Dziekuje ci ewo bardzo za twoje wsparcie...
musze sie troche wyzalic... moj maz mnie nie rozummie, ciagle mu tlumacze co i jak, on poprostu nie wierzy w depresje... ja nie chce nic robic, nawet przy dziecku... jestem okrutna matka... zostawiam meza zeby wszystko z nim robil, przebieral go, gotowal, karmil... ja nie czuje potrzeby robienia tego dla mojego wlasnego dziecka... nawet mysle, zeby maz sie nim opiekowal, jesli sie rozstaniemy... maly jest bardzo podoby do rodziny meza, z wygladu i charakteru, bedzie sie nimi dobrze czul... po co mu taka smutna, nijaka matka? maly jest takim szczesliwym dzieckiem!!! czesto czuje sie jakbym nie byla jego matka... gdy widze jak on sie usmiecha albo przytula mnie, to usmiecha sie z wzajemnoscia, przytulam ale nie czuje przy tym szczescia... boje sie ze on zacznie wyczuwac to z czasem... nie chce zeby o przestal byc szczesliwy przez mnie... zaproponowalam mezowi by zabral syna na 2 miesiace do swojego kraju... nie moge tak siedziec bezczynnie i patrzec jak on nie szuka prcy bo najprawdopodobniej MOZE dostanie ja w marcu... wiec pomyyslalam, ze lepiej by bylo gdyby sobie pojechal, zniknal mi z oczu ten obraz lenistwa i obojestosci... zreszta ja tez nie wygladam lepiej... wczoraj maz zabral mnie do centrum zabaw dzieci, znajoma zaczela go pytac czy ze mna ook bo wygladalam nieteges, oklamalam ze tak, nie potrafie sie jeszcze przyznac do depresji..., on mi potem mowi, ze ludzie zaczynaj zauwazac, ze ze mna cos nie tak... wiec pomyslalam, ze niewarto wychodzic do ludzi... gdzyby nie to, ze synek budzi mnie rano, najchetniej spalaby calymi dniami... przespac ten trudny czas... gdy jestem w pracy, chce do domu, gdy jestem w domu po prostu nie mam ochcoty rano wstawac z lozka...
dzis zkolei maz prawie na sile wyrwal mnie na plac zabaw spacerowalismy wokol jeziora,slonce swiecilo, powinnam sie sieszyc, a tu tylko poczucie ze jest normalnie... gdyby nie tabletki anty to pewnie nie czulabym nawet normalnosci... patrzylam na rodzicow biegajcych, bawiacych sie z dziecmi, aj stalam jak taki drag, zastanwialam sie czy oni kiedykolwiek przezywali depresje, czy da sie z tego wyjsc...
on teraz czesciej przytula, mowi, ze kocha, a we mnie jedna wielka pustka...
zerwalam kontakt mailowy z tym dawnym znajomym ale i tak nie potrafie o nim zapomniec... tak naprawde to przeciez go nie znam... wiem, ze i tak nie ma to sensu ale nie potrafie... ciagle gdybam na jego temat,.. gdyby on wtedy inaczej postapil, moze ja inaczej bymm sie zachowala, moze gdybym odeszla od meza, to moze on by mnie przyjal? ale zdaje sobie sprawe, ze to po prostu bez sensu, moze w pewnym sensie pmaga mi to jakos przebrnac przez to wszystko...
nie potrafie sie znowu zakochac w mezu... tyle niespelnionych obietnic, rozczarowan... rozmawialam z nim kilka miesiecy temu, abysmy sie udali do poradni malzenskiej bo widze, ze zaczynaja sie powazne problemy, on uwazal, ze to bzdury i nie potrzebuje osob trzecich... mowilam, mu ze potrzebuje, bo moze byc potem za pozno...
On zachowuje sie jakby nigdy nic, czasem wspomina o drugim dziecku ze moze pojedziey w przyszlosci do polski mieszkac,,,, ja mysle, ze o wie jak i co ja czuje, ale chyba zdalam sobie sprawe, ze on chyba nie zdaje sobie sprawy, ze ja na powaznie mysle o odejsciu... on chyba mysi ze ja tak mowie bo mowie... chyba powinnam mu dac do zrozumienia, ze to sie dzieje naprawde... a moze to tylko moj stan? wiem, ze bedzie cierpial, nie chce u zadawac bolu...