zostac czy odejsc...

Problemy z partnerami.

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 12 sty 2012, o 14:55

jesli tak im dobrze, to w porzadku :) ciesze sie, jak ludzie sa szczesliwi :)

aczkolwiek mnie by to osobiscie srednio cieszylo - i na szczescie nie jest to jedyny obowiazujacy model zycia :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ludolfina » 12 sty 2012, o 15:03

oj ja tez sie ciesze (ze nie jest to jedyny obowiazujacy model zycia)
wogole ciesze sie ze nieobowiazujace tez istnieja :)
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 13 sty 2012, o 03:04

Hej...
Ludofinka, cieszę, się ze twoi znajomi są szczęśliwi w takim układzie, muszą się kochać :)

Co do mojej zdecydowalnosci, to zawsze z tym mialam problem.. nigdy nie potrafilam :evil: podejmować trafnych decyzji. Może też dlatego teraz jest mi ciężko, bo nie wiem co robić, a boję się znowu poważnych decyzji...

Abs, myślę, ze jest chyba szansa, żeby on się zmienil... Tak myślę... Ale już sama nie wiem czy tego chcę... Będzie pracował przez następne w weekendy, nawet mnie to nie cieszy... Ciezko jest cokolwiek czuć w stanie depresyjnym...

Ech, potrzebuje więcej czasu... Szkoda, ze nie mam takiego pilota jak w filmie 'Click' , żeby przewinac wszystko do przodu szybko, te trudne chwile... Coz, jakoś trzeba przez to przebrnąć...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ewka » 16 sty 2012, o 08:33

anulka81 napisał(a):Ech, potrzebuje więcej czasu...

Też tak sądzę. Trzeba znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie na dzisiaj powstają... wtedy łatwiej o decyzje.

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 21 sty 2012, o 13:00

Nadal kiepsko sie czuje...
Maz pracuje przez caly weekend, pewnie i tak duzo nie zarobi, bo oczywiscie trzeba bylo zainwestowac najpierw, ech... Przytlacza mnie to wszystko... Na obu kontach na minusie, rachunki ni e wszystkie zaplacone, gdyby nie miala karty kredytowej, to nawet nie byloby co do garnka wlozyc... Ja wiem, ze sa ludzie co w ogole nie maja o jesc i z wiekszymi problemami... wkurza mie tylko fakt, ze chodze do tej roboty a nic z niej nie mam... zero satysfakcji, bo i jaka to satysfakcja, jesli po calym miesiacu pracy, zaraz po wyplacie nie ma pieniedzy na koncie? Ech...
nie ma go juz w domu drugi dzien i jakos tak fajniej jest, nie mam sily doszorowac chaty (bo i jaki sens, zaraz znowu pojde do roboty i oni znowu nabalagania? bo on nie ma poczucia tego, zeby odlozyc rzeczy na swoje miejsce, itd...), poskladalam zabawki u synka w pokoju, reszty po prostu mi sie nie chce... Czesm wydaje mi sie ze zyjemy jak cyganie, czescrzeczy nadal jest w pudlach bo nie mielismy mebli, teraz meble sa a ja ie mam ochoty poukladac wszystkiego, nie wiedze sensu...
Gdy o nim myslalam dzis i wczoraj, to czuje tak zlosc, nerwy, wkurzaja mnie jego pomysly poronione...
Mowi mi , ze on jest jedyna osoba na tym swiecie, ktora moglaby ze mna wytrzymac... Mowil mi tak od zawsze, chyba mu uwierzylam...Mowi, ze nawet moja rodzina mowi, ze zawsze taka bylam i on jest jedyny na tym swiecie, ktory moze to wszystko zniesc...

Tak chialam stworzyc normalna rodzine... tak chcialam zeby synek mial rodzenstwo... tak chialam byc szczesliwa... Cholerne, pieprzone, okrutne, niesparawiedliwe zycie... Czemu jest az tylu nieszczesliwych ludzi na tym swiecie?
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ewka » 25 sty 2012, o 08:45

anulka81 napisał(a):Mowi mi , ze on jest jedyna osoba na tym swiecie, ktora moglaby ze mna wytrzymac... Mowil mi tak od zawsze, chyba mu uwierzylam...Mowi, ze nawet moja rodzina mowi, ze zawsze taka bylam i on jest jedyny na tym swiecie, ktory moze to wszystko zniesc...

Eeee, to mocno nieokej tak mówić!
A co niby w Tobie jest takiego, że nie daje się wytrzymać? Tylko on, jedyny heros na tym świecie - jakoś daje radę? Nie powinien tak mówić, a Ty Anulka nie powinnaś w to wierzyć.


anulka81 napisał(a):Cholerne, pieprzone, okrutne, niesparawiedliwe zycie... Czemu jest az tylu nieszczesliwych ludzi na tym swiecie?

