Troche nie chce mi sie nawet wszystkiego pisac i tlumaczyc ale z drugiej strony musze to z siebie wyrzucic.
Im jestem starsza bardziej tym bardziej widze niedociagniecia atmosfery swiatecznej i wszystkiego.
Dziala to wszystko na mnie meczaco i destrukcyjnie.
Co nie ktorzy pamietaja zachowanie rodziny w wakacje wobec A. Niesprawiedliwe zachowanie.
Ciezko mi troche tak jest. Bo jestem w domu, nikt nie pyta o to jak mi sie z nim uklada, nikt nie pyta nigdy o niego. Jak by on nie istnial, jak bym nie mieszkala z nim juz od ponad dwoch lat. Temat tabu. Najbardziej mnie wkurza ze musze sluchac czesto o tym jak sie upokarzam ze z nim mieszkam bo skoro mieszkam to wspolzyje a jestem przed slubem. jaka hanba dla calej rodziny. i w ogole jakie to wszystko jest na nie i nie. Ale ja mam inne zdanie, nie wymagam czy starsze o jeden czy dwa pokolenia ode mnie rozumieli moje zdanie ale skoro juz tyle to czasu trwa to mogliby zaakceptowac. czuc ta atmosfere nie fajna i to co sie unosi w powietrzu jak kazdy udaje ze zyje w celibacie samiutka i w ogole.
Ciesza sie ze starsza o 9 lat siostra ma chlopaka, moze cos powazniejszego bedzie, a ona nigdy nie miala praktycznie nikogo wiec sie ciesza ze moze zalozy juz rodzine w bardziej okreslonej przyszlosci. Nie gnebia ze co weekend sypiaja ze soba jak sa u siebie - wtedy to jest w porzadku wszystko. Jego nikt nie ocenia, bo ''fajnie ze ktokolwiek jest i ze ona jest z nim szczesliwa''.
Drugi przypadek - brat sie zareczyl, sa ze soba poltora roku dluzej niz ja z A. Brat w wieku A., a ona rok starsza ode mnie. I dobrze jest ze rowniez jak ona jest u nas on u niej czy gdziekolwiek sypiaja ze soba (zareczeni od miesiaca), dobrze ze juz od daaaaaaaaaaawna brat w domu mowil ze ona moze byc w ciazy (nigdy nie byla ale nie ukrywal ze moze - swoja droga nie wiem po co takie gadanie jak nie wiadomo ale ok), teraz rowniez taka jest mozliwosc. to tu jest wszystko w porzadku. po bozemu.
ale ja musze sluchac jaka jestem mloda i nigdy z nikim nie zylam, jak nic nie wiem.
jak oni wyprawiali glupoty w zwiazkach i takie niedorzecznosci z partnerami to bylo 'a, docieraja sie, mlodzi nie wstracajmy sie'.
przykro mi naprawde.
moze jestem za mloda by rozumiec to wszystko, ale zaraz skoncze 22 lata i nawet jesli by wypadly mi zareczyny chociaz nie planuje to mam wrazenie po ich stosunku ze dla nich bylaby to katastrofa ze marnuje zycie tak mlodo sie wiazac.
Nie lubie mowic czegos negatywnego na rodzine mam straszne wyrzuty sumienia ze jesli mowie o jakiejs wadzie a wady ma kazdy to zbrodnie popelniam....
po za tym czesto mam takie hamulce ze nie wolno mi jakos myslec, czegos robic, bo skrzywdze rodzine, (jakiekolwiek tlumaczenia ze czasem trzeba myslec o sobie nie trafia do mnie i tak). ciezko mi wyjasnic to co czuje ja w tym momencie. prosty przyklad - czuje ze nie wolno mi myslec ze mam ochote na jedne swieta po za domem, badz wakacje po za domem - zeby tu przyjechac jedynie w krotkie odwiedziny, ale nie mozna mi, bo jestem nauczona ze to jest zle, wiec nie wolno mi tak myslec i tak mowic. ale jakos mi sie w srodku to wyrywa. i narazie tlumie ze to moze jeszcze jakis mlody bunt ktory powstal przez kilka przykrych sytuacji. i czekam az oni zaczna traktowac mnie doroslej bo wtedy bede sie pewniej czula.
bo cokolwiek oni neguja ja sie mecze, bez ich akceptacji nie jestem w stanie czerpac radosci z czegokolwiek. ale czy to tak powinno byc?
bo nawet jesli przyklad zareczyn - nie beda mnie one cieszyc od najcudowniejszego mezczyzny na swiecie jesli wiem ze i oni beda nieszczesliwi i swoja reakcja strasznie przytlocza mnie wiec to jeden z powodow z ktorych bym ich nie chcciala.
musialam to z siebie wyrzucic zeby sie oczyscic wewnetrznie.