Czy on się zmieni...?

Problemy z partnerami.

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 4 lis 2011, o 03:32

Nie poszłam na tę obronę, napisałam tylko zdawkowego smsa, że życzę mu powodzenia - nie odpisał i byłam zła, że nawet na tyle go nie stać, że pewnie się czuje urażony... Podjęłam już nawet w głowie decyzję, że dość tego... Po czym jak wróciłam z pracy, okazało się, że Były zadzwonił do moich rodziców z pytaniem czy może ich odwiedzić, umówił się z nimi, przyszedł i poprosił, żeby mi w moim imieniu podziękowali za wszystko, że dzięki mnie skończył te studia i się obronił. Zależało mu, żeby mnie nie zastać, bo umawialiśmy się, że na razie nie będziemy się spotykać... Przyznał im, że do tej pory myślał tylko o sobie, że jego problemy wciąż były najważniejsze i wcale się nie dziwi, że się wypaliłam i, że zabrakło mi sił... Ale że bardzo docenia, że cały czas byłam przy nim, i, że na nich też zawsze mógł liczyć... ...

Nie daj sie zwariowac Kaycee... lepiej sie zastanow dlaczego, ktos odmawia Ci gdy pytasz czy mozesz przyjsc... Dlaczego nie odpisze na esemesa, a za to wybierze sie z wizyta do Twoich rodzicow? Az tak przeztrzega zakazu ze musial prosic osoby postronne zeby przekazaly Cie jego podziekowania? Dla mnie to jest dziwne... Jesli bylbym komus za cos wdzieczny i czulbym potrzebe mu o tym powiedziec, to spotkalbym sie z ta osoba i normalnie podziekowal. A jesli to by chodzilao o kobiete to obowiazkowo z kwiatkiem. Mnie tak uczono dziekowac i przepraszac...
To wlasciwie podziekowal Tobie, a im przy okazji, czy moze im, wspominajac mimochodem Twoje imie? Nie wiesz, bo nie slyszalas tego...
Chyba ze chlopak planuje Ci jeszcze podziekowac osobno. No wiesz, cos specjalnego np kolacja w restauracji, czerwone wino... Kto wie, moze wlasnie tak to chce rozegrac ;). W innym razie to jest tylko teatrzyk ktory on urzadza specjalnie dla Ciebie. Zeby zagrac Ci na emocjach, wyprowadzic z rownowagi, dowalic... To samo bylo przeciez z esemesem... Przeciez co godzine takich wiadomosci nie dostaje, akurat wtedy dostal i od niechcenia pokazal :) Powinnas widziec kiedy on przed Toba gra, a chyba nie do konca tak jest? On zaaranzowal kazda z tych sytuacji, to fakt. Praktycznie kazda z nich co najmniej zbila Cie z tropu, a czasem i wzburzyla, prawda? Czy nie taki maja wlasnie cel wszystkie jego zabiegi?
Swoja droga trzeba przyznac ze, jest calkiem kreatywny i skuteczny w snuciu intryg...
Do Twoich rodzicow przyszedl by pokazac im jaki to on jest super w porzadku gosc - nawet rodzicom bylej poszedl podziekowac... Zrobil z siebie ofiare, czlowieka z klasa potraktowanego butem. Bo przed nimi teraz tak to wyglada - on potrafil sie uniesc ponad urazy i zachowac jak kulturalny czlowiek z klasa, przyjsc, podziekowac, - kiedy Ciebie nie bylo na opdobny gest stac. Zauwaz ze gdybys jednak zadzwonila i zaproponowala ze przyjdziesz, to pewnie i podziekowalby Ci ladnie i szczerze, zamiast szopki odstawiac.
Powtorze: napisał(a):Musisz pogodzic sie z tym ze on zachowuje sie dosc dziecinnie, ze bedzie robil Ci wtrety, ze bedzie Cie epatowal swoimi zalami i straral sie Ciebie zmanipulowac - jesli nie po to by Cie odzyskac, to chociaz by Ci dogryzc. W ramach zemsty oczywiscie. Tak zachowuja sie osoby niedojrzale emocjonalnie i nic nie da sie z tym zrobic. Pozostaje czekac az dojrzeja.

Daj mu czas, daj sobie czas.... Na poczatku jest zawsze metlik w glowie, ale juz wkrotce staniesz na nogi. Jesli zaczniesz ignorowac te jego prowokacje.
Masz rację Forsaken - to chyba już moje przewrażliwienie wzięło górę. Wydawało mi się, że wszystkie te opisy są skierowane głównie do mnie, również ten o obronie. Dlatego oczekiwałam bardziej "cywilizowanego" środka przekazu, ponieważ czułam, że on tak naprawdę chce, żebym się przełamała i przyszła...

No i przeczucia Cie nie mylily, Kaycee... On przezywa to duzo bardziej niz Ty, jest teraz chodzacym klebkiem nerwow i emocji. Te opisy skierowane byly przede wszytskim, a moze i wylacznie do Ciebie. Tak jak zdjecia na nk. To wszystko jest teraz tylko pod Ciebie. Wizyta u Twoich rodzicow pod Twoja nieobecnosc rowniez...
Otrzymanie dyplomu to wazna chwila w zyciu, pamietasz swoje... Na pewno bardzo chcial zebys tam z nim byla, ale uniosl sie honorem... Mysle ze dzisiaj bylas dla niego duzo wazniejsza niz sam dyplom... Zamiast swietowac przy piwie z kolegami poszedl na skarge do Twoich rodzicow :lol:
Ale nie to jest najzabawniejsze, lecz to ze sama chcialas tam byc. Ze zle sie z tym czulas ze nie ma Cie przy nim bo chyba przyznasz ze zalezalo Ci na tym...
I tym sposobem, jedno i drugie z was tego chcialo. I jedno i drugie z was ciepialo z powowdu ze spedzaja ten dzien osobno. I pomimo tego nikt z was sie nie przelamal zeby pierwszy wyciagnac reke. Ani Ty bys nie odmowla ani on spelnienia takiej prosby. Kazde z was okopalo sie na z gory upatrzonych pozycjach i cisza w eterze :) Jego stac go bylo jedynie na bezosobowy opis na gg, Ciebie zas na chlodnego esemesa z gratulacjami.
Eee, no gratulacje :)

Wiesz jednak nie nazwalbym stosunkow miedzy wami separacja - to wyglada bardziej jak Zimna Wojna ;)

Póki co zaoferowałeś mi zainteresowanie i pomoc, chociaż biadolę niemiłosiernie... :P Więc uważam, że to już COŚ :wink:

Zainteresowania nie wliczaj mi do zaslug, bo jest przeciez obustronne ;)
Pomoc... Szkoda nawet gadac, moze bede umial pomoc kiedy zrozumiem o co Ci chodzi. Jestes brdzo skomplikowanym czlowiekiem...

