straciłem ją, tracę siebie

Problemy z partnerami.

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 14 lis 2011, o 19:31

pszyklejony napisał(a):Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli. Dla DD alkohol jest drogą ucieczki od napięcia, spowodowanego konfliktem, rozbieżnością, między obrazem siebie a rzeczywistością.

Niczego sobie nie wybierałeś, byłeś zmuszony przez własną psychikę. Alkohol, czy co innego, nie ma znaczenia. Jesteś D - dysfunkcyjny, z potężną dziurą w emocjach. Lata pracy.




Teraz rozumiem, ok.
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 15 lis 2011, o 01:42

No i dupa zbita, ale przynajmniej wiem na czym stoję. Ona już zakochana w nowym gościu, szybko to prawda. Po trzech latach związku, dwóch latach mieszkania, dwóch wspólnych kotach, masie mebli, wspomnieć i wyjazdów... Nie jesteśmy ze sobą raptem od miesiąca, a spotykaliśmy się nadal często.

Może to i dobrze, skupię się teraz na sobie. Jednak w tym momencie zacząłem mieć poważne wątpliwości kto w tym wszystkim był bardziej nie fair. To znaczy inaczej - ja byłem fair zawsze, może emocjonalnie dętka, ale w innych sprawach - mogła na mnie liczyć.

Już sam nie wiem co o tym myśleć. Szczególnie, że jadąc do nie niego do innego miasta, dzwoniła, żebym jej pomógł, bo zapomniała portfela i żebym dowiózł go ponad 150 km a była jakaś nieludzka pora (ja nie wiedziałem do kogo i po co jedzie). Oczywiście zgodziłem się, ale jej ojciec był - jak się okazało - w tamtych rejonach i było mu łatwiej pomóc.

Muszę to przerobić z psychologiem, bo jeszcze się okaże, że zbyt łatwo zrobiłem z siebie kozła ofiarnego, szczególnie, że znajomi i rodzina - i to nie tylko płci męskiej - twierdzą, że nie koniecznie to ja byłem tym złym..

No nic, czas się uspokoić, uporządkować ten chaos życiowy, odbić się od dna i zawalczyć o swoje szczęście. A jej, wbrew pozorom, życzę jak najlepiej.

Dobranoc...
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 15 lis 2011, o 17:50

Rozumiem Was, nie warto mnie komentować:)

Powiem zatem co u mnie... :cry:

Mija kolejny dzień, od wczoraj wiem, że mnie nie kochała już od dawna. Zakochała się gościu, którego poznała 10 lat temu na IRCu - teraz się dopiero widzieli (on był Polsce pierwszy raz, nie jest Polakiem, podobno ma się do niej przeprowadzić). Spędzili kilka dni w innym mieście.

Dzisiaj zdobyłem się na zabranie ostatnich jeszcze rzeczy z jej mieszkania. Było cholernie trudno, ale trzeba było się z tym zmierzyć - chciałem mieć to już za sobą...

Wiem, że dla wielu z Was byłem zły, niedobry, nieczuły... Sam tak myślałem, ale po rozmowie z najlepszym przyjacielem, który nas oboje dobrze znał, usłyszałem, że przesadzam... że owszem nie byłem w 100% oparciem, ale ona też od zawsze miała mnóstwo problemów. Nie próbuję się wybielić, chociaż sam już nie wiem...

Siedzę, nie piję, dużo palę i nie jem...

Ale mimo wszystko coś się we mnie złamało... coś pękło i determinacja nie mija..

Oby do czwartku, do pierwszej wizyty... No i zacząłem ruszać z szukaniem pracy, ale zanim ten pociąg się rozpędzi, musi minąć jeszcze kilka dni...
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez Abssinth » 15 lis 2011, o 18:25

Wiem, że dla wielu z Was byłem zły, niedobry, nieczuły...


pitolicie, Hipolicie :)


sytuacje takie jak ta sie zdarzaja...kazdemu.

zwiazki sie zaczynaja i koncza.

z tego, co piszesz, nie wynika tak naprawde wiele....poza tym, ze czujesz sie za ta cala sytuacje cholernie odpowiedzialny, i przyjmujesz cala wine na siebie.

