chory w rodzinie

Rozmowy ogólne.

Re: chory w rodzinie

Postprzez caterpillar » 14 sty 2012, o 17:06

Kiedys wspominalas o tesciu sikorko tylko nie bardzo pamietam ..tata jest z wami?

nie wiem co ja bym zrobila w takiej sytuacji ..jesli ojciec by mieszkal z nami to chyba strarala bym sie odciazac troche faceta no i wspierac go, czasem zabierac z domu, postarac sie zorganizowac opieke chociaz raz w miesiacu na jeden dzien ...

ja wierze ,ze takie chiwle mimo iz sa ciezkie sa najcenniejsze..potrafia zblizac ludzi ...
ciezko patrzy sie na ludzi zmienionych przez chorobe,totalnie bezradnych ale jakos jak dla mnie jest to moment ,kiedy czas zatacza kolo i oddajemy naszym bliskim to co oni ofiarowali nam w dziecinstwie.

trzymcie sie :kwiatek:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: chory w rodzinie

Postprzez sikorka » 14 sty 2012, o 17:30

Tesc od jakiegos pol roku przebywa w osrodku dla chorych 30km od domu, w innym miescie. zawsze na week ktos u Niego jest. jeszcze kiedy byl w domu to wszyscy (ja, Maz, Tesciowa) zajmowalismy sie nim wiec nikt nie czul sie przeciazony. odkad stan Tescia sie pogorszyl i nie mogl juz przebywac w domu bo wymagal opieki ktorej my nie moglismy Mu zapewnic zdecydowali o osrodku.
problem lezy w tym ze Maz od jakiegos czasu zaczal strasznie przezywac stan Ojca a mnie ciezko na to patrzec, bo w zaden sposob nie moge Mu pomoc a widze ze sie meczy, denerwuje, drazni. oczywiscie ja to rozumiem ze w takiej sytuacji ma prawo do takich stanow i mnie to nie dziwi, ale nie wiem w jaki sposob moge Mu pomoc oprocz obecnosci i przytulenia.
nawet ostatnio w przyplywie smutku, placzu uslyszalam od Niego ze przeciez ja nie wiem co to znaczy, ze Go nie rozumiem i ze pewnie Jego Ojciec wcale mnie nie obchodzi :( nie robie z tego powodu scen bo wiem ze rozne rzeczy przychodza Mu do glowy kiedy ma gorszy dzien.
wiem ze Ojciec Meza nie jest dla mnie tak bliska osoba jak dla Niego i ze ja Jego choroby nie przezywam tak jak On, zwlaszcza ze Tescia poznalam juz w stanie chorobowym wiec wtedy kiedy juz od dawna 'zyl w swoim swiecie'.
to dla mnie logiczne ze nasi Rodzice sa nam blizsi niz Tesciowie ale nie jest zupelnie tak ze sa dla mnie nikim, obcymi. owszem - bardziej jest mi smutno w tej sytuacji ze wzgledu na Meza niz na Tescia, ale nie oznacza to ze Tesc mnie nie obchodzi, tak jak mawia czasem moj Maz.
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: chory w rodzinie

Postprzez Orm Embar » 15 sty 2012, o 01:04

Sikorko,

Bo Twój facet powinien dojść do wniosku, że życie jest takie jakie jest i oddać ojca do dobrego domu opieki. To nie jest już zresztą jego ojciec, tylko resztka tego czym a raczej kim był.

Przez chwilę pomyślałem o mojej matce, którą bardzo kocham i będę się bardzo cieszył, jeśli uda mi się zafundować jej jeszcze kilka lat fajnego życia (w sensie emocjonalnym, nie finansowym, choć częściowo i finansowym). Wielokrotnie zastanawiałem się nad tym, że nadchodzi kres jej życia. Dochodzę do wniosku, że gdyby miała Alzheimera, postarałbym się być tak długo jak byłby to kontakt z tym, kim jako człowiek była i jest moja matka, ale potem postarałbym się o dobrą, fachową opiekę, odwiedzając oczywiście najczęściej jak się da.

W sytuacji w jakiej jesteś nie możesz tego oczywiście jakoś twardo stawiać, bo staniesz się tą, która chce wywalić ukochanego tatusia do umieralni. :-(

Myślę, że powinnaś na tyle na ile się da kłaść do głowy Ukochanemu, żeby w miarę możliwości emocjonalnie odrywał się od cierpień Taty, wygląda to bowiem tak, jakby choroba ojca była teraz prawie całym życiem twojego faceta. To akurat możesz mu mówić - są po temu zresztą logiczne powody, np. taka, że tylko jeśli uda mu się samemu zachować zdrowy rozsądek, będzie mógł mądrze wspierać matkę. Jeśli sam będzie miał totalne doły, efekt będzie tylko taki, że w domu Twojego faceta będzie chory na alzheimera ojciec i chorzy na depresje matka i syn.