Ja to myślę, że samo życie jest okej... niestety to ludzie czynią je okrutnym.

anulka81 napisał(a):Czesm wydaje mi sie ze zyjemy jak cyganie, czescrzeczy nadal jest w pudlach bo nie mielismy mebli, teraz meble sa a ja ie mam ochoty poukladac wszystkiego, nie wiedze sensu...

No w kiepskiej formie jesteś to i nie bardzo masz ochotę... a te kartony w jakimś sensie mogą sprawiać, że dom domem nie jest. I go nie czujesz. I kółko się zamyka.

Ja cały czas czuję, że to nie jest dobry czas na podejmowanie decyzji - powinnaś najpierw odzyskać formę. I czuję też, że utrzymywanie kontaktu z dawnym znajomym nie za bardzo Ci pomaga w ogólnym rozrachunku.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 25 sty 2012, o 12:23

Hej Ewo, dziękuję za kolejne komentarze I podtrzymywanie na duchu :)

No niestety uwierzylam w to co mi mówił I mówi, bo zawsze tak bywało, że trafialam na nieodpowiednich facetów I często to Ja byłam porzucana, rodzina też nigdy mnie raczej nie wspierała... Byłam młoda, z kilkoma przykrymi doswiadzczeniami, chyba chciałam stabilizacji... Nie wiem... Na gdybanie już za późno...

Próbowałam wcześniej stworzyć z nim dom przytulny, ale ciężko... On niby mówi, ze chciałby to I tamto w domu, ale nie robi zbyt dużo, najlepiej gdyby ktoś inny za niego wszystko zrobil I jeszcze na to zarobił:..

Nie utrzymuje już kontaktu z dawnym znajomym, co prawda myślę czasem o nim ale już nie tak.intensywnie jak wcześniej

Na razie zostawiam rzeczy swojemu biegowi... Rozmawiam z mezem, mówię, ze myślę.o odejściu, raz powiedział, to zrób to, po co mi mówisz tak, po prostu zrób... Pewnie ma rację , Ja w pewnym sensie chciałabym go zastraszyć, żeby zaczął działać, zrozumiał pewne rzeczy, ale to nie zdaje egzaminu. Mówi, ze kocha, Ja już nie odpowiadam nic, zdaje soybie sprawę ze moje uczucia nie są już takie same... Muszę prZyznac, że ostatnio jest jakby trochę lepiej... Ale nie wiem, muszę nam dac więcej czasu. Tak na prawdę to nie jest złym człowiekiem, my po prostu nie pasujemy do siebie , chyba nigdy nie pasowaliśmy, myślałam, ze uda nam się doszlifować...


Dzwonili do mnie z poradni, zrobiła rozeznanie przez telefon, z szefową doszły do wniosku, ze potrzebna mi jest bardziej intensywna pomoc, ale są kolejki 2-3 miesięczne... W międzyczasie będzie dzwoniła pd czasu do czasu na terapie przez telefon... Cieszę się, ze się mną zainteresowano I mam nadzieję, że uda się choć trochę tą moją psychikę poukladac... :)
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ewka » 25 sty 2012, o 14:03

Jeśli chodzi o dom – no może to niemodne i niepopularne, ale wg mnie – to kobieta nadaje mu kształt i fason. Wystrój, kolor, serwetka, kwiatek, zasłonka. Mężczyźni (w większości) tego nie czują. Trzeba im (zwykle) pokazać, co, gdzie, jak… jeśli już potrzebujemy męskiej pomocy. Tak to widzę, tak czuję, z takiego domu pochodzę. I z tego, co widzę obok tu i tam – tak jest w większości.

Ja myślę Anulka, że jak się tak więcej niż 1 raz mówi o odejściu, to robi się z tego taki rodzaj szantażu… a nikt szantażowany być nie lubi i nie chce. To jasne. No i siła rażenia z każdym powtórzeniem jakby maleje. Dlatego wychodzę z założenia, że aby nasze słowa miały odpowiednią wagę, to nie trzeba ich nadużywać.


Muszę prZyznac, że ostatnio jest jakby trochę lepiej...

No i brawo!

Ale nie wiem, muszę nam dac więcej czasu.

Zgadzam się.

Cieszę się, ze się mną zainteresowano I mam nadzieję, że uda się choć trochę tą moją psychikę poukladac.

No super! To bardzo dobra wiadomość i ja też się cieszę.

:kwiatek2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 26 sty 2012, o 15:26

Ewo, też chciałabym nadać kształt domu, ale sama wielu rzeczy nie dokonam... Z pół roku chyba prosiłam, żeby sztory przymocowac, I pokazalam gdzie I jak... Już ponad miesiąc czekam aż wywiezie trochę większych szpargalow do garażu, bo Ja nie prowadzę, I też pokazalam co I gdzie... :( I wiele innych przykładów... Nic więc dziwnego, ze straciłam motywację cokolwiek robić w tym domu, tym bardziej, ze często nie mam już na serwetke czy firanke bo przecież trzeba jeść, a tylko jedna osoba zarabia... Ech... I taki marazm... Jak to dobrze,że można się tu powyzalac, mniej się chyba przez to z mężem kłócę...

