowych i patrze na ludzi, którzy kupują tackę z czymś, co już na tej tacce ma kolor ścierki ( zapachu nawet nie chcę sobie wyobrażać) i płacą za to ( taką porcję na tacce) prawie 10 zł, to się zastanawiam, ile oni zarabiają, że ich stać na takie marnotrawstwo...
Tak jest ze wszystkim. No, prawie wszystkim...