Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

Postprzez imprecha » 21 lip 2011, o 11:53

teraz udajesz świętą niewinną ,z premedytacją kpiac mnei zaczepiłas bo wiedziałas ,ze ci odpowiem a celem Twoim bylo "niewinnie" wywołać burzę ,wiesz dobrze ,że zaraz sie rozpęta i znowu na mnie będą jazdy ,zrobiłas to z wyrafinowaną perfidną premedytacją i jeszcze manipulujesz kierując swoję draństwo na mnei ,ze to niby ja zasmiecam czyjs wątek
TY ZASMIECIŁAS,TY ZACZEPIŁAS,TY POWODUJESZ KONFLIKT,
JA PISALAM NA TEMAT!!!
imprecha
 

Postprzez ewka » 21 lip 2011, o 12:08

Tak, ja zaczepiłam i zaśmieciłam. I dlatego nie chcę zaśmiecać dalej. Chcesz to omówić - załóż temat.

Pa!
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Postprzez imprecha » 21 lip 2011, o 12:12

przepraszam to zbyt trudne słowo dla Ciebie?
imprecha
 

Postprzez ewka » 21 lip 2011, o 12:21

Przepraszam Imprecha.

:buziaki:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez caterpillar » 27 sie 2011, o 22:54

a czy nie lepiej poszukac innosci..?

skoro TY jestes silna i zaradna to po co Ci jeszcze terminator?

niepokojace dla mnie jest to co napisalas o tym ciagnieciu Cie w gore ...jak dla mnie dziwne oczekiwanie , facet jako srodek stymulujacy ;)

pozdrawiam brunia i napisz cos wiecej
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez brunia » 12 lis 2011, o 02:50

Bardzo wam dziękuję za odpowiedzi...
Przepraszam że tak zniknęłam.

Widzę że niejednoznacznie się wypowiedziałam w pierwszej wiadomości. Ale to dobrze. Pomogłby mi wasze spekulacje i hipotezy.

Czuję się dwojaka. Terapia i rosnąca we mnie świadomość i zdolność do autoreflekcji z jednej strony budują we mnie kobietę: mądrą, świadomą swej wartości, spokojną, sexy duchem, z granicami i uświadomionymi potrzebami. Zajmującą się sobą. Ta kobieta potrafi powiedzieć "nie", "chcę tego", "nie zgadzam się na to", potrafi sprawiać sobie sama radości, cieszyć się z bycia ze sobą, świadomie nie odbierać telefonów, nie odpowiadać na kolejne propozycje spotkań.. Cenić swoje uczucia.
Z drugiej jednak strony jest we mnie głośno tupiąca mała dziewczynka. Ta z zimnym, wymagającym ojcem, który nigdy nie pochwalił, ta z cholerną matką polką, ta zamknięta w domu do 19. roku życia, ta nieprzytulana..

I ta pierwsza mądra kobieta potrafi osiągać sukcesy, zdobywać i odchodzić, gdy chce, dbać o siebie. A ta druga dziewczynka nie wie czego chce na dłuższą metę, paraliżuje swoim niezdecydowaniem i strachem. I sprawia że ta pierwsza stoi życiowo w miejscu. I ciągnie tą pierwszą do tajemniczych, wycofanych, nie do końca możliwych do zdobycia mężczyzn.. jak do ojca. I ta walczy z tym słabszym mężczyzną, żeby on uderzył w stół i dał bezpieczeństwo.

[b]Dlatego opinia o szukaniu ojca a nie partnera tak zabolała. [/b]

Gdy poznaję ciepłego, opiekuńczego faceta, któremu mętnieją oczy na mój widok, to mnie to rozczula. Myślę sobie "tego chcesz, przecież za tym tęsknisz", staram się otworzyć na niego, daję sobie czas. Ale on drażni mnie po chwili, bo się narzuca, bo osacza, bo za dużo mówi, bo jest zbyt dynamiczny... I porzucam.

A gdy poznaję mężczyznę podobnego do ojca to czuję te motyle w brzuchu, staję się łagodna i głupiutka jak baranek. Ja się staram, ja zabiegam, ja się podporządkowuję a w końcu ja osaczam, ja się narzucam i... on się dystansuje.

Przeraża mnie ten rodzinny paradygmat. Przeraża mnie to, że cały mój trud 4-letniej terapii i budowania własnej świadomości pryska w relacji z mężczyzną.

