KATKA napisał(a):Nie chce.....ranić.....wymuszać reakcje.....zachowania...nie tędy droga....to wiem na pewno
tez nie chce, ale robie TO.
...........
2 dni temu poczulam,ze jak zaraz sie nie "pokloce" to nie wytrzymam. On sie na poczatku nie dawal sprowokowac, ale.... po pewnym czasie dal. Wiec sie...zaczelam pakowac...Zadzwonilam do przyjaciolki, przyjechala do mnie. I jak juz wszystkie ciuchy mialam spakowane, jak juz na niego nawrzesczalam, to poczulam ULGE...
A w tym wszytskim NAJGORSZE jest to, ze... NIE MIALAM ZADNEGO RACJO powodu... Wrocil wczesniej z pracy, mielismy zaplanowany wieczor i....wszystko w ciagu 2 g leglo w gruzach, bo "S. sie znowu czepia"...
I za kazdym razem po fakcie mysle sobie, ze nie powinnam byla, ze moglam zagryzc zeby i... nie dac sie opanowac tym emocjom. Moze to poczatek jakiejs powaznej choroby psych?
Spogladam wstecz i jak patrze, ile NUMEROW mu narobilam...to az mi wstyd. Ile sobie tak naparwde "spapralam" znjaomosci, zycia... Mecze innych bo nie jestem w stanie sama sobie ze soba poradzic... Nawet przy jego rodzicach.. Oddalam mu pierscionek, bo mnie zdenerwowal tym, ze rozwiazywal sudoku, kiedy ja juz skonczylam i sie mna nie zainteresowal.
Jak patrze na to wszystko, to wydaje mi sie,ze czesci klopotow moglibysmy uniknac, gdybym nie byla w goracej wodzie kapana. Gdybym potrafila nad soba panowac. Nie zloscic sie, ale konstruktywnie rozmawiac...
Czesc jego znajomych ma mnie za wariatke... Za chora zazdrosnice, ktora nie akceptuje nikogo i niczego i urzadza SCENY. Staly punk naszych wspolnych imprez: zlosc i nerwy moje, bo np. ona sie dluzej na niego patrzy, bo on z nia rozmawia... i ten CHOLERNY MUR: ja nie podejde, nie przytule sie,bo wyjde na zazdrosnice...A w konsekwencji wychodze na ta, co ma nierowno pod kopula... kolejny zwiazek, kolejne sceny. Raz juz przez to przechodzilam.W momencie, gdy facet zapragnal troszke wlasnego zycia, zaczely sie moje "jazdy". Spoznia sie 10 minut-tak, pewnie pojechal sie spotkac z inna. I chociaz ganilam swoje mysli, to one i tak sie pojawialy. I co? gotowy pretekst do klotni. Nie do konca chodzilo o jego spoznienie 10 minytowe tylko o to,czy on przypadkiem mnie nie zdradza. Mam jakas dziwna fobie, ze wszyscy naokolo mnie oszukuja i zdradzaja... i ze nie ejstem tego warta,zeby ze mna byc i mnie kochac, bo przeciez jest tyle pieknych, wartosciowych osob wokol Niego, wiec na co mu ja z moimi problemami emocjonalnymi?
I rodzice, a raczej ten piep.... status matreialny, Wydawalo mi sie,ze juz jest po problemie, a on..nadal trwa. Moj B. ma kompleks jakis na punkcie mojej rodziny....Ale to raczej nie "moja brocha"...Gorzej,ze mnie to musi dotyczyc i ja czuje sie winna z tego powodu...
oj, rozpisalam sie... Ale chce to wszytsko z siebie wyrzucic...