On znowu wszystko w superlatywach opowiada, że już chce inaczej żyć, pójść do pracy, Ja przejdę na pół etatu, chce kolejne dziecko... Ale problem w tym, że Ja już wcześniej słyszałam to wszystko I gdy mu mówię,że nie potrzebuję słów tylko czynów, zawsze wtedy słyszę, ze "przecież widzisz, ze już zacząłem coś robić". No i Ja tak czekam, czekam I ciekawe czego się doczekam... Bo przecież coś musi się zmienić...

Tak już bym chciała zacząć pisać o bardziej pozytywnych rzeczach...

Ps. Postaram się mu mniej mówić o tym , że chciałabym odejść... Trochę mnie zdoloawaly twoje uwagi Ewo, ale zaczęłam sobie zdawać sprawę, ze są przecież trafne, dają do myślenia I otwierają oczy na pewne sprawy, być może również na sposoby poprawy... Dziękuję can wszystkie uwagi I będę wdzięczna za kolejne, nawet najbardziej uszczypliwe jeśli są szczere, pewnie się trochę posmucę, ale napewno przemyślę, bo dobrze jest jak ktoś z boku otworzy nam oczy! Dziękuję :)
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 26 sty 2012, o 15:50

ile jeszcze chcesz sie meczyc, Anulka?

ja nie widze zadnej szansy na jego poprawe....raczej na to, ze w pewnym momencie obudzisz sie i stwierdzisz, ze zmarnowalas zycie z kims, kto duzo gada, a nic nie robi.

Gadanie nic nie kosztuje.

:(
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 26 sty 2012, o 16:28

Niby wiem Abs... Chciałabym dac nam jeszcze jedną szansę... Jeszcze kilka miesięcy, mam nadzieję, ze moje samopuczcie trochę się poprawi I będę w stanie na to wszystko popatrzeć 'zdrowym okiem'... A w międzyczasie będę się tutaj wyzalała...

Dziękuję, że jesteście :)
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ewka » 26 sty 2012, o 19:24

anulka81 napisał(a):Ewo, też chciałabym nadać kształt domu, ale sama wielu rzeczy nie dokonam... Z pół roku chyba prosiłam, żeby sztory przymocowac, I pokazalam gdzie I jak... Już ponad miesiąc czekam aż wywiezie trochę większych szpargalow do garażu, bo Ja nie prowadzę, I też pokazalam co I gdzie... :( I wiele innych przykładów... Nic więc dziwnego, ze straciłam motywację cokolwiek robić w tym domu, tym bardziej, ze często nie mam już na serwetke czy firanke bo przecież trzeba jeść, a tylko jedna osoba zarabia... Ech... I taki marazm... Jak to dobrze,że można się tu powyzalac, mniej się chyba przez to z mężem kłócę...

Fakt, nieciekawie wygląda jego "zapał".

On znowu wszystko w superlatywach opowiada, że już chce inaczej żyć, pójść do pracy, Ja przejdę na pół etatu, chce kolejne dziecko... Ale problem w tym, że Ja już wcześniej słyszałam to wszystko I gdy mu mówię,że nie potrzebuję słów tylko czynów, zawsze wtedy słyszę, ze "przecież widzisz, ze już zacząłem coś robić". No i Ja tak czekam, czekam I ciekawe czego się doczekam... Bo przecież coś musi się zmienić...

Masz rację - coś musi się zmienić i na pewno się zmieni... bo w jakąś stronę musi to pójść, czy lewą, czy prawą.

A kolejne dziecko, to na dzisiaj najgorszy pomysł. Bo nie dość, że sama w kiepskiej formie jesteś, to jeszcze on - taki, że oprzeć się na nim w 100% raczej nie możesz. I tyle rzeczy, które domagają się ustawienia, ułożenia, ustabilizowania. Gdybyś się zgodziła - dałoby mu pewnik, że to Twoje odejście staje się niemożliwe... a na taki pewnik to trzeba sobie tak serio zapracować, a nie tak bzyk i już.


Tak już bym chciała zacząć pisać o bardziej pozytywnych rzeczach...

I na to przyjdzie czas, spokojnie.

