Honest, to co dziś przeżyłam to koszmar! Mam taką pracę, że niestety, co nagle to po diable.
W końcowej fazie projekt obłożony mnóstwem szczegółów bardzo obciąża system, wiesza mi się program, giną dane, coś tam znika, coś się przestawia...
(wiem, czas zmienić komputer na lepszy
)
Tak więc walczę cały dzień, oddech czasu na plecach, a tu nic się do przodu prawie nie posuwa... cały dzień bez jedzenia, tylko woda do picia i praca.
Kiedy już myślałam o popełnieniu sepuku, zadzwonili kontrachenci z informacją że jutro nie mogą i czy nie mogliby przyjechać dziś po odbiór projektu!!!!!!
Matko Boska, wszyscy święci, że co!!!!!!!
Powiedziałam, że dziś mam już napięty grafik i że nie mogę (oczywiście ani słowa o tym, że robota jeszcze jakby w polu). Stanęło na tym, że aż tak bardzo im się nie śpieszy i że może być po niedzieli
O biała lelijo, normalnie czuję się jak bym wygrała los na loterii
Teraz się relaksuję, w końcu po 12 godzinach harówy należy mi się, ale od jutra będę pomalućku kończyć dzieło i spokojnie sobie do psychologa zawitam
i w ogóle będę walczyć z odwlekaniem i wszystko zrobię, byleby już więcej nie być w takiej CZARNEJ za przeproszeniem DUPIE
Martwi mnie tylko milczenie Bianki.
Bianka, napisz jak poszło, przecież nawet jeśli coś nie tak, to nie koniec świata