Mój problem zaczął się dobrych kilka lat temu. Gdy miałam 16 lat ojciec bił mnie mamę siostrę. Trafił do psychiatryka, ale szybko wyszedł. Rodzice się rozwiedli.
Kilka lat po tym mama poznała kogoś i wyjechała, musiałam zamieszkać z ojcem. Wtedy już byłam w związku z obecnym mężem. Z ojcem nie mogłam się dogadać więc pomieszkiwałam u rodziców chłopaka, a on sam poszedł do wojska. Jego rodzice nigdy mnie nie akceptowali i ciągle mnie obrażali. Wynajęłam więc pokój, znalazłam pracę. Potem zaszłam w ciążę, nieplanowaną. Z tego powodu musiałam wrócić do rodziców chłopaka, oni sami to zaproponowali. Niestety nawet w czasie ciąży dręczyli mnie psychicznie. Urodziłam w 7 miesiącu. Po porodzie z córcią, ze względu na wcześniactwo, nie mogłam wychodzić na dwór przez pierwsze tygodnie ani jej kąpać, takie wskazówki dał mi lekarz kiedy nas wypisywano. To było lato, bardzo gorące, dlatego dopiero po miesiącu odbył się pierwszy spacer. Wtedy też zaczęłam być wyzywana przez matkę chłopaka, wmawiał mi że jestem beznadziejną matką, że nie umiem dziecka pielęgnować, że przeze mnie dziecko będzie miało krzywiznę i grzybicę, groziła mi że odbierze mi prawa rodzicielskie. Był straszne awantury, zaraz potem straciłam pokarm, na co położna powiedziała że to przez stres. Kiedy wychodziłam do łazienki ,,teściowie" odwracali się plecami do mnie albo wprost mówili że mnie nie lubią. Zamknęłam się w sobie, praktycznie żyłam tylko w tym małym pokoju. Miałam pewne przeczucie, że matka chłopaka szpera w naszym pokoju kiedy wychodzę, zostawiłam więc telefon z włączoną kamerką i potwierdziło się że miałam rację. Mój chłopak zawsze mnie bronił, widziałam to, że stoi za mną murem. Ale i z nim nieraz się pokłóciłam, tłumaczyłam sobie jednak że to przez stres. Po roku wzięliśmy ślub cywilny, ze względu na dziecko, po czym jego rodzice przestali się do nas odzywać. A kilka dni przed ślubem mój przyszły mąż usłyszał od rodziców że po co mu to, że pakuje się w bagno. Jego rodzice uważali że jestem dla niego nieodpowiednia, bo pochodzę z rozbitej rodziny, bo nie mam zawodu, jestem brzydka i gruba. Dwa miesiące po ślubie wyrzucili nas z domu, kazali się wynosić bo stwierdzili że obrzydzam ich i że mnie tak nienawidzą że nie mogą na mnie patrzeć. Moja córka miała wtedy ponad rok. Zamieszkaliśmy u mojego ojca, nie mieliśmy dokąd iść, ja nie pracuję więc żyjemy tylko z pensji męża. Opłaciło się to nam, ponieważ ojciec sprzedał dom i kupił nam mieszkanie w Oleśnicy, bo tu pracuje mój mąż.
Wtedy myślałam że wszystkie moje problemy znikną. Ale myliłam się. Mieszkamy tu dopiero niecały rok, moja córka będzie miała teraz 3 lata. Mój mąż to na ogół dobry normalny człowiek. Były jednak awantury z różnych powodów, które kończyły się tak że mnie tylko powyzywał. Staram się być dobrą żoną, piorę gotuję robię mu kanapki do pracy, sprzątam. I zajmuję się córcią, czasem myślę że tylko dla niej żyję, dla niej to wszystko robię. Nie pracuję, nie mam tu przyjaciół, znajomych. Nieraz rozmawiałam z mężem o jego rodzicach, ale on twierdził że nie chce ich znać.
