Witam Wszystkich biorących udział w temacie.
Wszedłem dziś na forum z zamiarem wypisania swoich myśli,podzielenia się z kimś swoimi problemami i widzę że jest kilka osób które mają podobną sytuacje w głowie:) W Nas siła!!:)
Mam 26 lat i nieodparte wrażenie że przegrałem życie.Jedynie praca trzyma mnie przy siłach do życia,gdy przychodzę do domu to zaczynam się czuć jak klapek.Przecież nie będę sam chodził po mieście a chciałbym pochodzić ...tylko że z kimś.I tu zaczyna się mój problem...ostatni rok spędziłem na bardzo burzliwym związku,który na początku był piękny a później się tak zaczęło psuć że trudno to opisać.Rozchodziliśmy się i wracaliśmy kilka razy.Zazwyczaj ja prowokowałem takie sytuacje ale w moim przekonaniu były uzasadnione.Później tłumaczyłem o co mi chodziło i jakie były moje powody po czym twierdziła że rozumie o co mi chodzi.Obecnie nie łączy nas partnerska relacja,jeśli można ją było tak nazwać od początku patrząc na to z perspektywy czasu. KOCIOŁ W GŁOWIE I 1000 MYŚLI MI SIĘ TERAZ TŁUCZE.
Po części zniszczyła to moja zazdrość o "dziwnie dobry"kontakt z prawie-niedoszłym-szwagrem którego określała jako przyjaciela.To był jakiś koszmar gdy sobie patrzyłem z boku na ich luźną rozmowę.A on taki zawsze mądry,zadowolony tak niewinny że aż dziwnie.No i... zfiksowałem żeby się pokazać też z dobrej strony żebym był przez nią zauważony bo momentami czułem się niepotrzebny,niedoceniony,zakompleksiony skoro on ją tak fajnie zajmował rozmową bo żyli obok siebie 9 lat.Ale jakoś nie dawało to zamierzonego efektu bo zaczęły się mętalne spięcia między naszą trójką a konkretnie mną i nim a ona po środku.Nie rozumiała tego że ja chce współpracy we dwoje robić coś tylko razem a nie z osobami trzecimi.Przy okazji jakiegoś wyjazdu ani razu nie zaproponowała żebyśmy pojechali gdzieś sami,poznali coś razem,tylko my,żeby to było nasze.(Zazwyczaj był niedoszły-szwagier bo nażyczona go rzuciła i był bardzo smutny to chodził i szukał.)Jesteśmy w prawie tym samym wieku nie chce mi się poznawać innej osoby jej też nie jak twierdziła przynajmniej,mamy podobne priorytety życiowe.Jestem oszołomem takim trochę lubię chodzić na skróty i to co łatwe ale jak trzeba to potrafię też mocno przycisnąć w odpowiednim momencie.Czy to źle że obserwuje świat i chce o nim rozmawiać,rozmawiać o ludziach trochę wykpić czyjąś brzydotę,co mi się podoba a co nie,skakać jak jestem szczęśliwy i mieć za nic to co ludzie obok stojący pomyślą.Rozumiem pojęcie wstydliwości ale ile można?Po roku pewne zachowania powinny być spontaniczne.Wychodzić same z siebie.Starałem się dać poczucie w jej główce,że śmiało może do mnie przyjść z problemami gdy ją coś gryzie.Nie skorzystała (z tego co pamiętam),zawsze taka cicha,samowystarczalna,nie mająca problemów,twarda,posłuszna aż wkurzające.
I wkurzyło,znów zrobiłem to samo,wiem że jestem sadystą emocjonalnym i źle się z tym czuje.Bardzo źle.Lecz mam żal do niej o czyny których w dziwny sposób nie chciała jakby potwierdzić słowami w rozmowie chyba myśląc że to jest oczywiste.Mogłem przeczekać,mogłem pogadać znów ale zrobiłem to co zrobiłem.A teraz znów odczuwam samotność i chęć do spędzania czasu z nią bo mi nerw przeszedł.
Strasznie wątpię w siebie.We wszystko w to czy wszystko to jest moją wypaczoną psychiką czy może tak musiało być czy było jej to obojętne.Nie wiem nic.Cisza.Pustka.Tęsknię za nią ...a nie za znajomymi których sobie tak upodobała.