I minęło kilka mcy... wiec odpowiem teraz wiecej... zdecydowanei wiecej...
"gniew,płacz,"chęć uduszenia chłopa"" były, na przemian z myslami samobójczymi, obwinianiem siebie itd. to było totalna hustawka emocjonalna. Nie dało rady inaczej, kiedy przez ostatnie mce zwiazku musiałam wysłuchiwac o tym jaka jestem beznadziejna, że studiuję małoambitny kierunek, że moja praca jest równiez mało ambitna, ze nie stac mnie na to zeby znalezc lepszej pracy, bo jestem za słaba i za głupia (potem twierdził, ze chciał mnie w ten sposób zmotywowac, zebym sie wzieła w garsc), że nie umiem napisac pracy magisterskiej (wg niego), ze nei dorastam do pięt ładnej, inteligentnej i ambitnej studentce medycyny... że ona go rozumie, a ja nie, bo jestem za mało ambitna i nie mam zbyt wygórowanych potrzeb. Wtedy dopiero zaczeło do mnie docierac, ze tylko na poczatku zwiazku próbował mnei docenić za to, że jestem inteligentna, za moją osobowosc. potem zawsze chciał tylko zebym dobrze wygladała. to był jedyny wymóg kiedy gdzies razem wychodzilismy, czy nawet kiedy bylismy sami w domu - nie lubił jak sie nei malowałam w domu albo ubierałam inaczej niz chciał. Pamietam, ze jak kupiłam torebke, która bardzo mi sie spodobała, to przez kilka mcy wypominał mi, ze jest obrzydliwa i ze po co ją kupiłam, skoro on mi mówił, ze jest brzydka... i zebym jej nie zakładała jak z nim wychodze.
A potem całe nasze/swoje zycie dzielił z nia... jak juz pisałam, bo ona go rozumiała, bo potrzebował sie komus wyzalic, kiedy z JEJ POWODU pojawił sie powany kryzys w naszym małzenstwie. Zdrada emocjonalna boli chyba duzo bardziej niz fizyczna ... Ale ja głupia ciagle wybaczałam, ciagle wierzyłam ze on naprawde chce sie zmienic. Dawałam szanse za szansą. Zdecydowalismy sie na swego rodzaju separację. Miałam wyjechac na kilka miesiecy do rodziców. On miał zostac w innym miescie. I kiedy wszystko juz było gotowe do przeprowadzki– grom. Dowiedziałam sie jak wykorzystywał swoej szanse... Okazało sie, ze jednak nie cierpiałam na schizofrenie paranoidalna (co mi próbował wielokrotnie wmówic, mimo ze faktycznie w wyniku wielu sytuacji o których juz nawet nie mam sił ani ochoty mówic zaczełam popadac w chorobliwa zazdrosc), ze to co (jak twierdził) wymysliłam sobie, miało miejsce naprawde. Nie tylko ja widziałam, jak w publicznym miejscu, stojąc metr ode mnie obmacywał 16 letnia dziewczynke. Nie tylko ja miałam wrazenie, ze dziwnie zachochywał sie w towarzystwie dziewczyny kolegi... – dziewczyna przyznała, ze ją kilkukrotnie nagabywał i skałdał rózne propozycje. Podobnie zreszta jak wspomnianej dziewczynce. Wtedy cos we mnei pekło. Powiedziałam, ze to koniec. Ze nei chce separacji. Chce tylko zeby raz na zawsze zniknał z mojego zycia, bo mam dosc cierpienia, mam dosc upokorzen. Pierwszy miesiac był koszmarem... gdyby nei bliscy, którzy zawsze wtedy byli przy mnie, na których w kazdej chwili mogłam liczyc (i moge do tej pory), az boje sie pomyslec bo teraz by sie ze mna dzialo... przemogłam to. Zniosłam kolejne setki smsów jakie dostawałam przez cały miesiac. Cierpliwie czytalam, jak mieszał z błotem mnei i całą moją rodzine. były tam naprawde rózne bardzo przykre rzeczy, których teraz nawet nie chce pamietac i które podswiadomie wyrzuciłam z pamieci. Że żąda zebym natychmiast złozyła pozew, ze nei chce zebym nosiła jego nazwisko, ze chce jak najszybciej to zakonczyc. Oczywiscie usunał mnie ze znajomych na FB, zablokował mnie i wszystkich moich bliskich.
Potem była cisza. Głucha cisza. w sierpniu zaczał sie odzywac. Stopniowo, powoli. Najpierw dostałam mms z naszym starym zdjeciem. Nei zareagowałam. Potem kolejno smsy co u mnei słychac, ze chciałby sie spotkac. Nei reagowałam. Ze teskni. Ze mu mnie brakuje. Ze chcialby porozmawiac. Ze nadal kocha. Jak sie później dowiedziałam, dziwnym trafem te smsy zbiegły sie w czasie z jego problemami mieszkaniowymi – został eksmitowany z wynajmowanego mieszkania.
I tak jest do dzis. Regularnie smsy i maile. Poczatkowo odpisywałam oschle, wtedy kazdy kolejny jego sms kipiał bardziej nienawiscia niz miłoscia. Potem przestałam odpisywac. Odpisywałam sporadycznie. Czułam sie znów silna, nie zwracałam uwagi na jego „spam”. Wróciłam do równowagi psychicznej, wiedziałam ze nie kocham, ze jestem w koncu wolna od niego. Że moge byc szczesliwa, ze moge robic to co naprawde. Po drodze złozyłam pozew. Został wyznaczony termin rozprawy. On pozwu nie odebrał, bo jak sie okazało, nie poinformował mnei o zmianie adresu. Ale na rozprawie sie pojawił... I zawnioskował o odroczenie rozprawy o min. 2 tygodnie, poniewaz nie miał mozliwosci zapoznania sie z pozwem i nie moze sie odniesc do tresci dokumentu, którego nei przeczyatł. Porzypomniałam ,ze otrzymał ode mnie pozew mailem jeszcze przed złozeniem. Potwierdził ale stwierdził, ze tego równiez nei przeczytał (mimo ze nawet go wtedy skomentował smsem...). W efekcei rozprawa jest odroczona. A on w dalszym ciagu spamuje mnei mailami o tym jak o bardzo mnie kocha i jak bardzo chce zebysmy do siebei wrócili i ze na pewno nei zgodzi sie na rozwód. Próbuje odwoływac sie do róznych wartosci – religii, koscioła, rodziny. Do wszystkiego! A ja znów czuje sie słaba
nie kocham i nigdy juz nie pokocham ani nei wybacze. Nienawidze z całego serca. Ale na mysl, o tym wszystkim co przeszłam i o tym, ze jesli odrzuci pozew bede musiała wykazac jego wine, czuje jak nogi sie pode mna uginaja... brak mi sił zeby walczyc. A tak bardzo chce sie w koncu od neigo uwolnic