U niego jest tak że ma kilka, czasem kilkanaście dni kiedy jest normalny, zabawny, dobrze się dogadujemy. Ale ma czasem takie wybuchy złości i agresji. Dowiedziałam się kilka miesięcy temu że mam przepuklinę pępkową i nie wolno mi podnosić małej, więc on musiał przejąć obowiązek kąpieli, wkładać i wyjmować córkę z wanny, kiedy zazwyczaj wszystkie czynności przy dziecku robiłam ja. Pewnego wieczoru poprosiłam go, czy może mi pomóc, przyszedł włożył małą, widziałam że jest jakiś zły, zapytałam czy coś się stało, odpowiedział że przerwałam mu oglądanie filmu i że nie ma chwili spokoju, przeprosiłam, powiedziałam że to przecież zajmuje tylko chwilkę, na co on mi powiedział, zacytuję: ,,mam gdzieś te twoją przepuklinę, dla mnie możesz zdechnąć, umrzeć". Powiedział to przy dziecku, ja wiem że mała nie rozumie jeszcze znaczenia takich słów ale było mi przykro. Ale takie sytuacje zdarzały się coraz częściej, przy małej, awanturował się, krzyczał na mnie obrażał mnie, wyzywał, bardzo przeklinał. Przed kimś, czy moimi siostrami czy jego znajomymi on jest bardzo dla mnie miły uprzejmy i bawi się z dzieckiem. A w rzeczywistości z małą nigdy nawet nie wyszedł na spacer, bo mu się nie chciało. Kiedy miałam gorsze dni, mówiłam że jestem zmęczona to krzyczał na mnie, że niby czym moge być zmęczona, jak tylko siedzę w domu. Ja wszystko znosiłam, nawet to kiedy w nocy po jakiejś kłótni zaczynał mnie przytulać i mówił ,,chodź na zgodę się pokochamy" nie odmawiałam utwierdzałam sie w przekonaniu że tak będzie lepiej. Bo kiedy kilka razy odmówiłam, wyzywał mnie że jestem ku*** szma** dziw** i że sie nawet do tego nie nadaje. Kiedy umarła moja ciocia z którą mocno byłam związana, powiedział mi kiedy płakałam, że na wsparcie muszę sobie zasłużyć. Kilka dni później pojechał ze mną na pogrzeb i odegrał rolę dobrego męża i ojca.
Kilka dni temu umarł jego szwagier, w zasadzie nie utrzymywaliśmy z nim kontaktu, ani z siostrą męża. Mój mąż pojechał do Wrocławia spotkać się z siostrą ale jej nie zastał, więc pojechał do rodziców. Siedział tam kilka dobrych godzin. Ja to rozumiem szanuję. Ale od kiedy wrócił od nich, wobec mnie zachowuje się strasznie. Pytałam o czym rozmawiali, odburknął coś. Powiedziałam, że to dobrze, że z nimi sie widział, pojechał, że mogę z nim iść na pogrzeb, ale na stypę nie bo nie będę się tam dobrze czuła, zwłaszcza że nie znałam praktycznie jego szwagra. Powiedziałam też, że nie chce jechać do jego rodziców do domu, bo to miejsce źle mi się kojarzy, że nie chce tam wracać, teraz mam swoje mieszkanie i może kiedyś oni nas tu odwiedzą.
Wtedy się wściekł, znów przy małej, nie wiedziałam że tak zareaguje. Szybko dałam małą do drugiego pokoju, on zaczął mnie wyzywać znów obrażać przeklinać, groził że spotka się ze mną w sądzie, że zabierze mi dziecko, że jestem nikim i na nic nie zasługuję. Chciałam go uspokoić ale uderzył mnie drzwiami, odsunęłam się, obok stało krzesło więc trzaskał drzwiami w to krzesło. Córcia się wystraszyła zaczęła płakać. Uspokoiłam ją. On tylko mi jeszcze powiedział że nie chce abym z nim szła na pogrzeb. Wieczorem gdy mała spała, chciałam z nim porozmawiać na spokojnie, ale znów mnie wyzwał od najgorszych, mówił że nie można na mnie patrzeć, że jestem tłustą wariatką, prosiłam żebyśmy porozmawiali ale on powiedział że mam wyjść, że nie może na mnie patrzeć, groził, że to mieszkanie, które póki co jeszcze jest ojca ale ma być tylko na mnie przepisane, że to mieszkanie w połowie jest jego i mi to zabierze i że córkę mi zabierze bo ja jestem nikim. I od tej pory się nie odzywamy.
Boję się go. Boję się, że zabierze mi wszystko, że mi odbierze moją małą córcię, dla której wszystko poświęciłam. ja nie mogę patrzeć w swoje odbicie. Żyję tylko dla dziecka dla niej wszystko poświęciłam. Ciągle żyje w stresie o to co będzie jutro. Proszę mi pomóc, nie wiem jakie ja mam prawa, co ja robię źle bo nie wiem, nie mam się kogo poradzić, czuję się samotna bezsilna nie wiem co robić...