przez nadniemnem » 26 sty 2012, o 20:56
Nie mam z kim porozmawiać o tym, co najbardziej mi ostatnio doskwiera, ale nie radzę sobie z tym sama. Dlatego piszę. Nie wiem, jak sobie poradzić z tym, że coraz bardziej nie lubię mojego męża. Często obraża się o jakieś drobiazgi, potrafi nie odzywać się do mnie przez dwa dni, na przykład dlatego, że obcięłam naszej córce przydługą grzywkę, co mu się nie spodobało. Sytuacje tego typu, absurdalne i niezrozumiałe dla mnie, pojawiają się w naszym związku coraz częściej. Nie mam już cierpliwości ani siły, żeby wyciągać rękę i udawać, że jest ok, godzić się i żyć nadzieją, że do końca tygodnia przetrwamy w tej zgodzie. Drażni mnie jego gburowatość, którą, gdy jest na mnie obrażony, okazuje np. mojej mamie czy jakiejś koleżance, która do mnie wpadnie. Potrafi być jednocześnie bardzo miły w rozmowie telefonicznej z jakąś koleżanką z pracy. Do obcych ma wiele cierpliwości, mnie okazuje niechęć i agresję. Nasza relacja jest coraz bardziej formalna, w zasadzie sprowadza się do wzajemnej wymiany dóbr – do południa ja zajmuję się dzieckiem, żeby on mógł pracować, po południami ja wychodzę do swojej pracy dorywczej, a on siedzi z dzieckiem. Dziecku także często okazuje swoje zniecierpliwienie i marudzenie naszej córki interpretuje jak zachowanie dorosłego, krzyczy na nią. Poza tym, od 14 miesięcy nie uprawiamy seksu. Założyliśmy sobie, że poczekamy ze współżyciem, aż będę w stanie, poprzez obserwacje (naturalne metody planowania rodziny) swojego ciała ustalić dni płodne i niepłodne. Ale to jest bardzo trudne, bo choć już od 5 miesięcy dziecka nie karmię, cykle mam zaburzone i nie potrafię zbyt wiele wyczytać z wykresów. A dziecka drugiego nie chcemy mieć jeszcze oboje. Nasza decyzja o braku współżycia motywowana była względami religijnymi, ale ja już jakiś czas temu bardzo się zbuntowałam, bo pragnę współżyć z mężem. Zasugerowałam, że możemy użyć prezerwatywy. Mój mąż jednak twierdzi, że musi to przemyśleć. Czuję się odrzucona, zaczynam mimowolnie snuć fantazje o innych mężczyznach, każde, potencjalne zainteresowanie jakiegoś innego mężczyzny jest dla mnie bardzo ważne, bo mój mąż okazuje mi szacunek, przywiązanie i łoży na moje utrzymanie, lecz nie ma między nami żadnej iskry. Choć on twierdzi, że mnie pożąda. Pewnie powinnam doceniać jego poświęcenie, być może on wie, że jeśli nawet zaczniemy współżycie z prezerwatywą, dopadną nas wyrzuty sumienia. Może i chce mnie w ten sposób chronić. Ale ja boję się, że wkrótce, jak tak dalej pójdzie, będę miała wyrzuty sumienia z gorszego powodu – z powodu pożądania kogoś innego, niż mój sakramentalny mąż. Najgorsze i najbardziej smutne jest to, że powoli zaczynam obojętnieć na jego humory, obrażania, gburowatość, a ciche dni przeciągają się. Kiedyś nie potrafiliśmy zasnąć niepogodzeni. Teraz… czasami jest mi lżej, gdy wiem, że wróci i nie będzie się ze mną kłócił, bo od wczoraj się w ogóle nie odzywa. Cisza, spokój. Martwa cisza. Jestem zmęczona reakcjami męża, naszą relacją. Męczymy się nawzajem. Coraz częściej myślę o tym, że małżeństwo nasze było błędem. Chciałabym znów zakochać się w nim, rozkochać go w sobie, chciałabym zacząć od polubienia go, oczywiście. Tylko na chęciach się kończy, gdy słyszę jego odrzucający ton, widzę zmarszczone czoło. Może ktoś ma jakąś złotą radę? Może ktoś przeżywał coś podobnego? Może… ktoś pomoże?