Ps. Postaram się mu mniej mówić o tym , że chciałabym odejść... Trochę mnie zdoloawaly twoje uwagi Ewo, ale zaczęłam sobie zdawać sprawę, ze są przecież trafne, dają do myślenia I otwierają oczy na pewne sprawy, być może również na sposoby poprawy... Dziękuję can wszystkie uwagi I będę wdzięczna za kolejne, nawet najbardziej uszczypliwe jeśli są szczere, pewnie się trochę posmucę, ale napewno przemyślę, bo dobrze jest jak ktoś z boku otworzy nam oczy! Dziękuję :)

Anulka. Na pewno uwagi i komentarze nie są po to, aby dołować - a właśnie rzucić światło z innej strony, coś rozjaśnić, nad czymś pomyśleć, coś innego zobaczyć. Potem i tak trzeba to sobie w głowie wszystko przemielić i jakoś ułożyć do własnej sytuacji i własnych możliwości... ale obszar się nam poszerza i myślę, że to nie jest złe.

No trzymaj się i pierś do przodu!


:serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Laff » 26 sty 2012, o 19:54

:shock: ojej, jak mi to przypomina ojca mojej małej... Aniulka, chęciami jest piekło usłane... Sama sobie staram wbić do głowy tą maksymę, powolutku się udaje. Prawda jest taka, że im więcej będziesz wybaczać i tłumaczyć - tym mniej będzie twój wysiłek doceniać :( Też bym baaardzo chciała, żeby moja miłość go olśniła, dała mu siłę, uskrzydliła... choćby dla dziecka jeśli nie dla mnie. Ale prawda jest taka, że to się nie zdarza. Nie tak to funkcjonuje, jakbyśmy chciały. Właściwie, teraz z perspektywy czasu wiedzę, że tłumacząc jego np. ataki furii zrobiłam mu krzywdę. On nadal jest zagubiony i nie przekonany o tym, że potrzebuje pomocy. Owszem wybiera się do szpitala na terapię - ale co z tego skoro idzie tam po to, aby 'skonfrontować' oponie świata o nim a nie pracować nad sobą.... Gdybym wówczas np. wezwała pogotowie psychiatryczne... miałby obecnie większa świadomość tego, co zrobił i robi nadal... być może nawet by już nie robił - i to byłaby pomoc :)
Avatar użytkownika
Laff
 
Posty: 351
Dołączył(a): 23 paź 2011, o 00:17
Lokalizacja: stolyca

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 27 sty 2012, o 11:39

Gdybym wówczas np. wezwała pogotowie psychiatryczne... miałby obecnie większa świadomość tego, co zrobił i robi nadal...


Laff, a Ty dalej uwazasz, ze moglas lub mozesz miec jakis wplyw na to, co on mysli....
G...no by mial, a nie wieksza swiadomosc. I jeszcze na dodatek Ty bys byla ta zla, bo 'wariata z niego zrobilas'.
Umysl takiego czlowieka nie dziala w taki sposob jak czlowieka normalnego.
Przeciez sama piszesz, ze on ma taki schemat myslenia, ze caly swiat jesm mu winny - cokolwiek nie zrobisz, cokolwiek bys nie zrobila, to on i tak sobie to poprzestawia i przetlumaczy tak, zeby mu do wizji swiata pasowalo.

smutne to, ale tak wlasnie jest.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 31 sty 2012, o 15:33

Nie ma ich w domu i gdyby nie ten balagan co zostawili po sobie wczoraj to byloby super :) pospalam po nocnej zmianie i mam troche spokoju :) wracaja za kilka godzin... w czwartek mezulek jedzie do pracy, potem znowu w niedziele! bede miala synka sama dla siebie :))))))

Ostatnio na sile mnnie potaszczyl do sasiadow, ktorych na oczy nie widzialam i bylam w szoku jak nasz synek zachowywal sie w stosunku do ich synka, az mi wstyd bylo... Rozumiem bunt dwulatka, ale dlaczego moje dziecko poychalo to drugie a tamten nic tylko ustepowal? Wiem, ze maz wychowuje go jak moze najlepiej, tlumaczy, ze nie mozna bic, itd... ale wtedy zal mi sie baaaaardzo zrobilo ze ja nie moge wychowywac synka tylko chodzic do tej roboty i byc zmezona nie dosc ze fizycznie bo wstaje w srodku nocy albo pracuje cala noc to jeszcze te tortury psychiczne... Juz dawno zauwazylam, ze jesli maz z kims rozmawia albo przez tel albo na zywo to nie wodzi wzrokiem za malym, tak jak ja bym to robila..., nie zauwaza pewnych rzeczy, ktory maly spryciarz potrafi zrobic kiedy nikt nie widzi...

Myslalam, ze gdybym miala pewnosc, ze byloby mi lepiej to pewnie bym go zostawila, ale ja sie boje... Najbardziej o synka... Nie potrafie jakos tego wszystkiego poukladac w calosc... Nie wiem jak to wszystko odbiloby sie na psychice dziecka... Juz wole zniszczyc swoja, zeby tylko on byl szczesliwy...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 211 gości