Przestan i posluchaj przyjaciol, ktorzy mowia Ci, ze jednak to nie byla Twoja wina - oni Cie lepiej znaja niz ja czy ktokolwiek inny na tym forum.

powodzenia w wyciaganiu sie z dola...
*sciski*
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez smerfetka0 » 15 lis 2011, o 22:35

no i co z tego ze sie zakochala? uwazasz ze po miesiacu od rozstania po 3 latach zwiazku gdzie nie miala emocjonalnego oparcia a problemy z toba (te ktore opisujesz) nie powinny normalnie MOIM ZDANIEM wystepowac, nie popchnelo ja teraz do pierwszego lepszego ktory dal jej to czego zawsze byc moze pragnela a od ciebie nie miala?

to nie jest powod aby o niej zle mowic czy myslec chociazby.

mialam napisac cos wiecej..ale juz mi sie nie chce i sie powstrzymam. moze jutro
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 16 lis 2011, o 00:23

smerfetka0 napisał(a):no i co z tego ze sie zakochala? uwazasz ze po miesiacu od rozstania po 3 latach zwiazku gdzie nie miala emocjonalnego oparcia a problemy z toba (te ktore opisujesz) nie powinny normalnie MOIM ZDANIEM wystepowac, nie popchnelo ja teraz do pierwszego lepszego ktory dal jej to czego zawsze byc moze pragnela a od ciebie nie miala?


Nie wiem, może masz rację, ale to oznacza trochę szukanie na ślepo... Chciałbym wierzyć, że można kogoś znać długo przez internet, potem widzieć przez chwilę (pierwszy raz w życiu) i się zakochać... Nie wierzę jednak, a to oznacza, że problemy emocjonalne mieliśmy w jednakowym stopniu. Też o nią walczyłem, też płakałem po kątach, kiedy nam nie wychodziło. Bardzo mi na niej zależało, ale nie umiałem uporać się z przeszłością... Ona też nie i widzę, że nadal błądzi. Moim zdaniem po długim, nawet nieudanym związku potrzeba czasu. Ja byłem jej 10 facetem, ona moją 2 dziewczyną... To też coś znaczy.

Poza tym nie byliśmy razem miesiąc formalnie, nieformalnie nie wiele się zmieniło - spotykaliśmy się lub widywaliśmy prawie codziennie, często z jej inicjatywy. Nie wiem czy dzwoniąc do mnie w piątek, kiedy jechała do niego, nie chciała przypadkiem złapać dwóch srok za jeden ogon.

Statusy na facebooku pozmieniane, a ja zostałem wybrany do ludzi mogących oglądać jej tablicę z lukrowymi zdjęciami z ostatniego weekendu. Przecudownie...

Smerfetko, to co napisałem o sobie w pierwszym poście było trochę podyktowane obrazem, jaki ona przedstawiała. Czas mija, ja sporo myślę, czytam, NIE PIJĘ (piwo zastąpiłem colą light) i dochodzę do wniosku, że chyba też oczekiwałem czegoś innego. Poza tym rozmawiam ze znajomymi, wspólnymi znajomymi... Wszyscy są w szoku, jeżeli chodzi o jej nowy wybór. Ale daj jej boże szczęście..

No nic, stało się. Na razie bardzo boli i choć czuję się po części winny, to zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że to było od bardzo dawna skazane na porażkę.

Dobranoc...
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez smerfetka0 » 16 lis 2011, o 00:44

ale nie skupiaj sie juz na niej i nie doszukuj w jej TERAZNIEJSZYM zachowaniu potwierdzen jej problemow ktore byc moze miala wczesniej.


a ile juz nie pijesz? i jaki twoj rekord nie picia jest?


no bo ja sie nasluchalam w zyciu juz za duzo slow 'nie pije' a wychodzilo.... 5 tygodni wielkiego postanowienia gdzie za tydzien nabombiony czlowiek. nie wazne. patrze przez pryzmat wlasnych bolesnych doswiadczen i nie jesten obiektywna, dla mnie juz 'pijacy za duzo' obojetnie od ilosci i przyczyny jest winny wszystkiemu. wybacz. w glebi duszy nie moge cie tak oceniac i niby wiem ze tak nie jest c zy to chodzi o ciebie czy o kogos innego
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 16 lis 2011, o 01:27

Smerfetko, możesz i masz prawo myśleć o mnie co chcesz... W sumie po to tu jestem, żeby coś zrozumieć, poznać siebie bardziej wnikliwie.

Skupiam się o tyle, że to w sumie bardzo gorące jeszcze, ale spokojnie z czasem przejdzie.

