Forsaken napisał(a):Ale Twoje slowa o emocjach ktore przy tym czuje bardzo mnie niepokoja. Ten lod przykladany do klatki piersiowej to naprawde zly znak. Nie wiem na ile faktycznie tak jest na ile to literacki opis, ale nie powinnas sie tak czuc. Twoje uczucia mowia ze naprawde cierpialas w tym zwiazku i boisz sie ciepriec ponownie. I po takim tekscie juz nie jestem taki przekonany ze to dobry pomyls. Ale popieram Cie we wszystkim co zdecydujesz, bo wiem ze masz ku temu powazne powody
To nie był literacki opis... Naprawdę tak się czułam. Wiadome, że ta decyzja do łatwych nie należała, szczególnie, że miałam przed oczami wszystkie te wpisy z forum mówiące mi, że lepiej, żebym to wszystko skończyła jak najszybciej. Dodatkowo znów mi się włączyła moja empatia i prześladował mnie obrazek Przyjaciela, który dowiaduje się, że wróciłam do Eksa... który robił sobie nadzieje ze mną związane... który nie może się pogodzić z moją decyzją. Czułam się winna jego cierpienia... W sumie nadal się czuję.
Ale lód zniknął już następnego dnia... Zamiast tego wielkim zaskoczeniem był dla mnie fakt, że zaczęły się pojawiać myśli, o których niemal już zapomniałam. Znów zaczęłam widzieć dla nasz szansę na udany związek i nawet uśmiechałam się do siebie na samą myśl... Dawno już tego nie czułam.
Wiadomo, że czas przyniesie odpowiedź na większość pytań, ale jestem świadoma i pewna swojej decyzji, a to chyba już coś
Dodatkowo zdałam sobie sprawę z jednej, wydaje mi się ważnej, rzeczy... W dużej mierze oceniałam K. (czyli Eks Eksa ) przez pryzmat porównywania go z Przyjacielem, który nigdy mnie nie zawiódł, prawił mi komplementy, był słowny i czarujący. Wydawało mi się czasem, że Przyjacielowi zależy na mnie bardziej... I że wcale tego nie ukrywa, mimo, że wie, że jestem w związku, nie odpuszczał... To chyba też nie było do końca fair, bo tak naprawdę byłam między tzw. młotem a kowadłem. Pomiędzy K., którego złe cechy znałam i pomiędzy Przyjacielem, który miał przywilej pokazywania mi się tylko z tej dobrej strony, bo nie spędzaliśmy ze sobą czasu w innej sytuacji niż praca, czy popracowe wyjścia z teamem...
Ja mam wyrzuty sumienia, bo Przyjaciel cierpi... A czy on miał podobne, ingerując wiele razy w mój związek, próbując ugrać coś dla siebie?...
To jest tak Kaycee, ze to zmiana siebie nie jest celem, a droga... Nigdy nie jest tak ze mozemy powiedziec juz sie zmienilem juz jestem taki jaki chcialem i nie musze nic wiecej w tym kierunku robic. Bo nawet jesli nabedziemy porzadane cechy to jesli nie bedziemy ich wzmacniac, one z czasem zanikna...
Ja też muszę zacząć porządnie odrabiać własne lekcje, bo wiem, że przez to, że wiele rzeczy odpuszczałam i zamiatałam pod dywan, albo po prostu wolałam przemilczeć (mając perspektywę Przyjaciela i jego ewentualną "pomoc"...) dawałam ciche przyzwolenie na takie, a nie inne traktowanie. To nie tak, że biorę teraz część winy na siebie, po prostu wiem, że też mogę wnosić w ten związek więcej niż wcześniej. W sensie - więcej dla siebie... ale dla wspólnego dobra