Witam
napisalam na DDA, bo jestem... a w sumie bardziej mój temat pasuje tutaj. wiec nie radze sobie z rozstaniem,
przezyłam terapie, było ok.. byłam z kimś, dzieliłam smutki i radości, było... juz nie jest... zdradził mnie tuż przed slubem, spakował i znow jestem w domu, w tym domu gdzie zawsze bedzie zle... mam sporo obowiązków, ale złapała mnie depresja, moja ucieczka, nie radze soebie jak kiedys, izoluje i zaniedbuje... jest tak ciezko, nigdy nikomu tak nie zaufalam jak jemu i nigdy nie zaufam.. nigdy tak nie kochałam.... było ciężko ale przemogłam sie i otworzyłam, dałam sie poznać, zaufałam.. teraz czuje pustkę, złosć, nienawiść i zupełnie nie potrafie poukładac sobie zycia... bo ja pewnie za bardzo "zjednoczyłam się" z nim, byliśmy "jedną" osobą. teraz czuje ze brakuje mi drugiej połowy i ja to juz nie ja... wciaz jestem smutna, i łzy same płyną.... wiem to dran, skrzywdził, niby po 4 latach stwierdził ze nie dopasowalismy sie itd wiem juz z nim nie bede i nawet nie chce, nie szanuje go... a propos ma juz inna i planuje z nia slub( rozstalismy sie w pazdzierniku), jeszcze te zdjecia w necie jej i jego zakochani i te opisy jej ze to moj przyszły mąż... to trudne...ale boje sie ze znow na dobre dopadnie mnie depresja, boje sie cholernie... jak sobie z tym poradziliscie, dla mnie on był olbrzymim wsparciem, wyciagnal mnie z depresji teraz znowu dosięgam dna(: mysle o nim i nadal kocham... to chore, na niczym juz mi nie zalezy, a mialam tyle planów, do wszystkiego sie zmuszam do pracy, powinnam pisac prace mgr ale nie idzie.. jest tak ciezko...boje sie ze nie poradze soebie bez niego, nikt mnie tak nie rozumiał. Jest ktoś kto chciałby byc ze mna, z innego miasta, ale ja wciaz o byłym mysle nie chce go obciazac sobą...i wciaz te porównania, wciaz cos nie tak. jakbym chciala kogos identycznego, klona byłego...bez sensu, brakuje mi sił
_________________