Dziękuję za odpowiedzi
Dziś znowu próbowałam rozmawiać z chłopakiem. Mam wrażenie, że oboje mówimy o czym innym. Nie potrafię do niego dotrzeć, sprawić by mnie zrozumiał, bo odpowiada atakiem. Mamy do siebie pretensje o to samo, nie ufamy sobie wzajemnie. Mamy utarte myślenie o sobie – on jest przekonany, że ja ciągle się czepiam, robię problemy, nie akceptuję jego straży, że go podejrzewam; a ja obawiam się, że on mnie nie szanuje, że nie widzi we mnie nic dobrego i uważa za gorszą. To wszystko wpływa na to jak postrzegamy nasze zachowania. On stoi na stanowisku, że to ja bardziej mam się zmienić, a potem on. Twierdzi, że przeszłość nie wpływa na to jacy jesteśmy, że życie toczy się dalej a ja stoję w miejscu bo wracam do przeszłości… Już jestem zmęczona myśleniem nad rozwiązaniem tych problemów, on w dodatku twierdzi, że myślenie mi szkodzi…
W tym tygodniu mam spotkanie z koleżankami, gdy powiedziałam chłopakowi, że mnie w ten dzień nie będzie to odparł, żebym wróciła do domu na tyle wcześnie (nie ostatnim autobusem), by jeszcze on mógł do mnie przyjść. Hmm… a gdy w zeszłym tygodniu on miał spotkanie z kolegami to nie widzieliśmy się w ogóle, ani przed ani po, nawet nie napisał, nie zadzwonił, a podobno skończyło się o godz. 22. Dziwne chyba.
Myślę nad odejściem. Jestem zapisana na terapię, bo muszę odzyskać poczucie własnej wartości, bo moje życie zbyt kręci się wokół niego. Dlaczego inni widzą we mnie dobre cechy a on ciągle powtarza, że jestem konfliktowa, beznadziejna, że robię wszystko by nie było dobrze? Nie miałam innego chłopaka takiego na poważnie, dlatego nie wiem jacy są inni mężczyźni w stosunku do mnie, bo nie mam też kolegów.
Dziś powiedział mi „droga wolna” – już to słyszałam wiele razy, dlatego nie biorę tego serio. Boję się odejść, boję się samotności i boję się jego – co on zrobi, jak mnie potraktuje, potrafi być taki chamski… Wszystko będzie na mnie, będzie mnie obwiniał, będę tą złą… Boję się, że tego nie wytrzymam. On często reaguje złością, trzaska drzwiami. Kiedyś z nerwów rozbił swój telefon na drobne kawałki... Nerwy w nim siedzą.
Ma u mnie swoje rzeczy, powinnam mu powiedzieć by je zabrał, ale nie jestem tego pewna. Boję się jego reakcji. Nie jestem pewna, że chcę odejść ani tego, że chcę budować ten związek. Jakie on ma podstawy? Ile razy można zaczynać od nowa? Zbyt dużo we mnie nadziei i poczucia winy. A czy go kocham? Piszę mu czasem w smsach te słowa, on mi też – ale co znaczy kogoś kochać tak naprawdę? Wydawało mi się, że on jest miłością mego życia. A gdy przychodzi do mnie to ja pocę się z nerwów, bo nie wiem czego się spodziewać…
Dziękuję Wam, że piszecie. Może wreszcie otworzą mi się oczy i przyjdzie ta odwaga, albo nadzieja stopnieje...
Pozdrawiam i ściskam serdecznie