I do tego, faktycznie - biadolisz, ze glowa mala :lol:
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Kaycee » 4 lis 2011, o 21:35

Czytałaś już o fazach miesiąca miodowego?
Miał Cię już tak fajnie urobioną, teraz potrzeba mniej wysiłku na Twój powrót niż na znalezienie kolejnej naiwnej. Wystarczy do rodziców zadzwonić, walnąć parę gładkich słówek bez pokrycia, a Ty już pędzisz za palantem.


Czytałam...
I zgadzam się z tym co napisałaś ophrys, poza ostatnimi słowami - to nie jest tak, że ja się cała rozpłynęłam w zachwycie, jak dowiedziałam się, że przyszedł. Owszem - w pewnym sensie to doceniam, bo wiem, że go to sporo kosztowało, wiem jaki jest zacięty i dumny, jak bardzo siebie "ceni"... ale nie zareagowałam hurra optymizmem, że teraz to już na pewno będzie dobrze. Szczerze? To poczułam coś na zasadzie "dlaczego on to robi?, czemu nie może być po prostu skończonym gnojkiem?"... wtedy byłoby mi łatwiej (w pewnym sensie), sama mogłabym sobie odpowiedzieć na pytanie, zadane w tytule tego wątku... A kiedy zostaję postawiona przed takimi faktami, znów zaznacza się niepewność i gdybanie - a co jeśli tym razem będzie inaczej, że przecież ludzie się różnią między sobą... etc.

oj umie ci gosciu na uczuciach zagrac i wyczuc twoj slaby punkt...nie marnuj sobie zycia...daj sobie ten CZAS...a to ze cie najdzie na nostalgie i rozwazania to normalka...


Moim słabym punktem jestem ja, moja wrażliwość, oddanie, wiara w ludzi - nie prosiłam się o to aby taka być, dodatkowo mam chyba zwyczajnego pecha, że trafiam na ludzi, którzy nie potrafią, tych dobrych przecież, cech docenić... tylko perfidnie je wykorzystują. A może właśnie problemem jest to, że jestem za dobra, że nie umiem o siebie walczyć, że widzę przede wszystkim drugą osobę, a potem dopiero mnie samą. Może to ja wyrażam pośrednio zgodę na takie traktowanie...?

Swoja droga trzeba przyznac ze, jest calkiem kreatywny i skuteczny w snuciu intryg...
Do Twoich rodzicow przyszedl by pokazac im jaki to on jest super w porzadku gosc - nawet rodzicom bylej poszedl podziekowac... Zrobil z siebie ofiare, czlowieka z klasa potraktowanego butem. Bo przed nimi teraz tak to wyglada - on potrafil sie uniesc ponad urazy i zachowac jak kulturalny czlowiek z klasa, przyjsc, podziekowac, - kiedy Ciebie nie bylo na opdobny gest stac.


Być może tak było po części, szczególnie, że obrona poszła mu świetnie, do tego zaproponowali mu studia doktoranckie. Być może chciał im/mnie pokazać, że jest wartościowym człowiekiem, że warto dać mu szansę... A może też, że nawet jeśli tej szansy nie dostanie, to ktoś inny go doceni... Bo przecież jest za co...

I tym sposobem, jedno i drugie z was tego chcialo. I jedno i drugie z was ciepialo z powowdu ze spedzaja ten dzien osobno. I pomimo tego nikt z was sie nie przelamal zeby pierwszy wyciagnac reke. Ani Ty bys nie odmowla ani on spelnienia takiej prosby. Kazde z was okopalo sie na z gory upatrzonych pozycjach i cisza w eterze :) Jego stac go bylo jedynie na bezosobowy opis na gg, Ciebie zas na chlodnego esemesa z gratulacjami.
Eee, no gratulacje :)


Może jestem dziecinna, ale chyba to nie ja powinnam w tym układzie cokolwiek udowadniać. Na jego miejscu cieszyłabym się nawet z "chłodnego smsa", bo to znak, że złamałam ustalone przez samą siebie zasady, które były dla mnie ważne... tylko po to, żeby wiedział, że mimo wszystko myślę o nim i jestem z nim, nawet jeśli to już nie znaczy to, co kiedyś. Okopuję się, bo do tej pory zawsze musiałam forsować jego zasieki, wiele, wiele razy... Nie oczekuję, że on przejmie teraz tę rolę, ale byłam rozgoryczona, bo miałam wrażenie, że on w dalszym ciągu oczekuje tego od mnie... A to mnie dodatkowo dobija.

Jestes brdzo skomplikowanym czlowiekiem...

I do tego, faktycznie - biadolisz, ze glowa mala :lol:


Zapewne, gdybym nie była skomplikowana, to bym nie stworzyła tego wątku. Mogłabym za to radzić innym, jako niedoszła pani psycholog i cieszyć się, jeżeli kilka razy udałoby mi się powiedzieć coś mądrego i komuś tym pomóc. W obecnej sytuacji pozostaje mi tylko biadolenie :mrgreen:
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 8 lis 2011, o 19:47

Moim slabym punktem jestem ja, moja wrazliwosc, oddanie, wiara w ludzi - nie prosilam sie o to aby taka byc, dodatkowo mam chyba zwyczajnego pecha, ze trafiam na ludzi, którzy nie potrafia, tych dobrych przeciez, cech docenic... tylko perfidnie je wykorzystuja. A moze wlasnie problemem jest to, ze jestem za dobra, ze nie umiem o siebie walczyc, ze widze przede wszystkim druga osobe, a potem dopiero mnie sama. Moze to ja wyrazam posrednio zgode na takie traktowanie...?

Heh... To jednak masz jakies slabe punty, a ja myslalem ze ze jestes chodzacym idealem :lol: A tu wychodzi na to ze masz nawet tak powazne wady charakteru jak oddanie czy wiara w ludzi :P
Tak szczerze to jestem lekko przewrazliwiony na sformuowanie: "Za dobra dla ciebie bylam..." - slyszalem zazwyczaj jako uzasadnienie zrobionego mi swinstwa i przy okazji rowniez jako powod by zachowywac sie wobec mnie jeszcze bardziej chamsko... Ale nie bede sie czepial - bo choc milaem juz dobitna polajanke napisana do Ciebie, ale ni stad ni zowad zaczalem sobie przypominac dla kogo ja bylem za dobry i znalazlem kikla takich osob... Moze i jestes taka jak to opisalas i moze faktycznie ma to taka skale ze przeszkadza Ci w normalnym funkcjonowaniu. Mysle jednak ze nie jest az tak zle i tylko sobie znowu troche biadolisz :wink:

Byc moze tak bylo po czesci, szczególnie, ze obrona poszla mu swietnie, do tego zaproponowali mu studia doktoranckie. Byc moze chcial im/mnie pokazac, ze jest wartosciowym czlowiekiem, ze warto dac mu szanse... A moze tez, ze nawet jesli tej szansy nie dostanie, to ktos inny go doceni... Bo przeciez jest za co...