Dotyczy to także Ciebie - z jednej strony powinnaś być wsparcie, ale z drugiej musisz być trochę twarda i "niewrażliwa" na to co się dzieje, bo tylko wtedy zachowasz dobry humor i zdrowy rozsądek.

Tak mi się przynajmniej wydaje...

kciuki trzymam!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Re: chory w rodzinie

Postprzez sikorka » 15 sty 2012, o 14:30

Orm Embar napisał(a): To nie jest już zresztą jego ojciec, tylko resztka tego czym a raczej kim był.


:shock: tak przykrych slow juz dawno nie slyszalam.

nie doczytales chyba ze Tesc juz od jakiegos czasu jest w domu opieki i tam fachowo sie Nim zajmuja. w domu nikt depresji nie ma i sie nie zanosi. pisze o tym, ze Maz miewa swoje gorsze dni w zwiazku z choroba Taty, co mnie i nikogo chyba dziwic nie powinno a teksty ze
Bo Twój facet powinien dojść do wniosku, że życie jest takie jakie jest
nie sa zbyt budujace, bo na to jak odczuwamy pewne rzeczy nie mamy wplywu. Tobie sie nigdy nie zdarzylo poplakac nad choroba, nad strata? przyjmuje sie do wiadomosci z czasem, dojrzewajac do tego a nie z dnia na dzien sobie powiem ze zycie takie jest wiec nie ma sie czym przejmowac.
choroba Ojca nie jest sensem zycia Meza, jest pewna czescia, strasznie to wyolbrzymiles. Maz to bardzo przezywa, ostatnio bardziej niz wczesniej ale to nie znaczy ze nie ma tez fajnych, wesolych dni. taki etap w jego zyciu, a ja ani nikt nie moze Mu pomoc.
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: chory w rodzinie

Postprzez caterpillar » 16 sty 2012, o 01:21

hmm moze zle odebralas to sikorko ale ja jakos podobnie mialam

jak moja bacia zachorowala, to zmienila sie totalnie ,oczywiscie byla fizycznie dla mnie ta sama osoba ale jej zachowanie i odbieranie rzeczywistosci totalnie sie zmienilo i na poczatku bylo to dla mnie dosc szokujace, bo patrzylam jak na kogos zupelnie innego, pzyznam ,ze i trudne (moze podobnie ma toj facet moze ciezko mu sie pogodzic , bo on znal swojego ojca jako zupelnie normalnie funkcjonujacego czlowieka a teraz...)

choroba bardzo obnaza ludzi i wiele im zabiera, zabiera az zostaje juz sama choroba ..to przykre ale prawdziwe.

i rozumiem ,ze maks pisze o tym aby twoj facet pomyslal o tym ,ze jego matka potrzebuje w nim wsparcia.

Pamietam jak ja plakalam w poduszke w nocy a w dzien udawalam ,ze wszystko ogarniam no i ogarnialam ,bo ktos przeciez musial a byl jeszcze dziadek sam po chorobie.
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: chory w rodzinie

Postprzez ewka » 16 sty 2012, o 08:09

sikorka napisał(a):przytulam Go w takich atakach histerii, mowie ze jestem z NIm, ale gotuje sie we mnie bo to przeciez i tak nic nie znaczy :(

Ależ znaczy Sikorko, znaczy.
Oczywiście, że taty nie uzdrowisz... ani Ty, ani Twój mąż, ani nikt. I z tym TRZEBA się pogodzić. Oczywiście, że to jest trudne, bo właśnie niemoc i bezradność jest chyba najtrudniejsza... ale czasem jest tak, że nie można NIC. Przytulenie zostaje. Jestem pewna, że i Twój mąż do tego dojdzie.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: chory w rodzinie

Postprzez sikorka » 16 sty 2012, o 12:02

caterpillar napisał(a):
i rozumiem ,ze maks pisze o tym aby twoj facet pomyslal o tym ,ze jego matka potrzebuje w nim wsparcia.


Maz jest widze bardzo lojalnym synem i od Matki nigdy sie nie odwrocil. zawsze Ją wspiera i jesli chodzi o Ojca to stoja za soba murem.


dzieki ewko :kwiatek:
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: chory w rodzinie

Postprzez Orm Embar » 16 sty 2012, o 12:33

Cześć Sikorko,

Przesadziłem - przepraszam. Miałem coś dużo mnie agresywnego na myśli, napisałem zbyt ostro. Przepraszam. Jeżeli chcesz dokładnie wiedzieć o co mi chodziło, mogę wyjaśnić, nie ma problemu.

