zostac czy odejsc...

Problemy z partnerami.

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 9 sty 2012, o 03:55

Dziekuje woman za opinie :) bardzo sie zle czuje, ze nawet takie mysli mi do glowy przychodza.... troche mi wstyd, ze to napisalam... ale wyzbywanie sie tych wszystkich, choc gorzkich i negatywnych mysli jedak chyba pomaga... wczesniej wstydzilam sie przyznac samej sobie teraz pisze to i wiem ze wiele ludzi moze to przeczytac...

dzis, choc nie perfekcyjny, ale byl to jednak dosc dobry dzien :) duzo czasu spedzilam z synkiem, byl dosc posluszy ibylo dobrze i przyjemnie :) nie byla to pelnie szczescia, ale bylo ok! caly dzien byl zajety od rana do wieczora, to chyba tez duzo daje! i choc pod koniec dnia przyszla znowu ta cholerna chandra i bol, to nie do konca dzien byl stracony...

maz- mowil, kocham, naprawde... ale ja nie wiem czy jego naprawde znaczy naprawde naprawde... i calowal.. aja nic... nie chce sie z nim kochac... zreszta po tych tabletkach w ogole juz sie seksu nie chce... a on mowi, ze mnie pragnie, bleee

nadal chcilabym, zeby wyjechal z dzieckiem... mysle, ze to mogloby i pomoc, pobyc samej ze soba... a zawsze przeciez mogliby wczesniej wrocic...

szukanie pracy przez mojego eza juz przemilcze, to za bardzo drazliwy juz temat dla mnie, a niech licho spi... mowil, ze musimy napisac cv nowe raem.... dopiero????????????????? krok od zwariowania.........................leniuch, pasozyt jeden, ggggrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez woman » 9 sty 2012, o 09:13

Anulka, nie da się ukryć, że mąż zwalił na Twoją głowę obowiązek utrzymania rodziny.
Powiem Ci, że na moją psychikę taka świadomość też nie podziałałaby najlepiej i rozumiem Cię.
Ja muszę czuć wsparcie, bezpieczeństwo ze strony faceta i mam nieco staromodne poglądy na te sprawy.

Co do negatywnych uczuć do własnego dziecka to też to przeszłam w czasach kiedy moja psychika się załamała.
Wówczas nienawidziłam męża, nie znosiłam własnych dzieci, pracy, życia....eh
Ciężko o tym pisać.

Trzymaj się ciepło :cmok:
Avatar użytkownika
woman
 
Posty: 923
Dołączył(a): 26 sty 2009, o 21:12

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 9 sty 2012, o 15:06

dobrzewiedziec, ze jest ktos koto rozumie... dziekuje woman :)
wiem, ze ciezko by ci bylo pisac o bolesnych wspomnieniach, ale moze moglabys mi powiedziec jak sytuacje teraz z toba wyglada? jest lepiej? czy da sie z tego otrzasnasc? nauczyc sie z tym zyc?

Dzis znowu jest okropnie... byla struzka radosci, potem chmury, ale powiem wam ze cieszy ta minutka radosci:) wierze, ze nie wszystko jest do dupy, ze moze bycc lepiej, tylko jeszcze nie wiem jak sie podniesc, nie jestem jeszcze gotowa...
w tej piperzonej angli wszystko jest na opak... w polsce jesli mam potrzebe zobaczenia psychologa czy psychiatry, czy potrzebuje skierowanai od ogolnego???? tu ze wszystkim trzeba do ogolnego i on z laska daje skierowanie dalej... wyprosilam ostatnio o skierowanie do specjalisty, powiedziala, ze sie ze mna skontaktuja, ciekawe jak dlugo bede musiala czekac... nie dziwie sie teraz czeu tyle ludzi sie tu zabija, nie ma pomocy natychmiastowej... chyba problemem jest to ze ogolni nie za bardzo wiedza jak sobie rdzic z ludzmi z depresja i tylko im piguly przepisuja, powiedzialam tej lekarce, ze jest troche lepiej, mniej placze, ale nadal czuje sie kiespko, usmiechnela sie i powiedziala, wlasnie tego sie spodziewalam, jesli nadal bedziesz brala tabletki, beda dni kiedy bedzie zle ale beda tez dnie gdy bedziesz czula sie szczesliwa... mysli, ze mi pomogla i nie potrzebuje natychmiastowej pomocy...

