Witam. Długo się zbierałam żeby napisać tego posta. Ciężko jest prosić o pomoc zwłaszcza, że emocje jeszcze są bardzo świeże.
Zacznę może od tego, że od 3 miesięcy mój Mąż z nami nie mieszka (mamy 3 letniego Synka). To już drugie rozstanie i jestem pewna, ze tak zostatnie. Daliśmy sobie raz szansę, ale niestety nie udało nam się nic naprawić....w zasadzie chyba tylko upewniło nas to w decyzji, że inaczej się nie da. Miłości już dawno nie było.
Jeszcze przed rozstaniem z Mężem poznałam pewnego Chłopaka....początkowo chciałam by to była przyjaźń bo walczyłam jeszcze o małżeństwo, on natomiast od początku liczył na coś więcej. Bardzo dobrze nam się rozmawiało, lubiłam jego towarzystwo choć bywało, że był na tyle natarczywy, ze musiałam go sprowadzać na ziemię. Wspomnę jeszcze, ze on również miał kobietę z którą mieszkał od roku, ona miała córeczkę z pierwszego małżeństwa.
Pewnego dnia oznajmił, że od niej odszedł. Wyprowadza się do Mamy. Niedługo potem również mój Mąż się wyprowadził. Był to bardzo ciężki okres dla mnie a w Pawle miała niesamowite wsparcie. Po pewnym czasie zaczęłam patrzeć na niego zupełnie inaczej. Znajdowałam róże za wycieraczką auta, w prezencie dostawałam słoiczki miodu, albo robił mi truskawki w czekoladzie. O moim Synku też zawsze myślał. Urzekł mnie w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać gdzie on się uchował. No facet ideał! Nie pali, nie pije, jest pracowity i ambitny a do tego nosi mnie na rękach i kocha....tak, takie usłyszałam wyznanie....i kocha mnie. Chcąc nie chcąc zakochałam się i ja.
Spędziliśmy ze sobą mnóstwo wspaniałych chwil, romantyczne pikniki wieczorami mimo chłodu było cudownie, pamiętał o wszystkim. Był szampan, truskawki nawet świeczki. Słyszałam jak on się cieszy, że mnie poznał, że cudownie, że jestem. W pewnym momencie uznałam, ze tak dawno nie byłam szczęśliwa, więc czemu mam się bronić. Poznałam go z moją Mamą z Bratem i z przyjaciółkami. Mimo, że rozwodu jeszcze nie ma postanowiłam dla niego wszystko na jedną kartę. Tylko Synka trzymałam na dystans bo nie chciałam mu mieszać w głowie. W końcu dopiero jego Tata odszedł a tu się pojawia inny mężczyzna. Ale wracając do tematu. Po jakimś czasie Paweł zaczął zostawać na noc, snuć ze mną plany. Byłam szczęśliwa, ze go mam.....jednak pewnego dnia przyjechał do mnie i tak zwyczajnie oznajmił, ze nie będziemy się więcej spotykać. Uzasadnił to tym, że są jakieś plotki na mój i jego temat i on tego nie chce. Przepłakałam 5 dni. Potem on się odezwał, że tęskni, ze żałuje i żebym mu wybaczyła. Bardzo chciałam mu wybaczyć, nie pamiętam kiedy tak tęskniłam...no więc wybaczyłam. Akurat byłam przed wyjazdem więc spotkaliśmy się dopiero po 3 dniach. Przyjechał od razu po pracy bo tak tęsknił, rzucił się na kolana z bukietem róż. Oczywiście został na noc. Kolejnego dnia nie mogłam się z nim spotkać gdyż od dłuższego czasu byłam już umówiona na spotkanie. Nalegał i prosił kilka razy, ale musiałam mu obiecać, ze niedziele całą spędzimy razem i mu to wynagrodzę. W niedziele kiedy wstałam napisałam smsa (bez odpowiedzi), zadzwoniłam raz i drugi, raz odrzucił a drugi wcale nie odebrał. Napisałam więc kolejnego smsa na którego odpowiedzią było, że jest idiotą który nie wie czego chce i on rezygnuje z tej szansy i ze mnie na zawsze. Poczułam się koszmarnie. Nawet teraz to boli fizycznie. Przedwczoraj spotkałam się z przyjaciółkami i doszły mnie słuchy, ze koleś z którym się spotykałam widuje się z jakąś dziewczyną z miejscowości obok. Napisałam mu więc smsa tylko z nazwą miejscowości i znakiem zapytania. Zrobiłam to bo bardzo chciałam znać powód jego nagłej zmiany zdania.
No i tu się zaczęło. Rano ok 9.00 dzwoni mój tel, kiedy odebrałam dostałam litanią obraźliwych słów i gróźb. okazało się, że to jego "poprzednia" laska. Celowo ujęłam to słowo w cudzysłów, gdyż okazało się, ze oni cały zcas byli ze sobą. Wyprowadził się od niej owszem ale na 2 tyg. i to dlatego, ze ona go wywaliła z domu za pisanie do mnie wyjaśniłam jej sytuacje, ze nie miałam pojęcia o tym, że ze sobą byli. Umówiłyśmy się na spotkanie. Przyjechałam do jej mieszkania. Wypiłyśmy kilka drinków. Okazało się, ze oszukiwał nas obie. Te same słowa, te same obietnice. Mi mówił, że nie ma z nią nic wspólnego a jej, ze ja to tylko koleżanka i to ja za nim latam i jestem natarczywa. Poczekałyśmy na niego. Zdziwił się strasznie....na dowód miałam jego koszulkę do spania.
Nie tłumaczył się mi....w sumie mogłam się tego spodziewać. Biegał za nią, prosił, tłumaczył. Mnie olał. Niby wiedziałam, ze tak może być, ale jak to cholernie boli!!!!!!!!!!!!!
Serce mi pęka, boli każdy centymetr ciała. Nie pamiętam kiedy się tak zakochałam. Tak nie chciałam mu zaufać, a kiedy to zrobiłam okazało się, ze bardziej nie mógł mnie zranić. Obiecał wesprzeć mnie w tym trudnym momencie mojego życia...w ogóle tyle mi obiecywał. A tu okazało się, że byłam po prostu intruzem nie mogę tego przeżyć. czuję się nic nie warta, niepotrzebna i niekochana. Tylko moje dziecko jeszcze trzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Nie wiem jak się zachowywać. Nie umiem pracować, opuściłam zjazd na uczelni bo nie spałam całą noc, nie byłam w stanie prowadzić auta. Tak bardzo go nienawidzę za to co mi zrobił a jednocześnie tęsknie...bardzo, bardzo tęsknie a przed oczami ma jego spojrzenie. Dodam jeszcze, ze wychodząc powiedziałam "to co Paweł do niezobaczenia" na co on, że ma nadzieję przysięgam nie daję rady....a tak chciałabym się ogarnąc...mam tyle obowiązków mam dziecko, więc mam dla kogo...tylko co z tego, ze o tym wiem jak nie umiem