Ej, no super osiagniecie! Naprawde piekny sukces i ma sie chlopak czym chwalic. Tylko ze jest jedno male ale...
Czy gdyby poszlo mu tak srednio, lub slabo, albo gdyby nawet poszlo mu naprawde dobrze, ale zadnej propozycji ze strony uczelni by nie bylo, to czy wymyslilby taka historie, zeby lepiej wypasc w Twoich oczach i zeby Ci zagrac na gulu? Mysle ze tak - na tej samej zasadzie co chwalenie sie nieistniejacymi koleznakami... Jednakze jest to taka watpliwosc co do mozliwosci zajscia lub nie tej sytuacji. Co do tego ze propozycja pracy dydaktycznej na uczelni jest duza nobilitacja nie ma zadnych watpliwosci :)
Mozesz powiedziec jak to kierunek skonczyl? Tak, z ciekawosci...
Moze jestem dziecinna, ale chyba to nie ja powinnam w tym ukladzie cokolwiek udowadniac. Na jego miejscu cieszylabym sie nawet z "chlodnego smsa", bo to znak, ze zlamalam ustalone przez sama siebie zasady, które byly dla mnie wazne... tylko po to, zeby wiedzial, ze mimo wszystko mysle o nim i jestem z nim, nawet jesli to juz nie znaczy to, co kiedys. Okopuje sie, bo do tej pory zawsze musialam forsowac jego zasieki, wiele, wiele razy... Nie oczekuje, ze on przejmie teraz te role, ale bylam rozgoryczona, bo mialam wrazenie, ze on w dalszym ciagu oczekuje tego od mnie... A to mnie dodatkowo dobija.

Nie domyslaj sie czego on od Ciebie oczekuje bo w tej sytuacji nie ma prawa oczekiwac niczego (jesli dobrze sie orientuje w sytuacji). Tyle ze i Ty nie mozesz wymagac zeby on Tobie cos udawadnial, czy czegokolwiek innego. Skoro rezygnujesz z tego zwiazku i z niego, nawet jesli tylko czasowo, to wlasnie rezugnujesz z uczestniczenia w jego zyciu i stawiania wymagan. Tak ja to widze...
Zapewne, gdybym nie byla skomplikowana, to bym nie stworzyla tego watku. Moglabym za to radzic innym, jako niedoszla pani psycholog i cieszyc sie, jezeli kilka razy udaloby mi sie powiedziec cos madrego i komus tym pomóc. W obecnej sytuacji pozostaje mi tylko biadolenie :mrgreen:

Ja tez tu biadole, Kaycee... To chyba najlepsza pomoc jaka tu mozna znalesc - popisac sobie, pobzdurzyc 8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Kaycee » 8 lis 2011, o 21:38

Moim slabym punktem jestem ja, moja wrazliwosc, oddanie, wiara w ludzi - nie prosilam sie o to aby taka byc, dodatkowo mam chyba zwyczajnego pecha, ze trafiam na ludzi, którzy nie potrafia, tych dobrych przeciez, cech docenic... tylko perfidnie je wykorzystuja. A moze wlasnie problemem jest to, ze jestem za dobra, ze nie umiem o siebie walczyc, ze widze przede wszystkim druga osobe, a potem dopiero mnie sama. Moze to ja wyrazam posrednio zgode na takie traktowanie...?


Heh... To jednak masz jakies slabe punty, a ja myslalem ze ze jestes chodzacym idealem :lol: A tu wychodzi na to ze masz nawet tak powazne wady charakteru jak oddanie czy wiara w ludzi :P


Moze i jestes taka jak to opisalas i moze faktycznie ma to taka skale ze przeszkadza Ci w normalnym funkcjonowaniu. Mysle jednak ze nie jest az tak zle i tylko sobie znowu troche biadolisz :wink:


Forsaken... tęskniłam :P
Za Tobą i Twoim ciętym językiem... Właściwie to potrafisz mnie ostatnio postawić do pionu jak nikt. Dobra, dobra - przyznaję, trochę to powyższe o tym jaka to ja jestem pokrzywdzona zabrzmiało żałośnie, ale tak się wtedy czułam... Niesprawiedliwie. Dziś już się nie czuję jak zbity piesek, choć nie mogę obiecać, że jutro znów nie spuszczę ogonka (dżizas... co to za porównania?? :shock: ), ale tymczasowo jestem na fali... :) Tak o!, w sumie bez powodu...

Generalnie - I see the Point... Postaram się mniej nad sobą użalać.

Ej, no super osiagniecie! Naprawde piekny sukces i ma sie chlopak czym chwalic. Tylko ze jest jedno male ale...
Czy gdyby poszlo mu tak srednio, lub slabo, albo gdyby nawet poszlo mu naprawde dobrze, ale zadnej propozycji ze strony uczelni by nie bylo, to czy wymyslilby taka historie, zeby lepiej wypasc w Twoich oczach i zeby Ci zagrac na gulu? (...) Mozesz powiedziec jak to kierunek skonczyl? Tak, z ciekawosci...


W sumie to on nigdy mnie nie oszukał w poważnej sprawie, więc nie sądzę, żeby teraz to wymyślił. Aczkolwiek coś mi mówi, że chciał w pewien sposób się pochwalić, że dobrze mu idzie - być może żeby zyskać w moich oczach, że wreszcie się ogarnął i wziął za bary z prawdziwym życiem, być może żeby nam pokazać, co/kogo możemy stracić... Teraz myślę, że chyba wolałabym, żeby się wtedy spotkał ze mną, żeby powiedział, że przeprasza, że złamał umowę, ale musiał się ze mną zobaczyć. Tak się nie stało... Ale to już historia.
A skończył wychowanie fizyczne.

Nie domyslaj sie czego on od Ciebie oczekuje bo w tej sytuacji nie ma prawa oczekiwac niczego (jesli dobrze sie orientuje w sytuacji). Tyle ze i Ty nie mozesz wymagac zeby on Tobie cos udawadnial, czy czegokolwiek innego. Skoro rezygnujesz z tego zwiazku i z niego, nawet jesli tylko czasowo, to wlasnie rezugnujesz z uczestniczenia w jego zyciu i stawiania wymagan. Tak ja to widze...


