.... z uśmiechem mu do twarzy....

Problemy z partnerami.

.... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez z usmiecham jej do twarzy » 21 lis 2011, o 02:27

hej

jestem upartym człowiekiem i bardzo zakompleksiona.... nienawidzę słabości i bronie się przed nią, nie akceptuje jej...

W związku mam tak samo dumna oślica, zanim cokolwiek do mnie dotrze to często już za sobą mam zgliszcza które ranią na wskroś.... jednak wierze że jak się chce coś osiągnąć trzeba bardzo czegoś chcieć i naprawdę poświecić się.

Przemawiając za mną szczegóły i odgrywają ogromna rolę w życiu... kwiat, słowo, list sms, telefon, zdarzenie, zachowanie, kłamstwo, otwartość, prawda.... Szczegóły odgrywają dużą role ponieważ na dłuższe miłe chwile nie mamy czasu z mężem....

Otworzyłam ten temat bo życie skierowało na forum temat mój i mojego męża....
Po trzech tygodniach braku porozumienia to tu napisaliśmy co czujemy, co Nas boli i .....

Mi takie słowa nie przychodzą trudno dla Niego tak. Kiedyś o pomoc bym nie umiała poprosić jednak przeszłam terapie i zrozumiałam że prośba o pomoc to nic ujmującego.

Naszym problemem jest to że czasami jedno małe słowo jedno zdanie powoduje WIELKI kryzys. Przeszliśmy rozłąkę, ja odeszłam na chwilę i ja wróciłam. Ja go zdradziłam, on po moim odejściu znalazł sobie kogoś - twierdzi że to nie jest zdrada pomimo że wróciliśmy po miesiącu do siebie.
stało się tak że od słowa do słowa zaczęliśmy ze sobą walczyć i dręczyć się na siłę. Słowami, gg sms, kłótnie, szarpanina, krzyki, wyzwiska... było tego masę!!! Brak poczucia bezpieczeństwa, brak szacunku, wieczne oskarżanie, nękanie smsami, gg itp skłoniło mnie do zdrady... Nie mówiąc o niej odeszłam bo nie mogłam mu w oczy spojrzeć przez to i sobie również.... Poniżyłam się tak samo jak on poniżał mnie. On w tym czasie znalazł sobie pocieszycielkę. Nie zajmował sie dziećmi i wręcz dalej mnie dręczył.... historia jest długa....
skończyło sie tym że zrozumiałam że go kocham i walczyłam o Niego. On również tego chciał. Postanowiłam... dalszy ciąg jest tu.... viewtopic.php?f=2&t=6909

do chwili obecnej nie rozmawiamy ze sobą. ja nie mogę na niego patrzeć on pewnie na mnie też....

Czy jest jeszcze w nas siła i miłość jakaś nadzieja??? Czy może znaleźć inne rozwiązanie???
z usmiecham jej do twarzy
 
Posty: 24
Dołączył(a): 19 lis 2011, o 03:01

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez andrzej83 » 21 lis 2011, o 03:39

Nie miej mi za złe i brzydko zacznę, ale po tym wszystkim co tu się działo i to co napisałaś.
To zachowujecie się jak dzieci w piaskownicy, na wzajem się krzywdzicie i niszczycie swoją rodzinę, wiedząc o tym.

Powinniście wreszcie usiąść spokojnie o tym porozmawiać, nie obarczać się na wzajem, szczera rozmowa, jeżeli chcecie dalej to ciągnąć, pomoc specjalisty wskazana. Ja tak na prawdę to już troszkę się pogubiłem i nie wiem już kto kogo kocha a kto kogo nie nawiedzi, że tak to ujmę. Na prawdę, dajcie sobie czas na uspokojenie emocji.
A jak mąż przyjedzie, usiądźcie i spokojnie to przedyskutujcie.

