Piszę, bo chcę to wszystko napisać, żeby wyrzucić z siebie to, co trudne.
Jestem osobą w dobrze średnim wieku. Nie jest mi dobrze. Czuję się źle, stale pokonuję depresję (przy pomocy leków) i borykam się z samotnością. Nie mam rodziny, nie założyłam własnej a ta, z której pochodzę jest b. nieliczna i mieszka za granicą. Obecnie, od dłuższego już czasu nie mam pracy. Z ostatnim partnerem rozstałam się (po długim związku) - o ten związek walczyłam, żeby przetrwał - mimo mojej pomocy mój partner nie chciał szukać pracy ani leczyć się z problemów seksualnych, w końcu ten związek rozpadł się.
Staram się nie użalać nad sobą i pomagam innym - działam jako wolontariusz w domu małego dziecka - odwiedzam chłopczyka z porażeniem mózgowym i bawię się z nim. Mam nadzieję, że jego życie jest przez to choć troszkę lepsze. Szukam też pracy, wysyłam cv, gdzie się da - brak odzewu.
Próbuję też od wielu miesięcy poznać kogoś na portalach randkowych. Jednak to okazało się daremne - te portale to jedna, gigantyczna ściema! Jeden scenariusz powtarza się z regularnością: po wymianie 2, 3 króciutkich wiadomości zapada cisza i koniec. I koniec.
Mam wrażenie, że wszelkie drzwi na tym świecie są już dla mnie zamknięte, zatrzaśnięte na głucho. Tracę powoli nadzieję na jakąkolwiek pozytywną zmianę. Bardzo boję się przyszłości - czasami myślę, żeby odejść przed czasem, bo już tego nie wytrzymuję!!!
Pracę wolontariusza podjęłam za namową pani psycholog, która bardzo angażuje się w pomaganie mi i chwała jej za to. To niezwykła osoba. Dzięki niej wzięłam też do domu psa - którego bardzo kocham.
Doceniam, że mam psa i cenię bardzo życzliwość pani psycholog w stosunku do mnie ale straaasznie brakuje mi rodziny, partnera. Przez całe życie go szukałam i nie znalazłam, zawsze tak się układało, że nic z tego nie wychodziło - przeważnie mijaliśmy się uczuciowo. Dodam, że nie jestem brzydka ani głupia. Nie wiem, co się stało z moim życiem.