Ja tak właśnie chciałam, ale to on naginał zasady i czułam się momentami po prostu skołowana i zagubiona. Niby mieliśmy się dystansować, a on wciąż mi dawał do zrozumienia, że chce żebym wiedziała, co się z nim dzieje. Myślałam też w związku z tym, że czegoś ode mnie oczekuje - jakiejś reakcji, czegokolwiek i wściekałam się, że tego oczekuje, skoro nie ma prawa. I takie tam - mówią, że grasz jak Ci zagrają, dostosowałam się chyba podświadomie to tej "zimnej wojny", jak to nazwałeś...

Ja tez tu biadole, Kaycee... To chyba najlepsza pomoc jaka tu mozna znalesc - popisac sobie, pobzdurzyc 8)


:) Wiesz... zauważyłam, że wcześniej czy później każdy (albo zachowując statystyczną poprawność - prawie każdy) osiąga granicę biadolenia, której już nie przekracza... Pamiętam swoją pierwszą wizytę na forum, przyszłam z problemem, a kiedy już sobie z nim poradziłam, wtedy znalazłam siłę aby pomagać innym i nawet chętnie czyjegoś "biadolenia" słuchałam. Ty już słuchasz mojego - więc to chyba dobry znak... ;)

I tak w ogóle to... dziękuję :) Dzięki Tobie i pozostałym Forumowiczom chce mi się narzekać zdecydowanie mniej! 8)
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 9 lis 2011, o 05:05

Kaycee napisał(a):Pamiętam swoją pierwszą wizytę na forum, przyszłam z problemem, a kiedy już sobie z nim poradziłam, wtedy znalazłam siłę aby pomagać innym i nawet chętnie czyjegoś "biadolenia" słuchałam. Ty już słuchasz mojego - więc to chyba dobry znak... ;))

http://www.youtube.com/watch?v=0TJejfMdhVQ Obrazek
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Kaycee » 9 lis 2011, o 18:52

Znam to miasto tak dobrze i wciąż pędzę gdzieś
Miałem gdzieś usiąść na dobre, ale wszędzie gdzie byłem,
było coś co mnie znudziło po chwili.
Miałem uciec na dobre, miałem uciec na chwilę
Mijają lata, autobusy wciąż mijają mnie.
Ci sami ludzie na mnie patrzą i patrzą
Zajęci pracą tego co im powiedzieć chcę
Nawet nie będą chcieli we mnie zobaczyć
Kolejny dzień, ten sam sen znów się nie spełnia
I czuję już, że nie ma tyle siły we mnie.
By uciec gdzieś i dogonić marzenia
I tak łatwo jest mi dzisiaj rezygnować ze mnie.

Ref.
Chciałbym uciec stąd i zapomnieć o wszystkim
Zapytaj mnie o coś zanim spadnę na dno.
Zapytaj zamiast ciągle siedziec i milczeć.
Nie pytaj już, bo czuję, że to nie to.
Czuję, że to nie to
Czuję, że to nie to
Czuję, że to nie to.
Chciałbym uciec stąd i zapomnieć o wszystkim
Zapytaj mnie o coś zanim spadnę na dno.
Zapytaj zamiast ciągle myśleć jak wszyscy.
Zapytaj, bo dziś czuję, że to nie to.
Czuję, że to nie to
Czuję, że to nie to
Czuję, że to nie to
Czuję, że to nie to

2.
Znam tylu ludzi, a wciąż jestem samotny
Znam tyle ulic, i wszystkie kluby tutaj
Znam tyle kobiet, a większość to idiotki.
I żadna z nich nie czuje, że chciałaby mnie wysłuchać.
Wciąż oczekują, cały czas oczekują, że
Ktoś im powie jak bardzo ich potrzebuje i
Chyba obchodzą je tylko ich paznokcie,
Bo na pewno nie obchodzi ich to co czuję.
Też chciałbym byc kimś innym i mieć życie jak z filmu
Bo nie chcę fuchy w filmie, ani fury w leasingu
Ani pensji, ani płac, ani PITów
I chciałbym aby ktos chciał mnie o to dziś zapytać


Moją pierwszą reakcją na to co mi wysłałeś była chęć interpretacji i udzielania Ci 'życiowych' wskazówek. Już nawet podzieliłam sobie ten tekst na mniejsze fragmenty i zaczęłam snuć wywody na temat tego dlaczego wybrałeś akurat ten kawałek - czy opisuje tylko Ciebie, czy też mnie po części, a może jeszcze coś innego... Już chciałam wcielić się w ciocię_dobrą_radę... :roll:

Ale tak naprawdę myślę, że nie oczekujesz ode mnie tego, że nie każesz mi się domyślać, co 'autor chciał w ten sposób przekazać'. Tak naprawdę z mojej strony to również po części asekuracja, nigdy nie byłam dobra w opisywaniu wierszy... Za to jestem mistrzynią NADinterpretacji i pewnie wolisz (a ja to na pewno), żebym tego uniknęła.

Wysłałeś mi tę wiadomość późno w nocy... Wtedy myśli się inaczej, wtedy wiele rzeczy się wyolbrzymia, przedstawia w innym świetle. Nie będę się więc tym sugerować, pozwolisz?

Do tej pory byłeś ze mną szczery, mówiłeś wprost, nie zostawiałeś raczej pola do (mojego) popisu... Teraz też poczekam aż wyrazisz, co chciałeś mi przez to powiedzieć. Wiem, że to zrobisz :)
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 9 lis 2011, o 22:52

Kaycee napisał(a):

Kolejny dzień, ten sam sen znów się nie spełnia
I czuję już, że nie ma tyle siły we mnie.
By uciec gdzieś i dogonić marzenia
I tak łatwo jest mi dzisiaj rezygnować ze mnie.


Moją pierwszą reakcją na to co mi wysłałeś była chęć interpretacji i udzielania Ci 'życiowych' wskazówek. Już nawet podzieliłam sobie ten tekst na mniejsze fragmenty i zaczęłam snuć wywody na temat tego dlaczego wybrałeś akurat ten kawałek - czy opisuje tylko Ciebie, czy też mnie po części, a może jeszcze coś innego... Już chciałam wcielić się w ciocię_dobrą_radę... :roll:

Widze ze chyba masz z tym toche podobnie jak ja... Ja walnalem Ci wczoraj taaaki dlugasny elaborat... O sobie samym glownie. I jak przeczytalem go to stwierdzilem ze chyba jednak dla siebie tez gto pisalem. Mam tak ze czasem zanim wysle jeden post to go napisze kilka razy, za kazdym razemm zupelnie o czym innym .... :roll:

Ale tak naprawdę myślę, że nie oczekujesz ode mnie tego, że nie każesz mi się domyślać, co 'autor chciał w ten sposób przekazać'. Tak naprawdę z mojej strony to również po części asekuracja, nigdy nie byłam dobra w opisywaniu wierszy... Za to jestem mistrzynią NADinterpretacji i pewnie wolisz (a ja to na pewno), żebym tego uniknęła.

