Mamo, tato- co jest z wami?

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez ambrela » 24 gru 2011, o 03:11

Jutro wigilia ( w zasadzie, to dzisiaj), a ja czuję się jak zbity pies... Matka chyba płakała przeze mnie... wczoraj powiedziałam im, że nie pójdę do spowiedzi, bo nie wierzę... Tak na prawdę, to nie jestem tego taka pewna, ale powiedziałam jej na odczepnego, bo nie miałam siły już codziennie słuchać, jak się pyta, kiedy pójdę do spowiedzi. Wolałam jej powiedzieć, że nie wierzę wcale...

Dlaczego oni nie mogą zrozumieć, że to jest moje sumienie i nic im do tego? Że to nie ich sprawa w co wierzę, jak wierzę i czy w ogóle wierzę. I że nie muszę się im tłumaczyć z tego. Dlaczego nie pozwolą mi się spokojnie samej zastanowić nad tym, co czuję w związku z moją wiarą, czy też jej brakiem?

Sam-na-sam z ojcem w ogóle unikam, choć widzę, że on się czai na rozmowę ze mną. Ale ja nie chcę... Znowu usłyszę, że jest mu przykro, że nie chodzę do kościoła i że przecież oni mnie ochrzcili i tak wychowali bla bla bla... Że nie wspomnę o tym, że pewnie wysnuje jakąś teorię, że pewnie to jest teraz modne, albo, że tak się stało, bo uległam wpływom koleżanek, kolegów, chłopaka, polityków, kosmitów, jestem leniwa, wybieram łatwiejszą drogę itd Wszystko, żeby tylko nie zburzyć sobie swojego idealnego świata, w którym nie ma miejsca na bunt i decyzje sprzeczne z ich oczekiwaniami...

Czasem myślę, że oni mnie nie kochają taką jaka jestem...Tylko wtedy, kiedy robię to, co im odpowiada. A najgorsze jest to, że nie potrafię przestać robić rzeczy, które pozwolą mi wykraść od nich choć trochę miłości, trochę akceptacji... Jakie to jest głupie... Tak bardzo ich kocham i tak bardzo bym chciała, żeby oni mnie też kochali...

Już od kilku lat próbuję ich uświadomić, że nie mam ochoty tam chodzić, bo nie i już, bo mam swój powód. I wiem, że zrobiłam dobrze, że im to powiedziałam w końcu jasno i wyraźnie, bo wcześniej wyrzuty sumienia nie pozwalały mi 'zadać im tego ciosu'. Ale czuję i tak, że zepsułam im święta. Że przeze mnie ich idealny świat się wali, że są smutni... Znów wszystko przeze mnie.

Musiałam się wyżalić, bo z P. nie mam czasu nawet się spotkać przez ostatnie dni... Z resztą, czuję, że wy mnie tutaj rozumiecie i cieszę się, że jesteście i że ja mogę być tutaj.
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez santaja » 24 gru 2011, o 16:10

Rozumiem Cię. U mnie z początku wyglądało podobnie. Z czasem jednak, ze względu na mój uparty charakter, to oni zmienili postawę. Nie uległam ich sugestiom i nagle okazało się, że to ja mogę mieć rację.
Ja w Boga wierzę, ale niestety nie wierzę w kościół, zbyt mocno się zawiodłam.

Spokojnych Świąt.
Avatar użytkownika
santaja
 
Posty: 29
Dołączył(a): 8 gru 2011, o 22:04

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez ambrela » 24 gru 2011, o 16:45

Ja też jestem uparta, ale nadal rozkłada mnie na łopatki ich smutek, chociaż wiem, że to z ich strony szantaż emocjonalny. Czasem się poddaję i robię wtedy jeden olbrzymi krok w tył, a kroki w przód to raczej tiptopki zazwyczaj...

Ale nie rozumiem, że nie obchodzi ich w ogóle to, czy ja jestem szczęśliwa, czy dobrze się czuję ze swoimi decyzjami. Z nimi w ogóle chyba nigdy nie rozmawiałam o żadnych uczuciach. Najważniejsze, żebym JA im nie burzyła porządku ich świata. Ale dlaczego tak jest? Przecież to oni właśnie, a nie nikt inny powinni mnie kochać bezwarunkowo...

Również życzę spokojnych!
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez oliwia » 25 gru 2011, o 12:23

witaj ambrela,
Widać dla Twoich rodziców jest to bardzo ważna kwestia, pewnie tak zostali wychowani i nie wyobrażają sobie żeby ich dziecko nie chodziło do Kościoła. Ja ich rozumiem. Z tym, że Ty też masz rację, to jest Twoje życie, Twoje sumienie. Ale rodzice są częścią naszego życia i też chcą brać w nim udział.
Może potrzeba im czasu, może potrzeba szczerej i spokojnej rozmowy na ten temat?
Avatar użytkownika
oliwia
 
Posty: 3388
Dołączył(a): 27 sty 2008, o 09:18
Lokalizacja: Oliwkowo

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez Sansevieria » 25 gru 2011, o 14:57

