póki obie strony będą do siebie strzelać to można liczyć tylko na coraz większe zranienia..
póki dajemy sobie zgodę na strzelanie to tylko wojna się liczy...
ktoś musi przestać.
Ja wiem, że to trudne.
Przy tych wszystkich zranieniach..
oczekuje się nagłej spektakularnej zmiany..wręcz natychmiast.
Najlepiej obudzić się rano i żeby było cudownie..
I znowu się zaczyna
A żeby ON był w koncu taki i taki
A żeby ona w końcu zrobiła to i tamto
Nie trudno się domyślić, że to totalna porażka.
Ja to przerabiałam długo długo..
W pewnym momencie..nazbierało się tego tyle..
że całkiem pogubiłam się w swoich uczuciach..
do tego stopnia.. że miałam w sobie tyle goryczy i żalu..
że aż ze mnie kipiało..
I mój Małż. też już był na skraju wytrzymałości..
wtedy było jasne
albo rozstać się albo zrobić coś wręcz odwrotnie do tego co się robiło wcześniej.
powiem szczerze.. że wybrałam opcje numer dwa.. tylko dlatego że przeczytałam wcześniej książkę która pokazała mi tą drogę jako osiągalną..choć trudniejszą od spakowania walizek.