Takie moje zdanie i powodzenia.
Avatar użytkownika
andrzej83
 
Posty: 1248
Dołączył(a): 30 wrz 2011, o 13:35
Lokalizacja: Warszawa

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez mahika » 21 lis 2011, o 09:01

albo rozstać sie jeśli tak bardzo sie nienawidzicie.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez buka_lu » 21 lis 2011, o 10:17

przestać ze sobą walczyć..
choćby to miała na początku zrobić jedna strona.
może być tak, że warto najpierw zawalczyć o samego siebie.
Może potrzebne zmiany indywidualne bez ciągłego wgapiania się w partnera, co robi co czuje co myśli, co zrobi, jak zrobi, i te pe...
Ja sukcesywnie koncentrowałam się na swoim by sprytnie nie zajmować się sobą..mimo, że coś tam ze sobą robiłam.
I też była zdrada z mojej strony..
z jego strony też choć on się do tego nie przyznaje. uważa, że jak nie byliśmy razem to nie zdrada (nie byliśmy 2 tyg.)
Wszystko z niskiego poczucia własnej wartości..
a życie z nim ze starymi schematami.. mocno mi tą wartość ujmowały..
Teraz można powiedzieć hartuje się przy nim na nowych zasadach..
on poniekąd chcąc nie chcąc przy mnie też..
co będzie dalej to nie wiem..się okaże.
pewnie mam jakąś nadzieje.
buka_lu
 
Posty: 768
Dołączył(a): 16 sty 2010, o 00:41

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez Abssinth » 21 lis 2011, o 10:31

no ale...przeciez, jesli nie jestescie razem, to nie jest zdrada...

ludzie ze soba zrywaja po to, zeby zakonczyc zwiazek.

mowie 'odchodze', nie po to, zeby zaraz wrocic, trylko dlatego, ze tak uwazam, ze to jest KONIEC. koniec - oznacza, ze juz nie jestesmy w zwiazku, i seksualna wylacznosc 'nas' juz nie dotyczy...

zrywajac, nie mozemy byc pewni, ze do siebie nawzajem wrocimy..inaczej, po co zrywac ze soba?

tak sie tylko zastanawiam....po co te oskarzenia? ze , 'zdradzil, ale sie nie chce przyznac'?
nie bedac w zwiazku nie zdarzda sie, bo nie ma kogo zdradzac.

tak, rozumiem, w Was dzieczyny pozostaje ten bol, ze Wasz facet spal z inna kobieta...ale jak dla mnie, ciezko to nazwac zdrada....
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez ewka » 21 lis 2011, o 10:43

Wiele przeszliście. I się poraniliście. Jeśli uda Wam się (obojgu) odsunąć to wszystko i zacząć "od nowa" - może się udać. Czego serdecznie życzę.

Ja stawiam na miłość. Jest czasem trudna, bo i my bywamy trudni, "naznaczeni" przeszłością, dzieciństwem i innymi przypadłościami... a to może poniszczyć. Może też dużo "pokazać"... również to, co jest do zagospodarowania.

Ja tam stawiam na miłość.

"To niewiarygodne, jak można czuć się szczęśliwą przez tyle lat, mimo tylu kłótni, tylu upierdliwości i tak naprawdę, kurwa, nie wiedzieć, czy to miłość czy nie." — Gabriel García Márquez, Miłość w czasach zarazy.

" ...żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie, jak przeżyć. Potrafi znaleźć sobie drogę do wolności i zaskoczyć nas, pojawiając się, kiedy jesteśmy już cholernie pewni, że umarła, albo, że przynajmniej leży bezpiecznie schowana pod stertami innych spraw... — Jonathan Carroll, Poza ciszą.


:serce2: :serce2: :serce2:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez ewka » 21 lis 2011, o 10:44

Abssinth napisał(a):no ale...przeciez, jesli nie jestescie razem, to nie jest zdrada...

Też tak sądzę.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez buka_lu » 21 lis 2011, o 10:56

Abss ja z tym już nie dyskutuje..