Jak to zmienić?
Bo coraz częściej myślę, że bycie samemu jest mi po prostu pisane, bo nie potrafię być w normalnym związku, w domu go nie doświadczyłam.. a kto wytrzyma mnie by mi to pokazać?
brunia
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 lip 2011, o 23:13

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez brunia » 12 lis 2011, o 03:07

@ doduś

Ostre to było. Oczułam jak męski wyrzut.

Masz rację - mam tendencje do oczekiwania że mężczyzna będzie się czuł odpowiedzialny za mnie. Potrzebuję tego. Nigdy tego nie miałam i nie boję się przyznać że tego potrzebuję. Nie uważam żeby to było złe, o ile jest to jasne.

Tylko to nie o zwalanie poczucia odpowiedzialności mi chodzi. Ja nie oczekuję całkowitego przejęcia tej odpowiedzialności za moje życie - zapewnienia mi warunków do życia, jedzenia, pracy, albo może nawet możliwości życia bez niej, załatwiania wszystkiego za mnie...
Ja potrzebuję czuć że ktoś podejmując decyzje w związku będzie uwzględniał mnie: moje potrzeby, moje warunki życia, to co lubię, co cenię i w końcu to czego dzisiaj, tu i teraz potrzebuję. Że jak wrócę wykończona i wkurwiona z pracy, to nie będzie mi jeszcze dowalał, że zamiast ją zmienić to marudzę, tylko mnie przytuli i powie "chodź do łóżka". Bo ja następnego dnia albo będę zadowolona z sukcesu w pracy albo zabiorę się za szukanie innej.

Masz rację nr 2 że nie potrafię zaufać. Jestem ostrożna, najpierw sprawdzam i badam. Najpierw się przyglądam. Ale również nie uważam że jest w tym coś złego. Dla mnie zaufanie się rodzi z czasem, z biegiem zdarzeń i czynami jednej i drugiej strony. Nigdy odwrotnie.

Napisz coś więcej. Czy ty uważasz że ufa się najpierw? Bezwarunkowo i bezwzględnie? Bo dla mnie to jest dziwne...
brunia
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 lip 2011, o 23:13

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez Sansevieria » 12 lis 2011, o 19:47

brunia napisał(a):a potrzebuję od mężczyzny prostej rzeczy:

poczucia bezpieczeństwa

dla mnie to przejawia się przysłowiowym "uderzeniem męską pięścią w stół", za mnie, gdy ja już nie mam siły walczyć; męską decyzyjnością, gdy ja nie potrafię zdecyzować; męską ostoją i spokojem, gdy mnie nosi; odpowiedzialnością materialną za mnie, "gestu", rozpieszczaniem, mimo mojego sukcesu

komunikuję się prosto, prawie po męsku, bo męska korporacja zmienia, bo nie rozumiem wielu uczuć, nie znam ich; nie doświadczyłam nigdy miłości, ale nazywam ją inaczej: odpowiedzialnością, wsparciem, pomocą, zrozumieniem, współpracą, kompromisem, szacunkiem, rozmową, bliskością, przeżywaniem..

ale nie wychodzi wciąż, wciąż się rozczarowuję, kolejni męźczyźni są słabsi ode mnie..

czy za wysoko stawiam poprzeczkę?
co o tym myślicie?