Po alkohol sięgałem zawsze w sytuacjach stresowych, w normalnych okolicznościach nie piję prawie w ogóle. Mimo tak wielu problemów i stresu, który mi ostatnio towarzyszy (szczególnie od wczorajszej nocy) ni napiłem się kropli od dwóch dni. Nie twierdzę, że się nigdy nie napiję, ale nie chcę, żeby alkohol dyktował warunki przeżywania kryzysów. W sumie jak dzisiaj czytałem w Charakterach martwienie się może inspirować i tej wersji będę się trzymał:)

No tak, mówiłem już dobranoc, ale nie mogę zasnąć.

Smerfetko nie obawiaj się mnie krytykować, być może łatwiej mi będzie zrozumieć inny punkt widzenia... W sumie zbyt często patrzyłem na wszystko przez pryzmat siebie. Pozdrawiam zatem i czekam na więcej spostrzeżeń :)

Teraz naprawdę już dobrej nocki.
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez smerfetka0 » 16 lis 2011, o 12:55

bubson84 napisał(a): ni napiłem się kropli od dwóch dni.



no to masz prawo do radosci. oczekujesz gratulacji ? bo masz wiele teraz stresow i przykrosci i juz 2 dni nie pijesz? no nie rozumiem tego tu akurat w ogole. powodu do chwalenia sie nie masz

to ze tylko w syt stresowych jest kolejnym minusem. wazne ile tych sytuacji bywalo i jaki byles po tym alkoholu. spac po pijaku czy agresor sie wlaczal. roznie bywa. wiem co mowie.
Avatar użytkownika
smerfetka0
 
Posty: 3954
Dołączył(a): 1 gru 2008, o 18:01
Lokalizacja: Londyn

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez sikorka » 16 lis 2011, o 13:02

smerfetka0 napisał(a): powodu do chwalenia sie nie masz


a czy nie jest tak ze dla ludzi z problemem alko KAZDY dzien abstynencji jest sukcesem?
Avatar użytkownika
sikorka
 
Posty: 3431
Dołączył(a): 8 gru 2010, o 20:04

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 16 lis 2011, o 14:00

Zawsze byłem chwiejny wewnętrznie, rodzice chyba wyrządzili mi wielką krzywdę, nigdy nie mogłem na nich liczyć, na ich bezinteresowne wsparcie. Nie wierzyłem i nadal nie wierzę w siebie... to strasznie głęboko tkwi, uciekam przed odpowiedzialnością.

Jak piłem sam, mogłem góry przenosić. Wszystko wydawało się prostsze. W towarzystwie łapałem czasami agresora, dawno po raz ostatni, bo przez ostatni rok rzadziej i mniej piłem, ale zawsze. 2 dni to nic, wiem o tym, ale od czegoś trzeba zacząć. Jutro zaczynam terapię. Zobaczymy...

Smerfetka, rozumiem, że ktoś Cię skrzywdził, ale ja nie wiem czy alkohol to mój główny problem - to jest sposób ucieczki przed czymś... no właśnie, przed czym?

Pzdr.
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez mahika » 16 lis 2011, o 14:09

bubson84 napisał(a):Rozumiem Was, nie warto mnie komentować:)

Wiem, że dla wielu z Was byłem zły, niedobry, nieczuły....


tak?
Kiedy.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 16 lis 2011, o 14:27

mahika napisał(a):
bubson84 napisał(a):Rozumiem Was, nie warto mnie komentować:)

Wiem, że dla wielu z Was byłem zły, niedobry, nieczuły....


tak?
Kiedy.


Źle się chyba wyraziłem... Napisałem to, bo myślałem i nadal jeszcze trochę myślę, że w relacjach z nią byłem właśnie taki - zły, niedobry, nieczuły.

Z drugiej strony odkąd ona obnosi się z nową miłością i robi wszystko, żebym to widział (wyłączyła swoje statusy wszystkim znajomym, widzę to tylko ja - obdzwoniłem kilkanaście osób), dochodzę do wniosku, że teraz ona chce mnie skrzywdzić, upokorzyć, dać nauczkę... Nie wiem.