Bardzo zaimponowaly mi Twoje slowa, zadko spotykam ludzi majacych dystans do samych samych. Malo kto zstanowi sie czy jego pierwsza reakcja bedzie najwlasciwsza (sam mam z tym problemy - stad u mnie tyle komenterzy ktore nie przechodza mojej wewnetrznej cenzury). No i ta mistrzyni NADinterpretacji - sam miod - nie wiem czy sam mam tyle dystansu do tego co mowie. Nalezy Ci sie wielki szacunek za takie dojrzale podejscie :oklaski:

Wysłałeś mi tę wiadomość późno w nocy... Wtedy myśli się inaczej, wtedy wiele rzeczy się wyolbrzymia, przedstawia w innym świetle. Nie będę się więc tym sugerować, pozwolisz?

Mysle tak praktycznie przez cala dobe, zycie nie daje mi o tym zapomniec.

Nie spie prawie - zasypiam po nad samym ranem,by za chwile wstac, i polprzytomny jeszcze wsiadac w autko i jechac do pracy. Nie jem sniadania. W pracy ostatnio jest mi bardzo ciezko. Oczy mi sie kleja. Robi mi sie na przemian zimno i goraco. Lataja mi co chwile mroczki przed oczami. Kidy ide kortarzem, to musze uwazac zeby sie nie zataczac. Nie jem lunchu. Wracam ok 8 do domu, wypije kilka piw, wypale sporo i mecze sie az zasne nad ranem niespokojnym przerywanym snem. Tylko na chwile, by zaraz znowu zaczac dzien pracy. Jem i spie zazwyczaj na weekend. Trwa to juz od wrzesnia i chyba coraz gorzej to znosze. Wystarczyly dwa miesiace i wygladam jak moj wlasny cien... I czuje sie na codzien jakbym byl zagubiona dusza wedrujaca wsrod zywych. Wszystko jest nierzeczywiste takie odlegle... I nie wiem juz czy to sen czy jawa..
I zaslablem juz w pracy nie raz. I przewrocilem sie juz nie raz. I mialem krwotok z nosa. I dostaje zadyszki i mam klucie w klatce piersiowej. I kreci mi sie w glowie i boli mnie glowa... Wytrzymam jeszcze max z dwa miesiace na pewno nie wiecej - jestem wlasnie na moim prywatnym dnie. Nie mam juz wicej sily sie z tym wszystkim zmagac.I dlugo juz tak nie pociagne, jestem na skraju wtrzymalosci. Zastanawiam sie chwilami czy nie bedziesz przypadkiem moja ostatnia znajoma. I rozliczylem sie juz z wlasnym sumieniem i rozdalem wiekszosc kasy tym ktorzy jej potrzebowali. I przeprosilem ludzi ktorym zawinilem i wybaczylem ty ktorzy zawinili mi. I staram sie juz byc dla kazdego znajomego, czy obcego, dobry, pomocny, pelen zrozumienia. I mam czyste sumienie i moge smialo stanac przed Bogiem, chociaz szkodzenie sobie to tez grzech i to taki ktorego sie stale dopuszczam.
Dodam jeszcze ze mieszkam za granica, jestem tu zupelni sam. Choc poznalem tu wiele osob, niewielu jest godnych zaufania. Zostalem juz oczerniony za plecami i obity tez. Ale nie najbardziej dokucza. Najgorsze ze nie mam tu zadnego przyjaciela, nie mam tu brata ani nikogo z rodziny. Nie mam tez zony, ani dzieci, ani dziewczyny, ani szczura nawet.. Jestem zupelnie sam w obcym mi kraju, juz trzecim zreszta w ktorym zaczynam od zera. W obcym mi miejscu i kulturze. I tesknie bardzo za Polska, i mecze sie tak ponad 10 lat. I naprawde mam juz tego kompletnie dosc i naprawde zazdrosze tym normalnym ludziom, tego ich normalnego zycia. I juz tylko chcialbym uciec od tego i zapomniec o wszysktim. I naprawde boje sie ze juz nie wroce do realnego swiata... Wypadlem za burte i widze jak moj okret powoli oddala sie ode mnie. I wiem ze go nie dogonie. I wiem ze po mnie nie wroci... I nie wiem tylko co bedzie dalej...
To takie moje biadolenie, moje strachy z szafy... I nie wiem czy nie lepiej byloby ten post zaczac od nowa...
Obrazek
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez ewka » 9 lis 2011, o 23:33

Forsaken, wzruszyłeś mnie. I poruszyłeś.
Nie możesz tutaj wrócić?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Kaycee » 9 lis 2011, o 23:43

Forsaken napisał(a):Wracam ok 8 do domu, wypije kilka piw, wypale sporo i mecze sie az zasne nad ranem niespokojnym przerywanym snem. Tylko na chwile, by zaraz znowu zaczac dzien pracy. Jem i spie zazwyczaj na weekend. Trwa to juz od wrzesnia i chyba coraz gorzej to znosze. Wystarczyly dwa miesiace i wygladam jak moj wlasny cien...


Nie wiem co się stało we wrześniu... Nie pytam. Tak jak pisałam wcześniej, nie będę udawać, że jestem świetną psychoterapeutką i że rozwieję Twoje wątpliwości. Chcę tylko żebyś wiedział, że jestem. Przeglądałam dziś nasze historyczne posty i zauważyłam ciekawą prawidłowość: oboje przyłączyliśmy się do forum prawie w tym samym momencie, potem zrobiliśmy sobie jednakową przerwę by wrócić tu ponownie, również w niemal identycznym czasie. Może właśnie Ty miałeś pomóc mnie, a ja Tobie? Są chwile kiedy lubię sobie pomyśleć, że istnieje jakieś tam 'przeznaczenie'...Daje mi to jakieś względne poczucie bezpieczeństwa, że nawet jeśli kilka razy odznaczę się swoją nieudolnością w podejmowaniu ważnych decyzji, to będzie jeszcze szansa, że 'coś' to naprawi...

I czuje sie na codzien jakbym byl zagubiona dusza wedrujaca wsrod zywych.


Odebrałam Cię, czytając Twój wątek 'elo...', jakbyś sam chciał udowodnić, że jesteś ponad to wszystko, jakbyś chciał wszystkim pokazać kim jest Forsaken i że nic innym do tego. I wiesz co - według mnie rzeczywiście jesteś ponad to, ale czy zagubiony...? Być może w inny sposób niż ja 'zagubienie' definiuję. Bo według mojej definicji zagubiona osoba stawia pytajnik na końcu swoich wypowiedzi... Ty natomiast stawiasz wykrzykniki... Nawet wielokropek zdarza Ci się rzadko... Nie patyczkujesz się i nie oczekujesz pomocy, po prostu mówisz co myślisz... Tak zawsze Cię odbierałam. I czasem wręcz zazdrościłam pewności siebie i umiejętności obrony własnego zdania...

