---------- 22:33 28.01.2008 ----------
Witaj,
NoName napisał(a):Orm Embar napisał(a):Hejka NoName,
A spróbujmy inaczej: czy wiesz, czego TY chcesz od swojego życia, jakie są TWOJE marzenia, plany, chęci i niechęci? Z kim chcesz żyć? I jak chcesz żyć?
Jak wygląda TWÓJ pomysł na TWOJE życiie?
M.
tak sie sklada maksiu, ze na wszystkie pytania w obecnym czasie moge odpowiedziec pozytywnie, terapia dala i daje mi takie ogolne okreslenie sie
To świetnie! Zastanawiałem się, czy masz już opanowane abecadło, czy to dopiero przed Tobą, czyli mówiąc po ludzku czy masz już wiesz, jak ważna jest pełna świadomość swoich emocji i potrzeb.
Tak se usiłuję to porównać do swojego doświadczenia - i wychodzi mi, że jak skończyłem taką "bazową" psychtoerapię, taką wiesz, u samych fandamentów, i jak poczułem, że u tych podstaw mam już posprzątane, to po pierwsze poczułem ogromnie dużo radości, a po drugie uświadomiłem sobie, że i tak STU TYSIĘCY SPRAW TO I TAK NIKT ZA MNIE NIE POZAŁATWIA.
Dotarło do mnie tak trochę, że psychoterapia uczy nas w ogóle wiary, że można zmienić swoje życie - cholera wie czego, może oczyszcza nam łepetyny ze stęchlizny - ale konkrety trzeba potem i tak załatwiać mozolnie samemu.
Pomyślę jeszcze, powspominam i skrobnę jak coś mi wpadnie do dyńki
papapapapapapapapapaaaaaaaa!!!!!!
Maks
---------- 22:17 04.02.2008 ----------
Hejka NoName,
Wiesz, myślałem sobie długo o tym wszystkim... Jak to jest, kiedy kończymy terapię, dlaczego jest tak fajnie i tak czasami zwyczajnie (=niefajnie?) zarazem...
Trochę zbadałem własne doświadczenie, ponieważ sam jakieś dwa miesiące temu miałem niesamowite wrażenie domykania się spraw, nad którymi pracowałem trzy lata w psychoterapii indywidualnej, takie jakieś uwolnienie... a potem i tak przychodziły chwile gorsze - i stąd te pytania, hehehehe.
Dochodzę do wniosku, że - przynajmniej w moim przypadku - psychoterapia to taka praca nad dobrymi fundamentami. Gdzieś bardzo głęboko, bardzo mocno, w samych trzewiach serca.
Mnie ta praca przez jakiś czas bolała niesamowicie - miałem przez jakieś półtora roku psychoterapii jazdy, że aż miło...
Tyle tylko, że jak już fundamenty mocne i solidne, trzeba już własnymi rękoma zbudować sciany.
Nosić cegły, rozrabiać cement i nieźle się usyfić.
Dużo teraz pracuję nad swoimi myślami (a dokładnie ich jakościa) w konwencji Simontona (bądź Racjonalnej Terapii Zachowania jak kto woli). Dobrze mi idzie, czuję to. Kiedyś, przed pracą nad fundamentami, nie byłem w stanie wejść w dobrą pracę nad sobą, bo byłem DDA.
Muszę ustalać granice wobec ludzi - i bywa to trudne, ponieważ mało o tym wiem jako DDA; jak dobrze wiesz, nigdy żadnych granic nie stawialiśmy, prawda?
Wiesz co mi się wydaje? Że te Twoje stany z nadodpowiedzialnością to dość normalna sprawa... Tak bywa. Mam wrażenie, że jeśli jestes po terapii, właśnie TERAZ możesz i umiesz tę nadodowiedzialnośc świadomie wyrzucać ze swojego życia. Jeśli ciężko nad soba pracowałaś, to nawet jak się potkniesz kilka razy, już sobie z tym poradzisz...
Tyle mojego wymądrzania się.
pa!
Orm (Maks)