Ja to myślę, że szukasz u partnera tego, czego nie dostałaś od rodziców. I w sposób oczywisty ponosisz klęskę za klęską, bo żaden partenr się w roli rodzica sprawdzić nie może.
Dlaczego? Ano dlatego między innymi, że nie da sie partnera obdarzyć takim bezgranicznym zaufaniem, jakim dziecko obdarza rodziców.
Czy Ty, dorosła, silna kobieta zniesiesz jakieś "walenie pięścia w stół" ? Decydowanie ZA Ciebie? Ano z jednej strony tego potrzebuje Twoje wewnętrzne dziecko, a z drugiej strony zdecydowanie się temu sprzeciwia Twoja część dorosła. Jeśli partner naprawdę za Ciebie zdecyduje to raczej bedziesz na niego wściekła niż zachwycona zapewne, prędzej odbierzesz to jako atak na Twoją suwerenność niż sytuację komfortową emocjonalnie. Zwyczajnie nie pozwolisz mu na to.
Będzie ostoją i spokojem, gdy Cie nosi... no a partner też człowiek. Jesli Cię nosi, to cóż, partner albo będzie w stanie być tą ostoją albo akurat nie...rodzic ma obowiązek sprostać, a partner już nie. Rozpieszczanie mimo Twojego sukcesu to już jasne całkiem - kochaj mnie za to, że jestem, nie za to jaka jestem. Oczywiście partnerowi też czasem fajnie sprawic radość całkiem bez okazji, za to że jest - ale jako element relacji, nie stan typu constans.
Jesli nie rozumiesz wielu uczuć ( swoisty paradoks, uczucia sie raczej zna, rozeznaje niż akurat rozumie) to nie z powodu męskiej korporacji tylko dlatego, że rozeznawania uczuć się uczymy w dzieciństwie, a Ty z jakichś powodów tego nie mialaś szansy uczynić. Na zasadzie "czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał". No Jan rzecz jasna się nauczyć może i wielkie to szczęście.
Poczucie bezpieczeństwa to sobie dorosły człowiek zapewnia samodzielnie. Nie bezpieczeństwo w sensie praktycznym ale poczucie tegoż. Nikt z zewnątrz tego Ci nie zapewni. Można mieć poczucie bezpieczeństwa mimo braku komfortu materialnego i nie mieć go opływając w luksusy...
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez Sinusoida » 13 lis 2011, o 10:15

Witaj brunia,
Nie wiem czy za wysoko stawiasz poprzeczkę ale na pewno odniosłam wrażenie, czytając Twoją wiadomość, że trochę sobie przeczysz. Rozumiem co masz na myśli, sama czasem łapię się na podobnych oczekiwaniach, ale ostatnio doszłam do wnisku, że chyba nie tędy droga. Spróbuję Ci to pokazać.
Piszesz:
używam życia, jestem silna, krytyczna wobec siebie, krytyczna wobec innych.. (...)
a potrzebuję od mężczyzny prostej rzeczy:

poczucia bezpieczeństwa (...)
dla mnie to przejawia się przysłowiowym "uderzeniem męską pięścią w stół", za mnie, gdy ja już nie mam siły walczyć; męską decyzyjnością, gdy ja nie potrafię zdecyzować; męską ostoją i spokojem, gdy mnie nosi; odpowiedzialnością materialną za mnie, "gestu", rozpieszczaniem, mimo mojego sukcesu


Jeśli jesteś silną kobietą być może jest tak, że już na wstępie przyciągasz słabych mężczyzn, takich co lubią silne kobiety. W momencie jak okazuje się, że nie jesteś taka silna, na jaką się kreujesz (a wydaje mi się, że w głębi duszy nie jesteś), to taki facet w trudnych dla Ciebie chwilach, kiedy do głosu dochodzi Twoja słabość i przestraszone dziecko w Tobie, zaczyna Cie irytować bo nie staje na wysokości zadania. I myślę, że nie jest wstanie sprostać oczekiwaniom, bo jak już tutaj ktoś powiedział, pewne potrzeby zaspokoić powinien ojciec.
Z kolei facet silny, bardzo decyzyjny, co uderza pięścią w stół by Cię do pionu sprowadzić kiedy czujesz się zagubiona, zapewne będzie Cię irytował w momentach, kiedy Twoja siła, samodzielność i zaradność dochodzą do głosu. Sama napisałaś, że jesteś silną kobietą. Trudno oczekiwać, że facet będzie raz silny a raz słaby w zależności od tego, w jakim nastroju Ty się znajdujesz w danym momencie. To tak nie działa. Poza tym wydaje mi się, że jeśli na codzień odbierana jesteś jako kobieta sukcesu, prawdopodobnie wśród mężczyzn, którzy mogliby się Toba zaopiekować, odbierana jesteś jako kobieta która tej opieki nie potrzebuje bo przecież świetnie sobie radzi sama. Ostatnio znajomy powiedział mi ciekawą rzecz. Facet ma własną firmę, na brak pieniędzy nie narzeka. I stwierdził, że spotkał kobietę sukcesu, również z firmą, świetnym autem... I co sobie pomyślał? Że nawet do niej nie będzie startował bo bo on właściwie ma jej do zaoferowania? Przecież on nic nie może jej dać... Po prostu poczuł, że przy takiej kobiecie nie czułby się facetem właśnie. I nie wykluczone, że ta kobieta w chwilach słabości potrzebuje przytulenia ale jednak wielu facetów potrzebuje się po prostu czuć potrzebnymi. I chyba mądrość kobiety też trochę na tym polega by zostawić jakieś pole do popisu facetowi. Nie wychodzić przed niego w każdej sytuacji bo przecież możemy poradzić sobie same, lepiej, szybciej... Oczywiście zakładam, że facet jest normalny tzn. że nie jest dużym chłopcem, któremu na rękę jest, że ktoś wszystko za niego zrobi.