Ambarelo, dla ludzi wierzących tekst "nie wierzę i już" z ust dziecka jest smutny. Oczekiwałabyś, żeby rodzice z uśmiechem stwierdzili "nie ma sprawy"?
Kochać dziecko nie oznacza zachwycać się wszystkimi jego decyzjami. Rodzic też człowiek, też posiada uczucia różne. I chyba nie każde uczucia rodzica jakoś się ujawniajace są od razu szantażem emocjonalnym :?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez ambrela » 30 gru 2011, o 16:18

Sans, ja wiem, że oni by chcieli... Ale to nie jest wszystko takie proste. Oni nie chcą rozmawiać, ani spokojnie, ani w inny sposób. Ja coś matce próbuję tłumaczyć, a ona dokładnie w tym samym momencie gada coś pod nosem i w ogóle mnie nie słucha, próbuje mnie zagłuszyć po prostu. Zauważcie też, że ja nie jestem już dzieckiem... Mam 22 lata i mam prawo do własnych decyzji, nawet, jeśli oni ich nie popierają. Jeśli nie wierzę, to przynajmniej nie powinni mi ryć tym głowy, bo to nie jest pierwsza taka rozmowa, ani sytuacja. Ja im to próbuję od 3 albo 4 lat uświadomić, że nie powinni mi się wpierdzielać w takie kwestie... A nawet gdybym była wierząca, to chyba nie jest w porządku, że matka się codziennie pyta, czy byłam już u spowiedzi. Oni mają po prostu manię kontroli nad każdym aspektem mojego życia. Matka potrafi coś przestawić o 2 mm, tylko po to, żeby przestawić, mimo, że to nie robi żadnej różnicy, ale ona musi to zrobić bo inaczej nie wytrzyma.

A jak są tacy wierzący, to chyba nie powinni mnie zmuszać, do tego, żebym okłamywała siebie ich i kurna księdza w konfesjonale. Po co mam iść do spowiedzi czy do kościoła, skoro nie wierzę? To chyba jest jeszcze bardziej nie w porządku niż moje nie chodzenie.

A oni na każdym kroku prawie próbują mi 'wciskać' na siłę swój sposób życia. Oni nie mają znajomych i siedzą cały czas w domu, a matka wydzwania tylko do swoich sióstr i mamy (pomijając, że w trakcie tych rozmów omawiają życie osobiste i decyzje połowy rodziny, co dla mnie po prostu jest już jakąś paranoją). I jeśli im takie życie odpowiada, to to jest ich sprawa. Ale oni chyba chcą, żebym ja tak też żyła i widzę, jak im przeszkadza to, że tak nie jest. Że dalsza rodzina nie ma dla mnie znaczenia, że ważniejsi są dla mnie znajomi itd. Że chciałabym gdzieś jeździć, zwiedzać, że lubię spędzać czas poza domem, a nie gapiąc się w telewizor przez pół dnia...

Nie wiem, nie jestem w stanie wam przedstawić całej tej sytuacji zrozumiale, ale wiem, że strasznie mnie to dobija i mam już ochotę stąd po prostu uciec...
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez Abssinth » 31 gru 2011, o 12:29

a ja to rozumiem.

i moge tylko powiedziec - do moich rodzicow dotarlo, ze jestem dorosla, dopiero kiedy wyprowadzilam sie z domu. tez w wieku 22 lat :)

przeczytaj koniecznie ksiazke 'toksyczni rodzice' Susan Forward, i zycze powodzenia :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: Mamo, tato- co jest z wami?

Postprzez ambrela » 31 gru 2011, o 14:06

Mam ją gdzieś prawie pod ręką i muszę to w końcu przeczytać, serio. Chociaż i tak dużo mi już dało to forum, bo widzę, że wiele z tych rzeczy, które oni robią, to nie jest po prostu kwestia ich charakteru... tylko dosłownie jakiś skrzywień i jestem na 100% pewna, że jest to wynikiem tego, że oni sami mieli takich, a nie innych rodziców.

Mamy ojciec pił, jak ona była mała i bił ich też podobno. Ja go kochałam i zupełnie inaczej pamiętam dziadka i o tym wszystkim dowiedziałam się dopiero od kuzynek, kiedy byłam starsza, bo dziadzia pamiętam jako kochanego człowieka, bo wtedy już nie pił i się zmienił.

Mama ojca też jest jakaś popaprana, to akurat doskonale pamiętam z dzieciństwa i ona swoje spustoszenia w mojej głowie też zrobiła. Paranoiczka, najchętniej nie wypuściła by nas nigdzie z domu, bo przecież wszędzie zabiją i zgwałcą. Nie sposób tego teraz tak opowiedzieć, ale babcia oczywiście miała też swoje dobre strony i kocham ją, teraz jest już starsza i nie jest taka, ale kiedyś... Porażka- taka typowa dominująca osobowość, która się we wszystko wtrąca i wszystko robi najlepiej i wie najlepiej itd.

Ja się nie dziwię w sumie, że oni mają jakieś jazdy, ale to nie moja wina, że oni się nie potrafili wyrwać ze swoich chorych rodzinnych układów. Mi tego nikt nie może zabronić, tylko nie wiem, skąd mam brać do tego siły.

No i dziękuję, na pewno się przyda :kwiatek:
Avatar użytkownika
ambrela
 
Posty: 177
Dołączył(a): 4 wrz 2011, o 20:39


Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 217 gości