relacje 29-letniego syna z matką

Problemy z rodzicami lub z dziećmi.

relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez 121212 » 1 lis 2011, o 20:39

Powiem szczerze, że niepokoi mnie to. Mieszkamy na szczęście kilkaset km od niej, ale mama dzwoni (kiedyś codziennie), teraz co 2-3 dni do niego. Jak z nim nie mieszkałam, to stwierdziłam, że ok. niech dzwoni, jeśli ma taką potrzebę. Ale teraz kiedy mieszkamy razem, to widzę, że te telefony mają jakiś dziwnie destrukcyjny wpływ na mojego partnera. On mi mówi, że jego mama dzwoni do niego co dwa dni, żeby mu powiedzieć że dziwakiem i do niczego się nie nadaje + oczywiście dodaje do tego mieszankę gorzkich słów, że on do niej nie dzwoni, że nikt już jej nie potrzebuje itp. Myślałam, że ona dzwoni rzadziej, żeby się przyzwyczajać do rzadszych kontaktów z synem, a tu się okazuje, że stosuje te "przerwy" w celu późniejszej manipulacji i wywoływania w nim poczucia winy. Nie wiem, nie wiem. Myślałam, że ona po prostu dzwoni, żeby zapytać co słychać i tyle, a tu się dowiaduję takich rzeczy.

Widziałam, podczas wizyty w rodzinnym domu mojego chłopaka, jak ona mu się rzuca(!) na szyję i jak go klepie po tyłku(!). Prasowała mu koszule, potem pobiegła pakować mu plecak(!) komentując to, że ona musi go spakować, bo syn jest taki niezaradny. Jak wyraziłam swoją opinię, że przecież może sam to zrobić, to uśmiechnęła się prosząco do mnie i powiedziała, żebym nie odbierała tej przyjemności(?) matce. No przepraszam bardzo, ale pakowanie siebie, a co dopiero kogoś, nie jest przyjemnością. Właściwie byłam w domu chłopaka tylko dwa razy, wszyscy traktują mnie tam dobrze i ciągle zapraszają, ale nie wiem, mam jakieś olbrzymie opory przed jechaniem tam. Po prostu nie chcę i tyle. Chłopak też nie chce, a jego mama dzwoni do niego codziennie i pyta "kiedy wreszcie przyjedziesz". Mam poczucie, że ja jestem temu wszystkiemu winna. On się zaczyna stawiać, ja boję się, że jego rodzice odbiorą to, jako że ja nastawiam partnera przeciwko nim. Nie chcę nastawiać, powtarzam mu, że obojętnie jacy by nie byli rodzice, to zawsze jak znajdzie się w poważnych kłopotach, to oni mu pomogą, że jak by nie było oni go wychowali, dlatego należy im się szacunek. Jednocześnie nie mogę tolerować czegoś takiego, żeby matka podkopywała jego i tak bardzo nadwątlone poczucie własnej wartości, jego siły, poczucia zaradności. Nie mogę w tym jej potakiwać. Bo generalnie partner sobie radzi - mamy gdzie mieszkać bo dostał mieszkanie służbowe, robi doktorat, potrafi zrobić obiad, potrafi wyprać sobie rzeczy, potrafi sobie wyprasować (chociaż niechętnie), robi mi śniadania, etc. Jedyne z czym ma problem to utrzymywanie porządku, ale to mi się wydaje rekompensują jego zdolności kucharskie;) Chodzi od prawie roku na terapię, jest coraz lepiej generalnie. Tylko właśnie teraz odkrywam jak wielki wpływ ma na niego matka i to mnie przeraża. Chcę być z nim, a boję się, że w ostatecznym rozrachunku ja zostanę w tym wszystkim poszkodowana. On nie jest miły w stosunku do swojej mamy, można powiedzieć, że rozmawiając z nią stosuje minimalną ilość słów, lub pomruków. Ona biega za nim i pyta "czy przynieść ci to, czy przynieść ci tamto", a on na to reaguje agresywnie, bo że on nie chce jogurtu malinowego tylko brzoskwiniowy itp.