Zobacz, piszesz że chcesz faceta decyzyjnego, gdy nie potrafisz zdecydować. A co z sytuacjami, w których potrafisz i nie potrzebujesz jego decyzji, a on ma inne zdanie i chciałby zdecydować inaczej? Potrafiłabyś podjąć wspólną decyzję z nim? Albo znieść to, że on podjąć inną decyzję wbrew Tobie?


Bywa tak, że niektóre kobiety wymagają dziś od facetów wielu wykluczających się nawzajem cech charakteru. I to niewątpliwie sieje zamęt. Trudno się po prostu "wpasować" w takie oczekiwania. Nie wiem czy czujesz tą sprzeczność w Tobie ale ja to tak odebrałam. Dwie osoby w Tobie, mała dziewczynka, potrzebująca opieki i miłości oraz ta duża, zaradna i silna - wychodzą na zmianę na powierzchnię. A ponieważ żaden partner nie jest wstanie (ani też nie jest od tego w zdrowym związku) zaspokoić Twoich potrzeb dziecięcych, może warto byś pomyślała o terapii, w której mogłabyś przeboleć i sama "ukochać" tę dziewczynkę w Tobie. Wtedy jest szansa na to, że nie będzie miała tak silnego wpływu na Twoje obecne życie.
Avatar użytkownika
Sinusoida
 
Posty: 1225
Dołączył(a): 25 sie 2009, o 19:59

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez brunia » 14 lis 2011, o 19:36

Sensownie gadacie.. zgadzam się, rozumiem ale nie emocjonalnie. Emocjonalnie nic się nie zmienia.

Szukam tego, czego nie dali rodzice - zgadzam się, płaczę żarliwie na wszystkich familijnych filmach, wkurzają mnie szczęśliwe rodzinne obrazki, wyć mi się chce jak pomyślę o chlodzie mojego domu, najchętniej bym im wygarnęła wszystko solidnie co mam w duszy i wgniotła w podłogę za ich ignorację, zarzekanie się że nic złego mi nie zrobili, że mnie na ludzi wychowali... wrrrrrrrrrr
Sprawiam wrażenie silnej - zgadzam się, trudno mi było przyznać po raz pierwszy że nie daję rady, że za dużo w pracy, że nie zawsze chce mi się być uśmiechnięta, że są i dla mnie rzeczy niemożliwe... otoczenie się dziwi i pyta wciąż "Ty?? niemożliwe... nie żartuj.." a ja nie żartuje: NIE CHCE MI SIĘ WALCZYĆ ZE WSZYSTKIM SAMEJ!!!
Przyciągam słabych facetów - zgadzam się, bo lubię tajemniczych, cichych, małomównych, jak ojciec a widzę też że ta powściągliwość zazwyczaj z wynika z draku pewności siebie..
Buntuję się gdy decydują nie tak jak jak chcę, rzucam gdy rozczarowują - zgadzam się po stokroć!

4 lata terapii doprowadziły mnie do tej świadomości właśnie. Nie analizy i teorii mi potrzeba a konkretów.

Bo wciąż nie wiem JAK to konkretnie zrobić?
1. Jak ukoić tą małą dziewczynkę? Wewnętrzne rozmowy, rozpieszczanie się i przekonywanie siebie samej niewiele dają, tęsknota za tym czego nie ma jest wciąż przeogromna
2. Czy przyglądać sie temu co nie pociąga do końca a tylko jest obce w emocjach czy iść tam gdzie niosą motyle w brzuchu bo to znam dobrze z domu? - pierwsza opcja jest jałowa, a ta druga opcja kończy się katastrofą, łzami i załamaniem nerwowym.
3. Co robić z emocjami, by z jednej strony ich nie tłumić a z drugiej nie pozwalać się głupio nieść? Czy wyrzucenie rodzicom tego co myśle coś tu zmieni?
4. Na jakim mężczyźnie się skoncentrować? Dla jakiego próbować siebie i ćwiczyć swoje zapędy emocjonalne? - domyślam się że powiecie że nie dla mężczyzny a dla siebie, a ja na to że samej być mi łatwo - dopiero z kimś pojawia się trudność