Mój mąż jest skomplikowanym człowiekiem
nie będę jednak się o nim rozpisywać..nie ma go tutaj.
chodzi raczej o to co dalej..
są rozwiązania.
-rozstanie
-bądź wędrówka ku sobie dla siebie. będąc w związku. może to przy okazji przyniesie pozytywne zmiany dla związku. Na pewno jakieś zmiany przyniesie..a to już jest samo w sobie dobre.
buka_lu
 
Posty: 768
Dołączył(a): 16 sty 2010, o 00:41

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez ewka » 21 lis 2011, o 11:11

buka_lu napisał(a):Na pewno jakieś zmiany przyniesie..a to już jest samo w sobie dobre.

:ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez Forsaken » 21 lis 2011, o 22:54

andrzej83 napisał(a):Nie miej mi za złe i brzydko zacznę, ale po tym wszystkim co tu się działo i to co napisałaś.
To zachowujecie się jak dzieci w piaskownicy, nawzajem się krzywdzicie i niszczycie swoją rodzinę, wiedząc o tym.
:oklaski:

Usmieszku... Wasza sytuacja jest trudna, nie ma sie co oszukiwac... Twoja zdrada, jego pocieszycielka, wojna totalna - taka na wyniszczenie przeciwnika :roll:
Nie ma tez co liczyc na to ze wszystko bezbolesnie sie ulozy i sprawy same zejda na odpowiednie tory. Nie stanie sie to bez wysilku... Z obu stron...

Ja to widze, a Ty to wiesz, ze obojgu bardzo Wam na sobie zalezy... Nie chcecie zyc bez siebie... Nie dziwie sie, bo oboje jestescie dobrymi, cieplymi ludzmi (dla wszystkich oprocz siebie nawzajem). Ty do tego jestes otwrta na sugestie i skonna do krytycznego spojrzenia na siebie.. Mysle ze Sog tez, chociaz raczej w mniejszym stopniu. Pamietaj ze napisal, ze jego brat rozpoznal jego prawdziwa twarz, ta pod maska twardziela. Pokazujac ta maske na zewnatrz, czesto jest przesadnie wymagajacy od innych, uwaza ze kazdy powiniem byc tak silny jak on i odwaznie stawiac czola przeciwnosciom.... Zapomina wtedy ze sam placze w ciemnosciach, bo ciezko mu samemu sprostac swoim wymaganiom, a tego samego oczekuje od innych...

Ale widze ze meczy sie z tym - choc ucieka od problemu ("to nie problem z moim zwiazkiem - w nim wszystko jest idealnie" :lol: ) Wiem ze zalezy mu na Tobie. Wiem ze Wasza rodzina jest dla niego wszystkim. Chociaz to on powinien to powiedziec, nie ja...

Wasz glowny problem to komunikacja. Macie w sobie tyle zalu do siebie nawzajem i emocji, ze kazda bzdura rozpetuje burze stulecia.. Nie szanujecie swojego rozmowcy. Nie bierzecie jego uczuc pod uwage, a przeciez kazde Wasze slowo jest dla tej drugiej strony wazniejsze od wszystkiego co mowi obcy czlowiek.
Przedewszystkim jestescie nieuczciwi wobec siebie w rozmowie... Moze to dziwnie zabrzmiec, ale kazdy dopoki nie odkryje na czym polega uczciwa rozmowa, nieswiadomie stosuje brudne sztuczki...
Na poczatek wiec lekcja pokory:
Przestrzeganie reguł konstruktywnej dyskusji
Podstawą każdego związku jest wzajemna komunikacja. Osoby pochodzące z rodzin wielodzietnych czy rodzin szeroko rozgałęzionych i utrzymujących stałe kontakty mają szansę z praktyki nauczyć się reguł komunikacji, w tym dyskusji. Patrząc na nasze społeczeństwo z perspektywy czasu widzimy, że rodziny stają się coraz mniejsze, ograniczamy kontakty, a przez to nie poznajemy w sposób praktyczny reguł rozmowy. Szkoły nie zawsze tego uczą, kursy przedmałżeńskie też nie, a nieznajomość tych reguł, czy ich nieprzestrzeganie może prowadzić do bardzo bolesnych konfliktów. Jakież to reguły?

