Witam wszystkich!
Sama nie wiem od czego zacząć. Zazwyczaj mało mówię o sobie ,sama nie wiem co mnie nakłoniło do tego, żeby tu cokolwiek napisać. Zapewne i tak nie bedzie to post odzwierciedlający do końca moje problemy ale spróbuje.
Przede wszystkim: okaleczam się od ok. 6 lat, nie robię tego regularnie (dzięki Bogu!), czasem da się przezwyciężyć chęć zrobienia tego..... Za każdym razem jednak kiedy myśle, że już z tym skończyłam, coś mnie tak zdenerwuje, zasmuci, zdołuje, zniechęci, że.......muszę to zrobić!!!!!
Co dziwne, robię to jednak w takich miejscach, aby nie było widać (nogi,brzuch). Na rękach mam tylko niezauważalne, stare ślady, generalnie zaprzestałam okaleczania rąk jakiś czas temu, kiedy zauważyłam, że skóra już nie rośnie i blizny nie goją się tak dobrze.
Dlaczego okaleczam sie w niewidocznych miejscach??????? Żeby ludzi nie wzieli mnie za TOTALNA wariatkę. Czemu za TOTALNA???? Dlatego że z upływem czasu rozmawiam z coraz mniejszą ilością ludzi. Juz nawet nie dlatego, że nie chcę, lecz dlatego, że nie umiem!!!! Wstydze sie wszystkiego i każdego. Nie mówiąc o facetach! Miałam kilku, każdy, KAŻDy traktował mnie tragiczne. Zdrady i reszta o której szkoda pisać....... To i inne przykre doświadczenia, może nawet nie tak poważne, lecz dla mnie ważne, siedzące głęboko w mojej pamięci męczą mnie!!! Nie mam z kim o tym pogadać, nawet jeśli bym miała, to bym na pewno tego nie zrobiła!!!!! Chociaż.... może i bym się skusiła, lecz.....co z tego skoro nie mam znajomych. Jestem zwyczajnie sama! Mam wrażenie, że nikomu na mnie nie zależy!!!! Mam ogromne kompleksy!!!! Kompleksy to głównie przez facetów, ale też przez wredne dziewczyny!!!!! Bo wszyscy myślą, że jestem taka pewna siebie i że tak naprawdę to jakie to ja mogę mieć dylematy... Według nich - żadne!
Nie mam chęci do życia, nic mnie nie cieszy. Kiedyś miałam superplany, jak to będzie w przyszłości, jak mi sie będzie układać, ile ja będe zarabiać, gdzie pracować, z kim żyć!!!!! Teraz widze, że nic z tego, płakać mi sie chce nad moim losem. Studiuje ale nie ma, nikogo, nawet nie wierze w to co studiuje. Nie wierze też w swoje hobby, w którym niegdyś pokładałam tyle nadzei. Nie chce niczego, szczerze, oddałabym życie komuś innemu kto potrzebuje go o wiele bardziej!!!!!!!!! Nie chce żyć, czy nie da się przekazać komuś życia????? Dlaczego????
Momentami popadam w paranoje, mam wrażenie, że jestem totalnym alienem. Boje się wyjść na ulice, wstydze sie sama siebie, swojej osoby. Miewam wrażenie, że moja rodzina ukrywa fakt, że jestem chora psychicznie!!!! Że ludzie, z którymi od czasu do czasu uda mi sie porozmawiać, robią to ze zwykłej litości! Że garstka niewielu znajomych, z którymi zdarza mi się rozmawiać, robi to z litości lub nawet, że im zapłacono!!!!!! Czasami mam wrażenie, że wszędzie są kamery i to całe moje życie to badanie na człowieku (na mnie) sprawdzające moje zachowanie w różnych przykrych, codziennych, czasami banalnych, a nawet paradoksalnych momentach!!
Tak jak napisałam, posiadam trzy problemy: okaleczanie, niechęć do życia, ludzi, wszystkiegoooooo!! oraz totalne paranoje. Czasem bym chciała bardzo rozmawiać z ludźmi, miewać znajomych, chodzić na imprezy. Czasem mam momenty kiedy wydaje mi się, że moge wszystko naprawić!! Nawet często nabieram takiej siły na zażegnanie problemów. Ale to tak tylko na kilka dni!! Zazwyczaj kontakty z ludźmi nie wychodzą pomyślnie....... Ludzie twierdzą, że jestem dziwna. Jestem specyficzna, wiem o tym. Ale w internecie spotykam dużo ludzi z podobnym poczuciem humoru, stylem mówienia, poglądami. Jednak w rzeczywistości kogoś zawsze musi razić moje zachowanie. Często też nikt mnie nie zauważa!!! Co w przypadku mojej osoby jest tragedią - zawsze marzyłam o zupełnie innym życiu!!!!!!!!!!!!!!! Aha i odrazu poinformuję... to, co myślą o mnie ludzie, to nie moja wyobraźnia. Nie raz ktoś mi powtórzył lub przypadkiem wyszło na jaw, a jeszcze lepiej - któs mi powiedział prosto w oczy, co o mnie myślą!!!!
Co mi jest????? Co z tym zrobić???? Nie pójde do lekarza ani psychologa nigdy w życiu!!! Rodzina weźmie mnie za wariatkę, w domu i tak twierdzą, że mam nie równo pod sufitem!! Nie dokuczają mi, bardziej się z tego śmieją, ale nie wyśmiewają. Oni po prostu myślą, ze jestem zwariowana. Gdyby każdy tak myślał, moje życie było by o wieleeeeee prostrze!!!!!! Gdybym chociaż mogła rozmawiać z ludźmi jak inni...nigdy nie wiem co mówić! Doceniam moją rodzinę, nie mówcie tylko że powinnam się cieszyć chociaż tym, że mam rodzinę.. Chciałabym też chociaż jakiejś pociechy z tego życia, widziec piekno najprostrzych rzeczy, zadowolenie z tego co robię, lub przyjaciela, lub faceta który mnie doceni nie tylko jako lalkę do zabawy......
Czy mogę sobie jakoś pomóc?? To w zasadzie pytanie retoryczne. Ja nie widzę już dla siebie nadziei. Wiele razy myślałam o samobójstwie, lecz jedyne co mnie powtrzymuje to fakt, że nie chce ,aby moja rodzina cierpiała przeze mnie. Nawet nie wiem czy w odpowiednim temacie napisałam posta..... Ehhh
Co o tym sądzicie? Czy coś w ogóle sądzicie? Przepraszam za nudy.