Jeżeli więc czujesz się zagubiony to jedynie stan Twojego umysłu, a nie brak siły na to, aby się odnaleźć, bo siły masz mnóstwo, wiem o tym.

Wytrzymam jeszcze max z dwa miesiace na pewno nie wiecej - jestem wlasnie na moim prywatnym dnie. Nie mam juz wicej sily sie z tym wszystkim zmagac.I dlugo juz tak nie pociagne, jestem na skraju wtrzymalosci. Zastanawiam sie chwilami czy nie bedziesz przypadkiem moja ostatnia znajoma.


Nie wierzę Ci... I nawet nie próbuj mnie przekonywać. Dotyka się dna po to aby się odbić... Twój powrót na forum to dowód na to, że chcesz walczyć. I będziesz walczyć... Nie mam zamiaru Cię pocieszać, będę Cię mobilizować, 'szantażować', skupiać Twoją uwagę na sobie... ;) (czyt. pobiadolę, bo mam już o czym) Tak łatwo Ci nie odpuszczę :twisted:

Dodam jeszcze ze mieszkam za granica, jestem tu zupelni sam. (...) Najgorsze ze nie mam tu zadnego przyjaciela, nie mam tu brata ani nikogo z rodziny. Nie mam tez zony, ani dzieci, ani dziewczyny, ani szczura nawet.. Jestem zupelnie sam w obcym mi kraju, juz trzecim zreszta w ktorym zaczynam od zera. W obcym mi miejscu i kulturze. I tesknie bardzo za Polska, i mecze sie tak ponad 10 lat. I naprawde mam juz tego kompletnie dosc


Myślałeś o tym, żeby wrócić...? Domyślam się, że nie byłoby to łatwe po tak długim okresie 'tułaczki'... Ale może właśnie nadszedł ten moment, żebyś przestał uciekać... Bo według mnie uciekasz... Przed kimś, przed czymś, przed wspomnieniami... Nie wiem... Chyba w tym momencie najbardziej przed samym sobą.

I juz tylko chcialbym uciec od tego i zapomniec o wszysktim. I naprawde boje sie ze juz nie wroce do realnego swiata... Wypadlem za burte i widze jak moj okret powoli oddala sie ode mnie. I wiem ze go nie dogonie. I wiem ze po mnie nie wroci... I nie wiem tylko co bedzie dalej...


Oglądałeś 'Cast Away'? Człowiek w sytuacji zagrożenia życia jest w stanie wykrzesać z siebie takie pokłady energii i samozaparcia, jakich nigdy wcześniej nie uświadczył. Z drugiej strony - punktem zaczepienia i iskierką nadziei może być coś błahego z pozoru, o ile przetłumaczymy sobie, że to nam pomaga. Czasem wystarczy znaleźć swojego Wilsona... Natomiast nigdy nie wolno się poddać.

Nikt nie wie co będzie dalej... Ja to bym chyba nawet nie chciała wiedzieć. Najważniejsze to wiedzieć co jest teraz i zdawać sobie sprawę, że bez 'teraz' tego 'dalej' nie będzie...

:cmok:
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 10 lis 2011, o 04:36

Dziekuje Ci, Kaycee jestes naprawde wspaniala :cmok:
Potrzebowalem tego uslyszec. Jestes Keycee moim jasnym, radosnym promyczkiem rozswietlajacym otaczajacy mnie mrok.Jestes wyjatkowa, naprawde kochana kobieta i mysle ze gdzie sie tylko pojawisz, tam zapewne ogrzewasz serca ludziom tym emanujacym od Ciebie cieplem... no i zniewalasz urokiem :tak:

I wiesz co... Wierze w przeznaczenie ;) A nawet wiecej... Wiem ze to juz calkiem dziecinne, lecz wierze w czary... A nawet ze ja sam potrafie czarowac... I nie mam tu na myli czarowania kobiet, tylko tak magicznie, jak w bajkach ;)

A to dla Ciebie ze specjalna dedykacja:
Dobre dziewczyny - Firma Obrazek
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 11 lis 2011, o 00:54

Nie wiem co się stało we wrześniu... Nie pytam.

Wiec ja nie odpowiadam 8)

Zreszta wystarczy tego mojego biadolenia w tym watku... Obiecuje ze nie bede juz wiecej wylewac swoich brudow na Twoje podworko.
Mam swoje miejsce na tym forum i tam moge sobie folgowac do woli :) A tutaj jestem przeciez dla Ciebie
Bo tez nie bylo moim zamiarem wyplakiwac Ci sie tak na ramieniu, a musze powiedziec ze bylo to calkiem fajne - chyba zaczynam rozumiec co w tym widza kobiety :szok:
Napisalem Ci to bo czulem ze mialas zafalszony obraz mojej osoby, jako rozsadnego, dojrzalego i ogranietego faceta... i ze za bardzo ufasz moim ocenom czy opiniom - nawet bardziej niz ja sam ufam... I czulem sie jakbym Cie tym oszukiwal, udawal przed Toba kogos kim nie jestem. Nie chcialem tez zebys Ty tak sobie o mnie pomyslala...

    Swoje zycie bede rokminial w watku elo..
Jesli bedziesz ciekawa, to zapraszam Cie do mnie :zawstydzony:

A jak czasem najdzie Cie taka wena jak wczoraj to smialo mozesz mi znowu takiego pozytywnego motywatora walnac :)
Kaycee, teraz Ty postawilas mnie do poinu... :haha:

Dopatrzylem sie ze wspomnialas gdzies tam mimochodem, drobnym druczkiem i w nawiasie, ze znowu masz jakis klopot. Podziel sie nim ze mna, a obiecuje ze od razu stanie sie mniejszy :pocieszacz:
I musze sie przyznac jeszcze, ze wzbudzilas we mnie jakas wyjatkowa ciekawosc odnosnie Twojej osoby, historii.. Wiec nie kaz mi juz czekac, tylko dawaj :) Nawijaj mi tu zaraz Kaycee, co tam znowu nabroilas? Obrazek
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Kaycee » 12 lis 2011, o 12:50

Dziekuje Ci, Kaycee jestes naprawde wspaniala :cmok: (...)
A to dla Ciebie ze specjalna dedykacja:
Dobre dziewczyny - Firma Obrazek


To było strasznie miłe Forsaken... :zawstydzony:

Wierze w przeznaczenie ;) A nawet wiecej... Wiem ze to juz calkiem dziecinne, lecz wierze w czary... A nawet ze ja sam potrafie czarowac... I nie mam tu na myli czarowania kobiet, tylko tak magicznie, jak w bajkach ;)


W takim razie masz to jak w banku, że pewnego dnia zwrócę się do Ciebie z prośbą o wyczarowanie mi mojej własnej bajki... Na razie jeszcze spróbuję 'poczarować' własnymi siłami...

