Witam,
Moja historia przewijała się po części przez inne wątki w innych działach, ale wychodzi coraz bardziej na wierzch w moim życiu. Przeszkadza mi w codziennym funkcjonowaniu i psuje mój związek.
Sama nie wiem, czy to co przeżyłam to było wykorzystywanie seksualne, czy nie - skoro nie broniłam się przed tym wszystkim.
5 lat temu, kiedy miałam 17 lat, poznałam faceta 17 lat starszego. Moi rodzice są alkoholikami, więc szybko "przykleiłam się" do niego emocjonalnie - interesował się mną, moją szkołą, moją osobą. :Lubiłam siadać mu na kolanach, pytać o rady. Wydawał się taki mądry, miał na wszystko gotową receptę. W końcu zaczęliśmy ze sobą sypiać. Był moim pierwszym partnerem seksualnym. Seks z nim od początku był namiętny, pełen dominacji z jego strony. Czułam, że mnie pożąda, bardzo mi to imponowało. Szybko uświadomiłam sobie, że go kocham. W końcu każde nasze spotkanie było związane z seksem. Lubił seks oralny. Ja niebardzo go lubiłam, ale robiłam to, bo on to lubił. Nie protestowałam. Nie wiem czemu. Po jakimś czasie, po ok. 2 latach okazało się że mnie zdradza (jeżeli chodzi o jego przeszłpść: jest po rozwodzie). Mój świat się zawalił, ale nadal go kochałam. On też mówił, że mnie kocha. Nie umiałam się od niego odczepić. Nadal się spotykaliśmy. Kłóciliśmy się często. Dostałam raz od niego w twarz. Nasz seks stawał się coraz bardziej agresywny. Ja chciałam czułości, a on ... szybko się rozładowywał. Nawet mnie nie rozbierał do końca, tylko szybko - szast, prast i po krzyku. Wyzywał mnie w trakcie "jesteś moją kurwą?", "i co, suczko, dobrze ci?", "moja dziwko, czujesz mojego kutasa?", itd. Nie lubiłam jak tak do mnie mówił. Mówiłam mu o tym, ale i tak w końcu tak samo mówił. Nie lubiłam seksu oralnego. W jego wykonaniu mnie bolało, ale on mnie przytrzymywał i robił swoje, a do mojego wykonywania mnie zmuszał - ciągnął za włosy i wkładał. Nie wiem czemu nie protestowałam. W ostatnim czasie to już leciały mi łzy kiedy tak się działo.
Po jakimś czasie znów wyszła na jaw zdrada. Zobaczyłam w jego łóżku włosy innego koloru niż moje. To była noc, a kiedy zwróciłam mu na to uwagę, to kazał mi "wyp....".
Wypisywał do mnie często smsy ze swoimi fantazjami w trójkąciku. Mimo, że wiedział, że jestem o niego zazdrosna i mnie to boli, to pisał mi często jak to robimy w trójkąciku, jak pieści najpierw inną, a potem mnie. Potem chciał, żebym znalazła drugiego faceta i uprawiali seks w innej konfiguracji, bo "chciał patrzeć, jak mnie pieprzy inny". Wszystkie prezenty jakie od niego dostawałam były erotyczne - wibrator, seksowna bielizna, itd. Wibrator wyrzuciłam do kosza.
Podczas "zabaw" nigdy nie miałam orgazmu - wszystkie udawałam. Nie wiem czemu. Po prostu. Chciałam, żeby szybko się to kończyło, a z drugiej strony wiedziałam, że to jest jedyny moment, kiedy jestem blisko niego, kiedy on się mną "zajmuje". Często używał ogórków i innych takich "zabawek". Często mnie to bolało. Ostatnim jego marzeniem był seks analny. Ja go bardzo nie chciałam. Raz we mnie tam wszedł, to skończyło się moim płaczem. Potem już nie próbował, ale często mi pisał i mówił jak bardzo by tego chciał.
Okłamywał mnie, gdy był wściekły pisał, że jestem egoistyczna, że zalezy mi tylko na seksie (?!). Studiuję w innym mieście, on często przyjeżdżał. Kiedy nie chciałam go brać do siebie do domu, to on i tak organizował jakieś inne miejsca - las, dom kolegi, itd. Nie wiem czemu nie potrafilam od niego po prostu odejść. Wiele razy próbowałam zerwać z nim kontakt, ale się uzależniłam - gdy nie pisaliśmy ze sobą to wymiotowałam, nie mogłam spać. On doskonale wiedział, że go potrzebuję, szantażował mnie często, że mnie zostawi.
Wpadłam w jakąś obsesję - byłam o niego chorobliwie zazdrosna, podejrzliwa. Nie mogłam przejść spokojnie koło sex-shopu, bo wywoływało to we mnie paskudne emocje. Śnił mi się w nocy wiele razy: jak uprawiał seks z innymi lub jako szatan. To było straszne. Ciągnęło mnie do niego strasznie, choć każde spotkanie było z czasem coraz gorsze. Nie umieliśmy w ogóle rozmawiać. Ja w końcu zaczęłam unikać sytuacji, w których moglibyśmy uprawiać seks, np. kłamałam, że mam okres.
To wszytko trwało ponad 4 lata. W końcu mnie zostawił i przestał się odzywać, bo było ryzyko ciąży (okres mi się opóźniał - na szczęście się pojawił). On się przestraszył i olał mnie. Ja dochodzę do siebie od jakiegoś czasu. Jestem teraz z kimś innym, ale nie mogę się uspokoić. Mimo, iż obecny partner jest aniołem, to jestem o niego zazdrosna. Kiedy zobaczyłam na jego dysku stare zdjęcia porno, to myślałam że mnie szlag trafi. Skasował je oczywiście,były sprzed lat zanim jeszcze byliśmy razem, ale to jest nie do zniesienia. Jak oglądamy filmy to nie mogę znieść widoku ładnych kobiet ani sytuacji erotycznych. Jestem zazdrosna i zaraz sobie dopowiadam, że mnie mój partner porównuje z kimś lub że chce kogoś innego. Mimo, iż na poziomie rozumu wiem, że tak nie jest, to nie umiem być spokojna. Na szczęście nie mam problemu z uprawianiem z nim seksu - czuję się dobrze. Choć nadal nie umiem przeżyć orgazmu. Masturbować też się nie umiem (o ile to ma cokolwiek z tym wspólnego).
Jestem przerażona jak moja niska samoocena daleko zabrnęła. Boję się, że mojego mężczyżne w końcu zacznie męczyć moje zachowanie i moje wybuchy. On zna tamtą sytuację, choć ja sama nie umiem siebie w tym wszystkim odnaleźć. Mam do siebie pretensje, że się na to wszystko godziłam i sama latałam za tamtym. Czy to była przemoc albo wykorzystywanie? Nie wiem. Nie umiem realnie spojrzeć na tą sytuację. Wiem, że czuję się źle. Ciągle czuję się zmęczona i niewyspana, mam huśtawki nastrojów, nie mam ochoty nic robić. Nie mam depresji - byłam u psychiatry. Ale nie rozumiem dlaczego ładne kobiety (szczególnie nagie, na zdjęciach/filmach/obrazach) wywołują we mnie tak silne emocje - lęk, niepokój, ból...
Przepraszam za brak składni w tym co napisałam, ale jest mi o tym ciężko pisać. Choć strasznie potrzebuję to zrozumieć i uświadomić sobie prawdę. Poukładać to w sobie, żeby dotarło do mnie co się właściwie działo i czy nie przesadzam w osądach (albo nie bagatelizuję).