No to zgłaszam się do wypowiedzi na ten temat - zgodnie z wcześniejszą obietnicą...
1) Uważam, że temat faktycznie nie jest łatwy i trudno go ująć z "matematyczną" dokładnością - moim zdaniem więcej można w tym obszarze zrozumieć kierując się trzeźwą obserwacją i odczuciami, niż jakimiś formułkami lub regułkami [całkiem podobnie jak na przykład w kwestii pornografii - większość z nas z łatwością zauważy, wychwyci i wyczuje pornografię (i na przykład nie dopuści do niej swojego dziecka), tymczasem panowie specjaliści od seksu i prawa lataaaaaaaami długimi zajmują się roztrząsaniem tej kwestii i do dzisiaj nie potrafią ująć jej w stosowne paragrafy (czyli wystarczająco jasne i konkretne formułki)]
2) Moje poglądy na ten temat są owocem moich osobistych przemyśleń i odczuć i mogą być nietypowe... Ponadto mam poczucie, że temat nie jest jeszcze we mnie "opracowany" do ostatniej kropki, także ja sam mam jeszcze również w tym obszarze pewne wątpliwości...
A teraz do rzeczy - krótko i treściwie (ech Filemonie, z tym to chyba u ciebie najciężej...
)
Najbardziej popularnym i powszechnie przyjętym poglądem jest taki mniej więcej, że... o ile rozmaite akcje odchodzą W WYKONANIU DOROSŁYCH OSÓB, ZA WZAJEMNĄ ZGODĄ I NIE KRZYWDZĄ NIKOGO, to wszystko jest w porządku i nie można mówić o dewiacji czy nadużyciu - czyli innymi słowy, to co robią zgodnie i bez niczyjej krzywdy w swoim łóżku jest ich sprawą a rozmaite odcienie współżycia są wówczas kwestią gustu i osobistych preferencji...
I co Wy na to...? Jeśli o mnie chodzi, to ja się z tym poglądem... NIE ZGADZAM!
Uważam, że jest to mylne postawienie sprawy i nie sprawdza się ono w próbach zbadania i ogarnięcia tego czym jest dewiacja/odchylenie/perwersja/zboczenie... (jak go zwał, tak go zwał
)
Na początek dam przykład radykalny, szokujący i może zatem najlepiej tłumaczący moje stanowisko (troszeczkę go zbeletryzuję, bo już nie pamiętam dokładnie wszystkich szczegółów - a poza tym właśnie się czuję trochę niewyżyty... literacko!
).
Otóż parę lat temu, w Niemczech, drogą internetową... nawiązało ze sobą kontakt dwóch miłych panów, którzy rozpoczęli ze sobą netowe pogawędki... Nie dotyczyły one bynajmniej aktualnych rozgrywek futbolowych czy też gustów literackich rzeczonych panów, ale panowie ci od razu przeszli do konkretów, czyli do tego co w ogóle było ich podstawowych celem, dla którego zdecydowali się skorzystać z dobrodziejstwa globalnej sieci internetowej. A mianowicie, jeden z owych panów miał jedno wielkie, życiowe marzenie i gotów był poświęcić wszystko, żeby je zrealizować - konkretnie mówiąc było to nieodparte pragnienie by zostać... skonsumowanym (inaczej: zjedzonym!
) koniecznie w całości i do ostatniej kosteczki przez drugiego pana gotowego spełnić to jego największe marzenie... tym samym zaspokoić i usatysfakcjonować go totalnie i ostatecznie, że tak to określę... w pożyciu seksualnym.
Miłym zbiegiem okoliczności okazało się, że drugi z rzeczonych panów za najszczerszą i równie gorącą, bezinteresowną chęcią wyszedł na przeciw życiowemu marzeniu naszego pierwszego delikwenta i zdeklarował swój udział w całym przedsięwzięciu z równie autentycznym zaangażowaniem i dreszczem rozkoszy na samą myśl o czekającej go uczcie...
która na dodatek jeszcze miała być kosmicznym i ostatecznym orgazmem pana numer jeden...
Zanim szczyt rozkoszy się spełnił (a wyprzedzając odrobinkę fakty, już w tym miejscu, co ciekawszym czytelnikom owo spełnienie mogę obiecać...