I zresztą będę mieć od teraz mnóóóóóstwo okazji. Oczywiście zrobiłam prawie wszystkim na przekór i tym samym odpowiedź na pytanie zadane w temacie tego wątku dostarczę... JA sama.

Wymieniłam ostatnio parę maili z Byłym... Zaczął on, że jednak bez sensu jest taka separacja, że on proponuje abyśmy spotykali się na stopie przyjacielskiej, że przecież tyle nas łączyło i wiele rzeczy było ważnych i dobrych... Że nie wymaga ode mnie niczego, że będzie nad sobą pracował, ale i tak ja o wszystkim zdecyduję, że jedyne o co mnie prosi to spotkanie raz na jakiś czas i rozmowa. Na początku zareagowałam totalnie 'antyprzyjaźniowo', że jak on sobie to wyobraża, skoro ja go kocham, że wolę tęsknić niż traktować go jak kolegę i takie tam...

Mail był długi i dosadny... W odpowiedzi usłyszałam 'przepraszam', że to była jego walka o nas, podobnie jak opisy na gg, podobnie jak wizyta u moich rodziców, jak zadzwonienie do mnie mimo separacji... Że on czuje, że moja separacja nic nie zmieni, no chyba, że chcę po prostu się przekonać czy możemy żyć bez siebie, ale nie prowadzi do niczego dobrego... I tutaj też zareagowałam, że patrzy na mnie przez swój pryzmat, że może ja właśnie tego potrzebuję, że się ze mną nie liczy...

Ale tak naprawdę - on miał rację. Zwyczajnie miał rację... Ja chciałam się przekonać przez ten miesiąc, że dam radę bez niego, ale gdzieś tam w środku, wciąż dręczyło mnie pytanie, co by było gdyby... I wiem, że dręczyłoby mnie zawsze, gdybym nie dała mu szansy... Dlatego w końcu zadzwoniłam do niego, spotkaliśmy się... Najpierw z dystansem, ale potem przytuliliśmy się i postanowiliśmy spróbować. On mi powiedział, żebym się nie bała, żebym nie czuła presji, że jak nie dam rady, to nie będziemy razem, ale przynajmniej oboje będziemy wiedzieć, że daliśmy sobie szansę...

Wiem, że 99% osób czytając ten wątek puknie się w głowę i postawi na mnie krzyżyk. Jeśli mi się nie uda, moja historia będzie miała cel dydaktyczny - jeśli się uda, okaże się, że nie ma stereotypów, i że tak naprawdę, każdy podejmując decyzje, podejmuje ryzyko... Ja wolę podjąć to ryzyko, niż żałować, że tego nie zrobiłam...
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 12 lis 2011, o 15:38

Kaycee napisał(a):W takim razie masz to jak w banku, że pewnego dnia zwrócę się do Ciebie z prośbą o wyczarowanie mi mojej własnej bajki... Na razie jeszcze spróbuję 'poczarować' własnymi siłami...

No na razie faktycznie czaruj sama bo ja mam ostatnio malo many. :) Jak sobie sam ze soba poradze to bede wrecz tryskal magiczna energia ;)
Ale tak naprawdę - on miał rację. Zwyczajnie miał rację... Ja chciałam się przekonać przez ten miesiąc, że dam radę bez niego, ale gdzieś tam w środku, wciąż dręczyło mnie pytanie, co by było gdyby... I wiem, że dręczyłoby mnie zawsze, gdybym nie dała mu szansy... Dlatego w końcu zadzwoniłam do niego, spotkaliśmy się... Najpierw z dystansem, ale potem przytuliliśmy się i postanowiliśmy spróbować. On mi powiedział, żebym się nie bała, żebym nie czuła presji, że jak nie dam rady, to nie będziemy razem, ale przynajmniej oboje będziemy wiedzieć, że daliśmy sobie szansę...

Wiem, że 99% osób czytając ten wątek puknie się w głowę i postawi na mnie krzyżyk. Jeśli mi się nie uda, moja historia będzie miała cel dydaktyczny - jeśli się uda, okaże się, że nie ma stereotypów, i że tak naprawdę, każdy podejmując decyzje, podejmuje ryzyko... Ja wolę podjąć to ryzyko, niż żałować, że tego nie zrobiłam...

To pewnie wiesz tez ze ja bede raczej tym pozostalym jednym procentem :) Widzisz jego propozycja wydaje mi sie calkiem na miehscu i calkiem rozsadna. Ty bylas nastawiona na anty, pewnie pisalas mu tez odstreczajace listy, ale on nie dal sie wciagnac w przerzucanie z Toba tylko napisal ze przeprasza - za to ode mnie wielki szcacun dla kolesia. I Ty mimo ze nastawiona na anty potrailas w koncu stwierdzic ze ma racje i wyjsc jemu na przeciw. Szacun i dla Ciebie kochana. Zreszta mowilem Ci juz wczesniej ze uwazam ze kazdy moze sie zmienic, musi tylko tego bardzo chciec. Moze on faktycznie zrozumie bledy w swoim postepowaniu i zacznie je zmieniac. No i mowiem Ci ze to wszystko od opisow do wizyty u rodzicow bylo robione pod Ciebie :) Akurat w jego skore latwo mi sie bylo wbic i odgadnac co mysli, co czuje - w Twoja nadal nie moge :roll:
Wiec, poweiedz mi jeszcze jak to teraz u was wyglada, na czym wasz obecny uklad polega? Jestescie znowu para, czy na razie tylko przyaciolmi? bo nie wiem jakie Ci buzki moge teraz Tobie wysylac.. :kwiatek:
8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Kaycee » 12 lis 2011, o 17:33

Forsaken napisał(a):To pewnie wiesz tez ze ja bede raczej tym pozostalym jednym procentem :)


To prawda, jako jedyny zasiałeś w tym wątku ziarnko niepewności, co mnie zresztą początkowo trochę wkurzyło, bo już mi się tak wszystko 'pięknie' układało w spójną całość a tu masz... ;) Ale cieszę się, że zdecydowałeś się tutaj napisać - pokazałeś mi, że nie wszystko musi być tylko czarne lub białe, no i oczywiście - dzięki temu się poznaliśmy 8)