Dla mnie słowo kocham znaczy wiele i długo zawsze czekałem na to, żeby być pewnym. Nie wierzę w miłość przez internet - zakochujemy się w wyobrażeniu danej osoby.. Spotkali się pierwszy raz w ostatni piątek. Mówienie o tym jak o miłości życia wskazuje moim zdaniem na nieodrobioną lekcję z własnych emocji i to zarówno u niej jak i u niego... Wiem, że nie powinienem o tym myśleć, ale nie umiem. Cały czas próbuję sprowadzić siebie do winnego całej sytuacji i tylko czasami przychodzą mi myśli, że może dobrze się stało.
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez mahika » 16 lis 2011, o 14:43

powtórzę za Abs.
Związki się zaczynają i kończą.
A Ty zanim zaczniesz kolejny uporządkuj swoje sprawy, żeby już żadna kobieta dzięki Tobie nie była osobą współuzależnioną.
Uwazam że samozaparcie nie wystarczy, tak samo jak picie kontrolowane.
Jeśli nie jesteś pewnien czy się uzależniłeś, myślisz ze picie mozesz kontrolować, liczysz dni ile nie pijesz bo podświadomie (czy też świadomie) chcesz udowodnić sobie i innym że nie musisz przecież pić, polecam wizytę u psychologa.
Tylko jedna wizyta.
Tam się dowiesz co Ci jest, czy to uzależnienie i jak sobie poradzić z tym.
Jeśli uzależnienie, to konieczna jest terapia, zachęcam Cie do jak najszybszego jej podjęcia.
To nie boli, a nawet bywa przyjemne :)

Tylko nie wchodź w związki dopóki nie zrobisz porządku.
Dziewczynie sie nie dziwie.
Być moze odnalazła to czego szukała, to za czym teskniła.
Pozwól jej odejść.
Sam wiesz ze wystarczająco nabałaganiłeś.

Teraz nie strać siebie, pomóż sobie, zajmij sie sobą.
Ty jesteś najważniejszy.

Smerfetka, patrzy przez pryzmat osoby która żyje z alkoholikiem.
mozesz w niej znaleść część swojej byłej dziewczyny, mozesz dowiedzieć sie co czuła,
tą niemoc, żal, przerażenie, gorycz, tęsknoty, nadzieję... kiedy poczytasz jej posty
tak jak Smerfetka odnalazła część swojego faceta w tobie.
Avatar użytkownika
mahika
 
Posty: 13346
Dołączył(a): 7 maja 2007, o 16:07

Re: straciłem ją, tracę siebie

Postprzez bubson84 » 16 lis 2011, o 15:25

Tak, jak wcześniej pisałem jutro idę na pierwszą wizytę do psychologa. Zamierzam oczywiście o wszystkim powiedzieć.

Oczywiście, że dam jej spokój. Nie jestem nienormalny, trochę tylko zagubiony.

Przez cały czas usiłujecie mi wmówić, że mam problem z alkoholem. Być może coś w tym jest, nie chcę się wybielać.

Uwierzcie jednak w naszym związku to nie alkohol był problemem, przy niej się nie upijałem, nie musiała mnie holować do domu.

Przez 2,5 roku bardzo dużo pracowałem, nie było mnie ciągle w domu, nie miałem czasu na relaks ani zabawę. Czasami kupowaliśmy sobie po jednym piwku lub wypijaliśmy po kieliszku wina. Czuła się wtedy samotna, ja chciałem jak najszybciej zarobić pieniądze (jak to się skończyło pisałem wcześniej)

W każdym razie w dniu rozstania nie wspomniała nawet o alkoholu. Raczej o moim braku optymizmu, ciągłemu marudzeniu, braku wiary w siebie, braku zaangażowania - wszystko pewnie prawda, przynajmniej tak to wyglądało od zewnątrz. To, co czułem wewnątrz, to przerażenie i ból z przeszłości. Całkowita niemoc, bo ją przecież mocno kochałem i raniłem, zresztą oboje się raniliśmy.

Rozpiłem się na dobre po naszym rozstaniu. Moi mądrzy rodzice kupowali mi czteropaki piwa - masz synu napij się, to pomaga... ech.

Dobra kończę już pisać o związku, macie rację to trochę beznadziejne. Próbuję się przed Wami wyspowiadać, ale nie usłyszę przecież od Was: " stary, to nie Twoja wina, pij sobie, przecież nie masz problemu". Wiem o tym i za to dziękuję.

Uściski
bubson84
 
Posty: 120
Dołączył(a): 13 lis 2011, o 23:52

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 291 gości