Tak, nie doczytałem, że teść jest w ośrodku. Myślę, że to dobra decyzja.

Moje doświadczenie i moje stanowisko jest takie, że w takiej sytuacji osoba, która mogłaby najbardziej dostać "po kościach" musi o siebie zadbać. Rozumiem stanowisko Twojego faceta, ale uważam, że angażuje się zbyt mocno. Wszystko rozumiem, ból związany z odchodzeniem kogoś bliskiego, dramat tej choroby i całe związane z tym cierpienie - nadal jednak myślę, że Twój facet wchodzi w to za mocno. Własne ogromne cierpienie Twojego faceta nie jest dla mnie najmądrzejszym sposobem reagowania na odchodzenie Jego ojca. Uważam, że bardziej utrudnia i komplikuje całą sytuację. Części tego cierpienia nie da się uniknąć - odchodzenie ludzi boli - ale za zbytnie pakowanie się w cierpienie częściowo odpowiadamy sami.

Żeby było jasne: nie mówię absolutnie o znieczulicy, mówię o mniejszej ilości własnego cierpienia i mniejszym poziomie własnego nieszczęścia.

Przy mnie też ludzie odchodzili. Byłem przy odchodzeniu gościa z mojego biura (84-latek). Był mi dość bliski przez powiązania osobiste, dostał udaru, dwa miesiące były próby leczenia, potem zapaść, tydzień nieprzytomny w szpitalu i odejście. W szpitalu trzeba było go karmić przez sondę. Nigdy nie myślałem, że można tak delikatnie podawać przez strzykawkę zmiksowaną zupę, mimo, że człowiek już nic nie czuł. Najbardziej wzruszało mnie to, że jak się rzucał na łóżku, mimo, że był nieprzytomny, wystarczyło potrzymać go za rękę, uspokajał się. Naprawdę fantastyczne - sporo nauczyłem się wtedy o sobie, o ludziach i o świecie.

Stawiam tezę, że gdybym wtedy był w całkowitej rozpaczy i totalnym cierpieniu, zajmowałbym się tak naprawdę sobą i swoim bólem, a nie towarzyszeniem w odchodzeniu tego człowieka.

Rada dla Ciebie, o ile jeszcze jesteś gotowa ;-) ją przyjąć? Robić dokładnie to samo wobec swojego męża. Niczego mu teraz nie przetłumaczysz, a już na pewno nie powinnaś mu mówić, że ma się nie przejmować. Jeśli kochasz tego człowieka, powinnaś przy nim być, przytulać, pocieszać, wspierać. Powinnaś jednak bronić się przed oskarżeniami o własne "niezrozumienie" sytuacji.

Może też to za ostro wyjdzie, ale powinnaś bronić się przed "ładowaniem się" emocjonalnym w sytuację. Musisz wspierać męża, ale musisz z całych sił unikać nadmiaru cierpienia w Twoim życiu.

Jak już pisałem wiem jak to jest - żyłem z człowiekiem chorym na cyklofrenię, który miał np. bardzo zaawansowane próby samobójcze. Groził też samobójstwem. Kiedyś spił się zimą i powiedział, że idzie się utopić. Wkurzył mnie. Wyszedłem z domu się przejść. Zobaczyłem pędzącą na sygnale straż pożarną z łodzią na przyczepie. Z wrażenia siadłem w śnieg... Kilka lat później zawiozłem go w ostatniej chwili do szpitala po zaawansowanej próbie samobójczej - dosłownie w ostatniej chwili.

Doszedłem potem do wniosku, że nie mogę też tak możliwości samobójczej śmierci przeżywać, bo oszaleję, a chyba nie o to chodzi w życiu, żeby w wyniku terminalnych stanów jednej osoby wszystkie inne wokół cierpiały.

W ogóle własne cierpienie przestało być dla mnie miernikiem dobrego i mądrego bycia z kimś w stanie terminalnym.

Jeszcze raz przepraszam za zbyt ostre słowa. Jeśli moje poglądy nie odpowiadają Ci - trudno, może jesteś w innej sytuacji, a może ja się mylę. Tak czy owak takie miałem doświadczenie i tak mnie ukształtowały.

Tak czy owak trzymam mocno kciuki za Wasze szczęście!

najlepszego Sikorko!

Maks
Orm Embar
 
Posty: 1550
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:59

Re: chory w rodzinie

Postprzez sikorka » 11 kwi 2012, o 09:13

odszedl nad ranem :(
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: chory w rodzinie

Postprzez ewka » 11 kwi 2012, o 12:09

Współczuję Sikorka. Trzymaj się.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: chory w rodzinie

Postprzez caterpillar » 11 kwi 2012, o 16:37

przykro mi :pocieszacz:
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Poprzednia strona

Powrót do Dyskusyjne

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 573 gości