Kolejna rozmowa z mezem...powiedzialam mu co nim mysle... ze w chwili obecnej odbieram go jako lenia i pasozyta... ile sie musialam nasluchac... czyzbym urazila meska dume?? potem lezalam i plakalam... potem juz pomyslalam ze jest mi wszystko jedno, powiedzialam, muz e chce wyzdrowiec,zeby na trzezwo spojrzec na nasz zwiazek, ze na dzien dzisiejszy chcialabym odejsc, ale to moze byc spowodowane moim stanem, dlatego nie hce niczego robic w chwili obecnej tylko wyzdrowiec...
Wyszedl z dzieckiem do parku... niby mu zalezy, ale zobacze...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez smerfetka0 » 9 sty 2012, o 22:15

wiesz anulka nie pamietam kto tutaj kiedys mi czy nie mi poradzil, bo to bylo dawno bardzo ale zapamietalam sobie bardzo i staram sie korzystac - dziala.

nie rozmawiaj z nim w sposob ze TY JESTES LENIEM, TY to... TY tamto... tylko JA nie czuje wsparcia, JA czuje sie samotna z problemami itp itd.

nawet jesli on faktycznie duzo zawinil to proba komunikacji jest bardzo wazna i oskarzaniem go nie osiagniesz niczego, bo on poczuje sie zaatakowany i zechce sie bronic jakkolwiek a nie zmieniac. Trzeba troszke chyba na opak.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 9 sty 2012, o 23:31

dzieki smerdetko, pewnie masz duzo racji w tym co mowisz, postaram sie pamietac zeby mu za bardzo nietykac, jemu tez powiem zeby mi nie tykal...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 11 sty 2012, o 05:54

Hmmm, smerfetko, a jak mam z nim w takie razie rozmawiać? Rozumiem, ze mam go nie obwiniac, ale nie wiem jak inaczej z nim gadać, skoro w chwili obecnej nie jestem w stanie zauważyć jego dobrych cech... Choć ma ich sporo, teraz ich po prostu nie widzę...

Jakby więcej mnie Przytula, nawet wspomniał, ze pokaże jak bardzo mnie kocha... Ale wiele już słyszałam wcześniej, a czynów było mało... Ostatnich kilka dni przesiedzialam bezczynnie, on dzieckiem się zajmował... Nawet dziecko zaczęło mnie więcej przytulac I całować!

Nie było odzewu od specjalisty.....

Zawieszenie trwaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!aaaaaaaaaa
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez smerfetka0 » 11 sty 2012, o 10:09

tak jak mowilam.

Kiedys ktos tu poradzil wlasnie zeby nie wytykac ze Ty taki i taki, a mowic jak TY sie czujesz przez to ze wlasnie on jest taki. mowiac przy tym czego oczekujesz BO TO BY CIE USZCZESLIWILO.

sama nie wiem.

pewne jest tylko to ze mowiac jestes leniem, pasozytem nie zbomilizujesz go do myslenia co zrobic.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez anulka81 » 12 sty 2012, o 02:40

A właśnie myślałam, ze go choć trochę zmobilizuje, bo owszem, próbowałam już "bo to by mnie uszczesliwlo" ale też nie działało...
Nie pasujemy do siebie, łatwo jest się rozstać, ale czy warto? Czyli bez zmian...
Avatar użytkownika
anulka81
 
Posty: 264
Dołączył(a): 20 gru 2011, o 02:34
Lokalizacja: uk

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 12 sty 2012, o 09:43

jesli ktos naprawde jest leniem i pasozytem, to zadne slowa, chocby najpiekniejsze, go nie zmienia....

Anulka - Ty sobie zadaj jedno pytanie....przemysl dobrze i odpowiedz -
na ile procent widzisz szanse, ze Twoj maz kiedys stanie sie odpowiedzialnym, pracowitym czlowiekiem? Czy w ogole widzisz taka szanse?
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez biscuit » 12 sty 2012, o 10:06

anulka81 napisał(a):Hmmm, smerfetko, a jak mam z nim w takie razie rozmawiać? Rozumiem, ze mam go nie obwiniac, ale nie wiem jak inaczej z nim gadać, skoro w chwili obecnej nie jestem w stanie zauważyć jego dobrych cech...

anulka
dorzucę jeszcze swoje skojarzenie
nie przejmuj się za bardzo, jak masz z nim rozmawiać
bo może stać się tak
że automatycznie przejmiesz w ten sposób na siebie
pewną część odpowidzialności za jego próżniactwo
wkręcając się w myślenie, że zależy to od Twoich rozmów z nim
i że gdybyś umiała z nim porozmawiać właściwie
wszystko by się zmieniło, przestałby być próżniakiem
ale że nie umiesz...
to po części Twoja wina, że tak jest
bo po prostu nie umiesz go zmotywować, jako kobieta

a tymczasem
niezależnie od Twoich z nim rozmów
jego próżniactwo to jego odcinek życia
on jest za to w pełni odpowiedzialny
nie jest to kwestia udatności przeprowadzonych z nim rozmów

być może to trywialna uwaga
ale wiem, że człowiek czasem ma tendencję
do nadodpowiedzialności i nadkontroli
i czasem dzieje się to po prostu z automatu
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ludolfina » 12 sty 2012, o 11:30

ale o jakich wy facetach piszecie, abbs i bis? takie odpowiedzialne typy sa w mniejszosci, ja widze dookola raczej facetow ktorzy sa "zmuszani" przez swoje zolzowate zony do roznych dzialan. nawet wczoraj slyszalam "dwa lata sie bronilem w koncu uleglem, musze jej kuchnie wyremontowac", odbieram ze tak sa wychowani, i lubia to oboje. sa szczescliwym zwiazkiem, gdzie kazde swoja role zna i szanuje.