Wiadomo, że się boję tej decyzji... Że do tej pory byłam smutna, stęskniona, ale względnie spokojna, a teraz czuję ten przeszywający niepokój każący mi zastanawiać się non stop, czy dobrze zrobiłam, czy będę mieć siłę żeby sprostać temu wszystkiemu... To takie uczucie jakby ktoś Ci przykładał lód do klatki piersiowej... Brrrr.... Wiele osób pewnie zapyta, czy warto przez to przechodzić? Tego nie wiem, ale przynajmniej dzięki temu powinnam móc ocenić swoje uczucia, na ile to jest miłość, a na ile przywiązanie czy współczucie... Mam zamiar przez cały ten czas próby być z Wami i znajdować tutaj siłę, jak do tej pory... :)

Muszę też znaleźć złoty środek żeby ocenić, na ile ta ewentualna zmiana będzie trwała... Skąd będę wiedzieć, że po jakimś czasie, po latach, te złe cechy się w nim znów nie odezwą... To chyba będzie najtrudniejsze w tym wszystkim :roll:

Akurat w jego skore latwo mi sie bylo wbic i odgadnac co mysli, co czuje - w Twoja nadal nie moge :roll:


Forsaken nawet nie próbuj tego robić - idzie oszaleć :P Ale tym razem nie kalkulowałam, po prostu zrobiłam tak, jak czułam. Do tej pory brak decyzji był dla mnie przytłaczający. Teraz będę mogła wreszcie ją ocenić... Taką mam przynajmniej nadzieję... :P

Wiec, poweiedz mi jeszcze jak to teraz u was wyglada, na czym wasz obecny uklad polega? Jestescie znowu para, czy na razie tylko przyaciolmi? bo nie wiem jakie Ci buzki moge teraz Tobie wysylac.. :kwiatek:
8)


Będziemy starać się być parą... Natomiast nie za wszelką cenę. Jak uznamy, że to nie prowadzi do niczego dobrego to się rozstaniemy, już ostatecznie. Chyba nigdy nie będę się w stanie z nim przyjaźnić.

Co do buziek, to przyjmę każdą :mrgreen:
Avatar użytkownika
Kaycee
 
Posty: 102
Dołączył(a): 4 paź 2008, o 12:24

Re: Czy on się zmieni...?

Postprzez Forsaken » 13 lis 2011, o 15:18

Kaycee napisał(a):To prawda, jako jedyny zasiałeś w tym wątku ziarnko niepewności, co mnie zresztą początkowo trochę wkurzyło, bo już mi się tak wszystko 'pięknie' układało w spójną całość a tu masz... ;)

No.. Ja tak mam, ze jak czytam czyjas historie i komentarze oraz rady innych, to jak sie z nimi zgadzam to raczej odpuszczam sobie komentarz. A jak widze ze jest jeszcze drugi punkt widzenia, nawet i mniej uprawniony, ale pomijany zgodnie przez innych, to wtedy biore na siebie role "obroncy diabla" i ogolnie rzecz biorac wprowadzam tylko zamet...
Ale cieszę się, że zdecydowałeś się tutaj napisać - (...) - dzięki temu się poznaliśmy 8)

Ech, Mala... Ja jestem bardzo uczuciowy chlopak i czuje ze juz troche sie w Tobie zauroczylem :oops: Jak nie przestaniesz to bedziemy miec problem - uwazaj Kaycee, zakochany Forsaken jest jak tornado ;)
Wiadomo, że się boję tej decyzji... Że do tej pory byłam smutna, stęskniona, ale względnie spokojna, a teraz czuję ten przeszywający niepokój każący mi zastanawiać się non stop, czy dobrze zrobiłam, czy będę mieć siłę żeby sprostać temu wszystkiemu... To takie uczucie jakby ktoś Ci przykładał lód do klatki piersiowej... Brrrr.... Wiele osób pewnie zapyta, czy warto przez to przechodzić? Tego nie wiem, ale przynajmniej dzięki temu powinnam móc ocenić swoje uczucia, na ile to jest miłość, a na ile przywiązanie czy współczucie... Mam zamiar przez cały ten czas próby być z Wami i znajdować tutaj siłę, jak do tej pory... :)

Eh... Rozumiem Cie doskonale. Nikt nie chce tego uczucia, ze zrezygnowal z czegos co moglo byc dobre, nie dajac szansy tej drugiej osobie nawet pokazac ze warto... Rozumiem Cie doskonale i popieram... Ale Twoje slowa o emocjach ktore przy tym czuje bardzo mnie niepokoja. Ten lod przykladany do klatki piersiowej to naprawde zly znak. Nie wiem na ile faktycznie tak jest na ile to literacki opis, ale nie powinnas sie tak czuc. Twoje uczucia mowia ze naprawde cierpialas w tym zwiazku i boisz sie ciepriec ponownie. I po takim tekscie juz nie jestem taki przekonany ze to dobry pomyls. Ale popieram Cie we wszystkim co zdecydujesz, bo wiem ze masz ku temu powazne powody :)
(...)tym razem nie kalkulowałam, po prostu zrobiłam tak, jak czułam. Do tej pory brak decyzji był dla mnie przytłaczający. Teraz będę mogła wreszcie ją ocenić... Taką mam przynajmniej nadzieję... :P
Muszę też znaleźć złoty środek żeby ocenić, na ile ta ewentualna zmiana będzie trwała... Skąd będę wiedzieć, że po jakimś czasie, po latach, te złe cechy się w nim znów nie odezwą... To chyba będzie najtrudniejsze w tym wszystkim :roll:

To jest tak Kaycee, ze to zmiana siebie nie jest celem, a droga... Nigdy nie jest tak ze mozemy powiedziec juz sie zmienilem juz jestem taki jaki chcialem i nie musze nic wiecej w tym kierunku robic. Bo nawet jesli nabedziemy porzadane cechy to jesli nie bedziemy ich wzmacniac, one z czasem zanikna... To samo jest ze zwiazkeim, nazely go pielegnowac jak ogrod. Nalezy na bierzaco wyrywac wszystkie chwasty i przycinac krzewy, bo jak go zapuscimy, to raz ze nie bedziemy sie czuli w nim dobrze, a dwa bedzie to wielka praca zeby przywrocic wszystko do stanu normalnosci. Dla tego facet na przyklad nigdy nie powinien przestawac uwodzic swojej kobiety, nawet jak sa juz 10 lat po slubie, on powinien wciaz z nia flirtowac i starac sie tak, jakby probowal ja zdobyc.. Na tej samej zasadzie trzeba zawsze pracowac nad soba, i w tym znajdowac przyjemnosc, bo w momencie kiedy stwierdzimy ze osiagnelismy cel i osiadziemy na laurach, wtedy zaczynamy powoli staczac sie w kierunku sprzed pracy nad soba.
Co do buziek, to przyjmę każdą :mrgreen:

A ja przesle Ci kazda, Kaycee.. Na poczatek taka Obrazek
Trzymaj sie cieplo i zdawaj tu relacje z postepow, bo mnie to bardzo obchodzi 8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 299 gości