) zatem zanim do owego spełnienia doszło panowie przez dłuższy czas drogą mailową precyzowali dokładnie i krok po kroku jak się miłosny ich klimaks ma odbyć - dokładnie i pod względem każdego szczegółu...
No dobra - skracając. Do rzeczonej miłosnej konsumpcji doszło i wszystko odbyło się zgodnie z planem - cudowna, wyśniona przez obydwu i ostatecznie przewyższająca wzniosłością chyba każde inne ziemskie doznanie rozkosz została osiągnięta dokładnie tak, jak wcześniej wymarzona i szczegółowo przygotowana...
Sympatyczne... współżycie seksualne naszej pary po osiągnięciu tego kulminacyjnego punktu niestety z przyczyn tyleż nieuniknionych, co zrozumiałych ustało... I na tym można by zakończyć historię tego wielkiego namiętnego uczucia i jakże urozmaiconego w sferze bogactwa i oryginalności pożycia seksualnego... gdyby nie drobny fakt, iż przypadkiem ktoś tam znalazł w lodówce pana numer dwa... jakieś drobne pozostałości miłosnej uczty (lewe ucho, czy kawałek wątróbki być może...??) i nie wiedzieć czemu w intymną tę idyllę z całą właściwą sobie arogancją wkroczyła... policja!
I tu się zaczął prawdziwy problem, gdyż okazało się że... TO CO MIAŁO MIEJSCE, ZASZŁO MIĘDZY DWOMA DOROSŁYMI OSOBAMI, KTÓRE WYRAZIŁY NA TO PEŁNĄ I NIEPRZYMUSZONĄ ZGODĘ - na dodatek pan numer dwa (ten który skonsumował) posiadał na to niezbite dowody, w postaci dziesiątków maili od pana numer jeden (skonsumowanego), w których tenże nie tylko zezwalał, ale błagał, napraszał się, przekonywał i utrzymywał, że nie tylko nie będzie to dla niego żadna krzywda czy nadużycie, ale wręcz przeciwnie! - najwyższa miłosna rozkosz i spełnienie największego życiowego marzenia, które uszczęśliwi go w najwyższym i ostatecznym stopniu... O ile mi wiadomo, nie znaleziono żadnych dokumentów, które mogłyby świadczyć o tym, że pan który spożył w miłosnym akcie swojego partnera był świadom iż partner ten jest na przykład niepoczytalny i wykorzystał to - za co mógłby już zostać ukarany. Nie wiadomo mi nic ponadto również o tym, że w ogóle istniał jakiś dokument w postaci orzeczenia lekarskiego o niepoczytalności pana, który był został zjedzony... Dlaczegóż zatem nie mielibyśmy przyjąć, że dwaj dorośli normalni panowie za wzajemną, nieprzymuszoną zgodą po prostu zrobili sobie dobrze...?
A zatem...? Podsumowając - co teraz zrobić z tym fantem?! Dewiacja i to na dodatek makabryczna, zasługująca na ukaranie jednego z tych, którzy w zboczonym akcie wzięli udział (bo drugiego to już nawet nie byłoby jak ukarać ani leczyć...
- zważywszy, że został strawiony i wydalony...
)? Czy też swobodny akt seksualny dwóch dorosłych osób, dokonany za wzajemną zgodą i bez przymusu, w odczuciu obydwu nie będący krzywdą a spełnieniem marzeń o najwyższej rozkoszy i szczęściu miłosnym...
He, he, he...
I co Wy na to...?
Celowo zaczynam od skrajnego przykładu, bo przykłady "cieńsze" są trudniejsze w ocenie, ale przy wnikliwej, uważnej obserwacji i wczuciu się w daną sytuację udaje się moim zdaniem wyciągnąć po ludzku klarowne wnioski, jednak ująć je w regułki czy paragrafy może być trudno... (też ciekawe dlaczego??).
Zapraszam do dyskusji i sorry raz jeszcze za moją rozwlekłość, ale ja tak mam... (i o ile nie będziecie mnie za ta ochrzaniać ostro - mam nadzieję, że nie please - no to pewnie tak to już ze mną tutaj będzie...
)
A jeśli kto tam akurat jakiś obiadek tego... no to... smacznego życzę!