a) To tylko pozór, że małżonkowie zawsze mają czas na szczerą rozmowę. Początki bycia ze sobą to niekończące się rozmowy. Ileż nocy się zarwało, ileż kilometrów się przeszło by być razem, mówić i słuchać. Mijają miesiące, przygniata nas szara rzeczywistość, ważniejsza od uczuć staje się baza. Gdy pojawiają się dzieci najważniejsza wydaje się materia. MIEĆ przysłania BYĆ. Nie dajmy się zmaterializować. Rozmawiajmy nie tylko o tym jak zdobyć dodatkowe pieniądze na opłacenie prywatnego przedszkola z językiem angielskim, albo czy może lepiej uczyć języka indywidualnie. Mówmy sobie, co czujemy jak widzimy radość w oczach dziecka zdobywającego kolejną sprawność, albo jak pomóc niedołężnej sąsiadce, do której znów nikt nie przyszedł.

b) Ktoś powiedział, że ludzie dzielą się na tych, co umieją mówić i na tych, co umieją słuchać. Prawdziwa rozmowa małżonków to połączenie słuchania z mówieniem. Mam coś do powiedzenia, ale też bardzo chcę usłyszeć, co ma do powiedzenia mój partner. Czym innym są dwa monologi, czym innym dialog. Nie przemawiajmy, tego aż nadto jak w parlamencie, raczej rozmawiajmy.

c) Nie używajmy słów „ty jesteś ..., ty zawsze ...., ty nigdy ...” (wytl. Fors). Jakie to smutne, jeśli z czasem trwania związku zmienia się język komunikacji. Wyrozumiałość zamienia się w wypominanie. Chwila refleksji, przecież „ty jesteś” miało ciąg dalszy .... najpiękniejsza. Przecież nie zmieniłaś się, jak może, co innego przysłaniać mi oczywistą prawdę? Słowa mogą ranić. Czy chcemy coś przekazać, czy chcemy uderzyć? Bić można się tylko poduszkami.

d) Co zrobić, gdy w jakiejś sprawie mamy całkowicie odmienne stanowiska? Starajmy się je zrozumieć, poznać intencje, nazwać rozbieżności. Wystrzegajmy się projekcji. To taka nieświadoma sztuczka przypisywania partnerowi moich własnych intencji. Jak łatwo można się w tym zagalopować... Jeśli nie ma możliwości kompromisu, ustalmy przynajmniej protokół rozbieżności. Następnym razem od niego właśnie można będzie zacząć.

e) Rozmowy partnerskie to nie wojna na słowa, rozmowy mają na celu porozumienie. To tak jak rozmowy biznesowe. Jeżeli obie strony wygrywają, każda realizuje swój cel i osiąga korzyści. Jeżeli obie przegrywają – nie dochodzi do transakcji, każdy idzie w swoją stronę. A przecież w małżeństwie tak wielki jest wspólny interes, pamiętajmy o tym!

caly tekst: http://www.mydwoje.pl/aby-umiec-kochac-trwale

Polecam rowniez krotkie opracownie na temat komunikacji interpersonalnej - nie wiele pomaga, ale pomaga!
Byla tu na forum zacieta dyskusja na ten temat http://www.psychotekst.pl/Forum/viewtopic.php?f=1&t=6922&p=193722#p193722 :lol:

Polecam rowniez"prawa asertywnosci"- przeczytaj je z naciskiem na to jakich naleznych praw odmawiasz Sogowi a jakich on Tobie - one dzialaja w obie strony! (oraz opcjonalnie jeslli Cie temat zaciekawi dobre opracowanie)

Mala sciaga - PRAWA ASERTYWNOSCI:
Obrazek

No... To masz zadanie domowe na dzisiaj - jutro Cie sprawdze czy sie uczylas! Milej lektury :)
Bede Cie odpytwal - na wyrywki! ;)
Trzymaj sie Cieplo Usmieszku 8)
Ostatnio edytowano 21 lis 2011, o 23:30 przez Forsaken, łącznie edytowano 1 raz
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez Forsaken » 21 lis 2011, o 23:03

