[b]Nie wiem od czego zacząć, bo jak siebie pamiętam odkąd mój ojciec przestał być dla mnie kimś ważnym to w swojej drodze ku zdrowiemiu przewijało się kilku mężczyzn, starszych ode mnie, właściwie to ja ich wyszukiwałam.
To jakas straszna pustka z dzieciństwa, która jest we mnie. Nawet nie pamietam kiedy to sie zaczęło dokładnie.
I widze jak mi sie uaktywniaja wszystkie mechanizmy w ich obecnosci,nie mam umiaru, oni to pewnie odczytuja jako flirt,jakas grę,zabawe...a to takie prozaiczne, przeszłośc DDA.
Był czas pana Jacka, pana Tadeusza, był czas Leszka, jednego wykładowcy i jakis innych... teraz jest czas Pana Janusza...to takie silne we mnie,szukanie tej pieprzonej aprobaty za wszelka cene. Robie wszystko zeby zwrócił na mnie uwage, czesto go prowokuje,zadaje jakieś osobiste pytania,a poźniej wracam do domu i myśle o nim, co teraz robi, jak mieszka,marze że jesteśmy razem,ze cos gotujemy albo oglądamy...tak to takie wyimaginowane wyobrażenia bez przyszłości, bo tak naprawde w realu z żadnym z nich nie doszło do żadnych bliższych kontaktów,bo wiem ze maja rodziny (aktualny nie ma) i w sumie racjonalnie wiem, ze z tego nic nie bedzie ale sama sie szczuje i zatruwam.
Mam lęk prze bliskością tak spotegowany że uciekam sie do jakiś tanich bezpiecznych fabułek w swojej głowie. Oczywiście jak dzis przytulił moja koleżankę to czuje sie jakas odrzucona,rozdrażniona,nikt nie wie o co mi chodzi ja krecę że niby praca i tak się zamęczam.
Nienawidze siebie za to!!!!!
, za ta słabośc za to zgadywanie jaka mam byc akurat dla tego goscia,jak mu sie przypodobac, nienawidze swojej dziecięcej przeszłości, gdy ktos mówi o swoim ojcu i opowiada jak to był gdy był mały.
I te głodne kawałki na temat świadomości,czasem myśle że mam ja gdzies, ze wielu ludzi nigdy sie nie dowaiduje o sobie tyle prze całe życie o sobie co DDA podczas rocznej terapii i cóz potrfią byc szcześliwi.
Teraz mysle co tu z takim gównem zrobic, obecnego Pana Januszka omijac nie moge i oczywiscie moja koncepcja-uciekac z tej pracy...jak najdalej.
I to nawet nie jest jakis stan zakochania tylko wykoślawiona, skazona miłośc, która sie nigdy nie spełni. Ostatnio miałam nawet koncepcje ze tym razem moze zrobic inaczej,ze moze po prostu sie z nim przespac,doprowadzic do jakiegos kryzysu,szoku albo wszczac jakas kłótnie żeby sie z nim nie musiec kontaktowac, szukam sposobu na rozładowanie tego napięcia, ale później myśle ze w sumie on jest w ogóle w tym wszystkim niewinny,ze moja pustka po ojcu mogłaby zamienic czyjes życie w koszmar,ze perfidnie wykorzystałabym tego człowieka, który w sumie jest zwyczajnie dobrym człowiekiem. I wtedy wpadam w dół i nie umiem z niego wyjśc, tak jak teraz w tej chwili.
Tych facetów było wiele, terapeuci,psycholodzy,nauczyciele, zachowuje sie wtedy jak wygłodzone i niedojrzałe,dziecko
Pamietacie role jakie sie przyjmuje w rodzinie DDA, u mnie było tak że w domu była niewidzialnym dzieckiem w rodzinie, ale jak mój ojciec był trzeźwy to wchodziła w role jego osobistej maskotki,byłam jego króliczkiem,rogalikiem i inne cuda, nawet do9-10 r.ż. spałam z nim w jednym łózku, moja mama była na bakier jeśli chodzi o seks no i miała spokój,weszłam w role żony kiedy sama nawet jeszcze nie stałam sie kobieta,ot korzenie felicity...
Czasem myśle ze to jego nadużywanie to jedno a to przedmiotowe potraktowanie mnie jako dziecka to drugie i jeszcze dochodzi jego fanatyzm religijny, którym nas terroryzował jak bylismy mali i budował światek hipokryzji...
Wiem,ze duzo zrobilam a terapii,ze momentami juz nie dawałam rady ale otwierałąm kolejne odsłony czarnego życia z pijusem.
I teraz nie wiem co dalej z sobą robic,jak to układac zeby znów sie nie rozsypało albo żeby znów sie nie rozsypac.
Pisze to tu bo nikt nie patrzy na mnie,bo nie siedzi przede mną żaded człowiek,bardzo sie tego wstydze,bardzo....przyznac sie do tego,rozryczec sie tak przed kims...
Czasem mysle, ze ja nigdey nie bede szczesliwa, wiekszos ludzi których spotyka mysli ze ja jestem taka oryginalna, ale to lek to strach to szukanie siebie w kółko, ja nie wiem jak ajestem tak naprawde, jak byłam dzieckie tyle musiałam pochowac w sobie, ze nie mam pojęcia czy jest tam cos jeszcze do wyciagania co nie jest zepsute.
I czuje sie tym wszystkim tak strasznie zmęczona,ze ciągle pisze ,czytam,szukam,ze nie ma we mnie takiej zwyczajności, takiej spokojnej codzienności. Ze ciagle wyłazi ta przeszłośc,ze ciagle musze sie odwracac do tyłu i cos naprawiac za mojego starego.
Tak mi z tym źle wszystkim,tyle nie wiem,tyle mam niewiary
czciałabym jakos to przespac i stad ładuje sie tak szybko złoącią,telewizją, jedzeniem jakieś chwilowe zaspokajacze
i juz teraz nie wiem po co tu pisze,po co?dlaczego?czego ja chce jeszcze i od was?????[/b]