Jakie macie na to sposoby, techniki, triki - jak się nauczyć sobie z tym radzić?
brunia
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 lip 2011, o 23:13

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez Sansevieria » 14 lis 2011, o 21:06

To trzeba było tak od razu, Brunia :)
Z konkretow to lektury:
Bradshaw "Powrót do swojego wewnętrznego domu" i Paweł Karpowicz "Terapia wewnętrznego dziecka".
Jesli tęskonta Dziewczynki jest ogromna to po prostu musi potrwać, dajcie sobie czas.
Czy emocje już skierowalaś pod tzw. właściwym adresem? Wydaje sie że tak. Pomocne jest napisanie listu konfrontacyjnego, do każdego adresata osobno.
Poza tym w warunkach bezpiecznych wyładowanie złosci pod konkretnym adresem bardzo pomaga. Na przykład "dialog z przytulanką", który nader często kończy się nie najlepiej dla tejże przytulanki. Są też warsztaty pracy z uczuciami, sporo kosztują ale wiele osób twierdzi, że warto. Mnie pomogły.
Wyrzucenie rodzicom tego co myślisz czyli tzw. konfrontacja - pomaga, jeśli dobrze zrobiona. Jednym pomaga list, inni potrzebują bezpośredniej. Konfrontacje lepiej przygotowywać w terapii, no i należy mieć siłę aby najgorsze przewidywalne konsekwencje udźwignąć.
Co do mężczyzn to może przez chwilę po prostu skoncentrować sie na sobie i zakończyć własną terapię?
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez brunia » 15 lis 2011, o 22:53

Dziękuję Senseviera :) ...widzisz.. jakoś od razu nie poszło.... :)

A więc za Bradshawa już się zabrałam ale utknęłam. Potrzeba do większości ćwiczeń grupy albo terapeuty + wgryzania się w historie z przeszłości. Ja mieszkam 300km od domu i nie mam tu kogo wypytywać jak było... choć trochę przyznaję powyższe + brak czasu na te długotrwałe rozmowy ze sobą - to wymówki....

Kurcze jak to się napisze czarno na białym to konkretniej od razu dociera :)

Możesz podać jakieś namiary na takie warsztaty? Ja potrzebuję lustar do takich konfrontacji. Sama nie przetwarzam tak dobrze jak w odbiciu u kogoś czy w grupie. Jestem ekstrawertykiem - potrzebuję głośno myśleć, rozmawiać...

Jak wygląda dobrze przygotowana konfrontacja z rodzicami? Ja czuję że potrzebuję chyba tej bezpośredniej... albo przynajmniej napisania i wręczenia osobiście tego listu żeby mieli co przewarzać i się w końcu lekko zastanowili..

Bez mężczyzn to chyba nie dam rady :( sprawia mi to ogromną przyjemność.. czuć się adorowana, że ktoś zabiega, pisze, dzwoni.. tak mi tego bardzo brakuje..
brunia
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 lip 2011, o 23:13

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez Sansevieria » 15 lis 2011, o 23:10

Część Bradshawa jest do pracy indywidualnej, tę zrób. Ewentualnie może Ci się udać tę część "z przyjacielem" też zrobić.
Ogólnie pisanie jest znakomitym sposobem, bardzo otwiera. Zacznij od napisanial listów do stosownych osób. To że czujesz potrzebę konfrontacji bezpośredniej moze oznaczać albo to, że faktycznie jest to koncepcja dla Ciebie albo też że uruchamia Ci sie nie wyładowana złość i pcha Cię żeby "im wygarnać" wreszcie. Jutro postaram Ci się napisać więcej o sensownej konfrontacji.
Z "ćwiczeń z partnerem". Spróbuj spędzic jeden powiedzmy weekend z partnerem w sposób świadomy oddajac mu kierownictwo i cały proces decyzyjny. Najlepiej wyjechać gdzieś. Niech on od początku do końca decyduje. Przy czym nie na zasadzie że Ty nie masz checi czy czasu czy sił, ale na zasadzie świadomego oddania mu kierowniczej roli. I pilnuj się, żeby on decydował, włącznie z knajpą w której zjecie i trasą zwiedzania czy spaceru. Ja to przećwiczyłam kilka razy i okazało się niesamowicie twórcze. Z tym, że do tego potrzebny jest ktoś znany, nie świeżo zauroczony "nowy nabytek". Alternatywnie mozna tak wyjechać nie z partnerem ale na przykład z zaufaną koleżanką. I "niech ona decyduje". Taki wyjazd pozwala bardzo się dużo o sobie dowiedzieć i słowo Ci daję, że za pierwszym razem to "oddanie kierowania" sporo mnie kosztowało wysiłku emocjonalnego. Ale w okolicach czwartego już było zupełnie inaczej. :)
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez brunia » 20 lis 2011, o 00:44