zgadzam sie ze anulka odpowiedzialna nie jest za czyjes lenistwo, ale moze tez byc tak, ze sa niedopasowani pod wzgledem tradycyjnych rol, jakich sie wyuczyli w domach. ona nie wie, ze on potrzebuje byc zmuszany, on nie wie, ze ona wymaga, nic nie mowiac.

dla mnie anulka wydaje sie odwrotnie: nie czuje sie odpowiedzialna za jego zycie. ani rowniez za swoje. powtarza sie czesto w jej watku "nie mialam wyboru". dziecko sie zrobilo, zwiazek sie zrobil, problemy sie zrobily. anulka sie uwiklala. gdzie byla jej decyzyjnosc caly czas?
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez biscuit » 12 sty 2012, o 11:39

ludolfina napisał(a):ale o jakich wy facetach piszecie, abbs i bis? takie odpowiedzialne typy sa w mniejszosci, ja widze dookola raczej facetow ktorzy sa "zmuszani" przez swoje zolzowate zony do roznych dzialan... ona nie wie, ze on potrzebuje byc zmuszany, on nie wie, ze ona wymaga, nic nie mowiac.

hej Luda!
miło Cię czytać!

moje skojarzenie nie dotyczy wprost sytuacji anulki
była to tylko luźna dygresja
dotycząca tematu w wyizolowanym fragmencie

bo że fajne typy męskie są w mniejszości - to fakt
i że jasna komunikacja odnośnie własnych wymagań i oczekiwań
co do pełnionych ról w związku jest ważna - to drugi fakt

Luda, buziaczki, przytulanki, kwiatki, serduszka
a na to wszystko kotek - dla Ciebie :D
:buziaki: :kwiatek: :cmok: :kotek:
Avatar użytkownika
biscuit
 
Posty: 4156
Dołączył(a): 10 cze 2009, o 00:51

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ludolfina » 12 sty 2012, o 11:40

Luda, buziaczki, przytulanki, kwiatki, serduszka
a na to wszystko kotek - dla Ciebie


to BARDZO przyjemne , dziekuje, a dla ciebie w takim razie kfiatuszek :)

:kwiatek:
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez Abssinth » 12 sty 2012, o 12:47

podoba mi sie okreslenie
ja widze dookola raczej facetow ktorzy sa "zmuszani" przez swoje zolzowate zony do roznych dzialan. nawet wczoraj slyszalam "dwa lata sie bronilem w koncu uleglem, musze jej kuchnie wyremontowac",


hmm
czyli namawianie meza, zeby wyremontowal kuchnie jest 'zolzowatoscia'?
'musze jej kuchnie wyremontowac' - tzn, kuchnia jest tylko zony? Maz z niej nie korzysta? Nie potrzebuje? Nie przeszkadza mu, ze np sufit odpada, a szafki trzymaja sie scian na slowo honoru tylko?

tak, zgadzam sie z tym, ze facetow energicznych, odpowiedzialnych nie widzi sie na codzien. Ale zdarzaja sie wystarczajaco czesto, by moc stwierdzic z cala pewnoscia, ze istnieja.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: zostac czy odejsc...

Postprzez ludolfina » 12 sty 2012, o 14:15

wszystko jest wlasnie tak - nie jego kuchnia, tylko rejon zony, "zolza" go meczaca to takie zrozumiale i akceptowane przez nich reguly. jedno i drugie promienieje, gdy o tym mowi. on nie zlosci sie na zolze, a zolza nie ma pretensji do lenia. osiagaja efekt - pracuja na swoj dom.
ja z rozbawieniem na nich patrzylam, tak se zyja, misio i gospodyni. nie maja aspiracji by to zmieniac, jest im dobrze.
jakos sie stymuluja, swoim jezykiem, do tworzenia wspolnoty. dogadali sie. nie musi mu zalezec na JEJ kuchni, ale zrobi ja dla niej. ona nie cierpi i nie rwie wlosow z glowy, ze mu nie zalezy na niej, bo nie angazuje sie w kuchnie.
Avatar użytkownika
ludolfina
 
Posty: 689
Dołączył(a): 13 lip 2010, o 22:09

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 302 gości