Dodam moze tylko od siebie na koniec ze w zwiazku nigdy nikt nie wychodzi z klotni jako wygrany. Zawsze jest dwoch przegranych.. Dlaczego? Bo nawet kiedy udowodnisz tej drugiej osobie ze masz racje, albo zakrzyczysz wszystkie jego argumenty. Mimo chwilowej przyjemnosci dla tej strony ktora "dogadala mu tak ze az mu w piety poszlo", zostaje przeciez obok wciaz ta osoba, ktora jest dla nas tak cholernie wazna... I ona zawsze bedzie sie wtedy czuc urazona i skrzywdzona... Z tego punktu widzenia nie ugralismy nic wiecej, niz wbudzenie u partnera poczucia krzywdy, zalu do nas, a moze i checi odwetu za przegrana... Smutne, co? :(
A przy tym jakie prawdziwe....
8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez blanka77 » 21 lis 2011, o 23:07

Forsaken napisał(a):Dodam moze tylko od siebie na koniec ze w zwiazku nigdy nikt nie wychodzi z klotni jako wygrany. Zawsze jest dwoch przegranych.. Dlaczego? Bo nawet kiedy udowodnisz tej drugiej osobie ze masz racje, albo zakrzyczysz wszystkie jego argumenty. Mimo chwilowej przyjemnosci dla tej strony ktora "dogadala mu tak ze az mu w piety poszlo", zostaje przeciez obok wciaz ta osoba, ktora jest dla nas tak cholernie wazna... I ona zawsze bedzie sie wtedy czuc urazona i skrzywdzona... Z tego punktu widzenia nie ugralismy nic wiecej, niz wbudzenie u partnera poczucia krzywdy, zalu do nas, a moze i checi odwetu za przegrana... Smutne, co? :(
A przy tym jakie prawdziwe....
8)


Nobla powinieneś dostać :mrgreen:
Avatar użytkownika
blanka77
 
Posty: 3210
Dołączył(a): 1 wrz 2010, o 12:38

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez Forsaken » 21 lis 2011, o 23:44

blanka77 napisał(a):
Forsaken napisał(a):Dodam moze tylko od siebie na koniec ze w zwiazku nigdy nikt nie wychodzi z klotni jako wygrany. Zawsze jest dwoch przegranych.. Dlaczego? Bo nawet kiedy udowodnisz tej drugiej osobie ze masz racje, albo zakrzyczysz wszystkie jego argumenty. Mimo chwilowej przyjemnosci dla tej strony ktora "dogadala mu tak ze az mu w piety poszlo", zostaje przeciez obok wciaz ta osoba, ktora jest dla nas tak cholernie wazna... I ona zawsze bedzie sie wtedy czuc urazona i skrzywdzona... Z tego punktu widzenia nie ugralismy nic wiecej, niz wbudzenie u partnera poczucia krzywdy, zalu do nas, a moze i checi odwetu za przegrana... Smutne, co? :(
A przy tym jakie prawdziwe....
8)


Nobla powinieneś dostać :mrgreen:

Nie ja - to Dale Carnagie... Ziomek zmienil cale moje zycie 8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez Forsaken » 23 lis 2011, o 00:09

Usmieszku :) Bardzo sie ciesze ze humorek Ci dzisiaj dopisal :)
Mysle ze w tej sytuacji darujemy sobie dzisiaj rozdzieranie ran i skupimy sie na spokojnej kontemplacji tego wspanialego uczucia - szczescia :)
8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: .... z uśmiechem mu do twarzy....

Postprzez z usmiecham jej do twarzy » 23 lis 2011, o 03:30

będę kontemplować w śnie :D też się cieszę...
z usmiecham jej do twarzy
 
Posty: 24
Dołączył(a): 19 lis 2011, o 03:01

Następna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 254 gości