Dzięki wielkie za podpowiedzi. Czuję już że to oddanie kierowania bedzie mnie sporo kosztowało. Obserwuję się od kilku ostatnich "facetów" i widzę że każda ich propozycją wywołuje u mnie sceptyczne reakcje... jakbym nie potrafiał przyjąć nic co proponują.

A co z tą konfrontacją? Jak to zrobić dobrze?
brunia
 
Posty: 9
Dołączył(a): 19 lip 2011, o 23:13

Re: Czy to ja wykańczam kolejne związki?

Postprzez Sansevieria » 20 lis 2011, o 01:08

Oj, dobrze to jest trudno zrobić. Bo cala sprawa polega na tym, że trzeba się pozbyć potrzeby przekonania kogokolwiek o czymkolwiek i zaakceptować to, że jest bardzo prawdopodobne, że w tej konfrontowanej stronie NIC nie drgnie i nic się nie zmieni ewentualnie do tego co było dojdzie solidna wściekłość. Konfrontację robi się dla siebie, o ile ma się głębokie przekonanie, że danej osobie jest potrzebne wypowiedzenie pewnych rzeczy, żeby "w pełni zaistniały". Jest dla niektórych swoistym zamknięciem tematu czy tematów. Konfrontujac się trzeba być bardzo sinym i mocno już samodzielnym oraz osadzonym we własnym życiu, mieć też trzeba zaplecze, bo mimo wszystko to potrafi zrobić wrażenie. Wtedy potrafią wyjść te emocje, które były najgłębiej poukrywane.
Reakcja strony konfrontownej moze być bardzo silna, do calkowitego zerwania kontaktów oraz "robienia gęby" i ewentualnych represji finansowych typu wydziedziczenia itp. Przy konfrontacji bezpośredniej wrzaski, omdlenia, spazmy i inne z tego modelu częste są. Na ogół bowiem konfrontujemy sie z osobami przekonanymi o swojej niewinności, dobrych intencjach i w ogóle grupą świętych oskarżanych przez zmanipulowane dzicko o jakieś wyimaginowane zbrodnie.
Nie należy się konfrontować w okresie złości na tych, do ktorych mamy uzasadnione pretensje. Choć wtedy nas pcha coby im wygarnąć. Bo jak sie jest na emocjach, to się tego dobrze i skutecznie nie zrobi, zawsze sie"o czymś zapomni" no i do głosu też mogą nie chcieć dopuścić. A konfrontacja powinna być jednorazowa i zamykająca, inaczej jest kłótnią, a nie konfrontacją.
Polecane jest najpierw pisanie listów, takich co sie nie wysyła. One pomagają ułożyć to, co jest do wypowiedzenia. Żeby była calość. List do każdego z osobna, żadnych zbiorówek. Oddzielenie jest dobre, bo "wy" zaciemnia obraz tego, co kto i nie pozwala skierować uczuć pod właściwym adresem. No i coś napisanego jest zupełnie czym innym niż to pomyślane. List po napisaniu powinien poleżeć i zostać ponownie odczytany za jakis czas. Zwykle okazuje sie całkiem nie taki, i to jest norma. Takie pisanie trwa zwykle kilka miesiecy zanim produkt końcowy jest dobry.
Można je sobie czytać głośno, nagrywać i odtwarzać, poprosić kogoś zaufanego o odczytanie.
W międzyczasie dojrzewa sie do wyslania albo też konfrontacji bezpośredniej. Albo porzuca pomysł na czas jakiś albo i na dobre...
Jako "silna kobieta" pierwsze oddawanie kierowania wyjazdowe przeżyłam bardzo mocno. Niemal caly czas się gryzłam w język :D
Sansevieria
 
Posty: 4044
Dołączył(a): 10 lis 2009, o 21:57

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 184 gości