Nie wiem co zrobić. Jak podchodzić do niego? Jak podchodzić do jego mamy? Z chłopakiem dużo rozmawiamy ostatnio na ten temat, zazwyczaj staram się zawsze chwalić, jeśli coś zrobi - jak ugotuje obiad, jak zrobi śniadanie, jak pościera stół, czy umyje wannę. Że jest mądry, że tyle potrafi, że pomoże mi zawsze w komputerze itp. Ale czy to się nie skończy tak, że ja będę za nim biegała, a on będzie w stosunku do mnie taki jak w stosunku do swojej mamy? Bardzo się boję jeśli chodzi o moje relacje z jego mamą - staram się minimalizować kontakt jak najbardziej, bo zwyczajnie nie wiem co robić. Moi rodzice byli wręcz porozrywani przez skłóconą rodzinę - mam na myśli teściów, padało wiele wyzwisk, obelg, wręcz rękoczynów. Doświadczałam tego jako dziecko, nie chcę doświadczać tego jako osoba dorosła. Nie chcę powtórki z rozrywki.

A co Wy o tym wszystkim myślicie?
121212
 
Posty: 3
Dołączył(a): 1 lis 2011, o 19:52

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez ewka » 2 lis 2011, o 10:11

121212 napisał(a):Chodzi od prawie roku na terapię, jest coraz lepiej generalnie.

Bardzo dobrze, że chodzi na terapię!
Skoro odkrywasz wpływ matki na niego - to prawdopodobnie on również to odkrył. I tutaj macie gwarantowaną wygraną. Nie mieszkacie z nią - to kolejna wygrana. Nie uda Wam się jej zmienić... ale gdy on się zmieni (a terapia daje gwarancję prawie 100%) - ona będzie musiała zmienić się sama. I tym sposobem jakoś Wam się to wszystko ułoży... ja w każdym razie takie myślenie bym sobie obrała.


121212 napisał(a):Ale czy to się nie skończy tak, że ja będę za nim biegała, a on będzie w stosunku do mnie taki jak w stosunku do swojej mamy?

Nie musi tak się skończyć, jeśli nie będziesz mu mamuśkowała.
A dzisiaj jego stosunek do Ciebie jest trochę podobny do tego, jaki ma do matki?
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez Abssinth » 2 lis 2011, o 11:31

On się zaczyna stawiać, ja boję się, że jego rodzice odbiorą to, jako że ja nastawiam partnera przeciwko nim. Nie chcę nastawiać, powtarzam mu, że obojętnie jacy by nie byli rodzice, to zawsze jak znajdzie się w poważnych kłopotach, to oni mu pomogą, że jak by nie było oni go wychowali, dlatego należy im się szacunek.


po pierwsze - czym sie bardziej przejmujesz, szczesciem Twojego chlopaka, czy tym, co sobie pomysla o Tobie jego rodzice? Jestes jego partnerka czy ich partnerka? po drugie - nikomu nie nalezy sie szacunek z samego faktu bycia rodzicem. Jesli ktos zachowuje sie toksycznie, niszczac poczucie wartosci wlasnego dziecka, wpychajac je w wieczna zaleznosc i wieczna niesamodzielnosc - nie zasluguje na szacunek. Ten czlowiek dzieki takim 'rodzicom' musi przechodzic terapie!!! Oni go zniszczyli do tego stopnia, ze musi sie przez nich leczyc - czy naprawde uwazasz, ze on jest im cos winien? Ze mozna na nich liczyc?

w tej sytuacji najlepszym wyjsciem dla Twojego chlopaka byloby zerwanie stosunkow na jakis czas, podczas gdy przechodzi terapie i uklada sobie w glowie, czego naprawde chce od zycia. Terapia polega miedzy innymi na tym, by sie z uzaleznienia od chorych ludzi wyleczyc i pozbyc 'prania mozgu', ktore wmowilo dziecku, ze 'jacy rodzice nie sa, nalezy im sie szacunek'. Czy uwazasz, ze ofiara kazirodztwa tez powinna miec szacunek do tatusia lub mamusi, ktorzy popelnili takie czyny?
Sytuacja, w ktorej psychika dziecka zostala na tyle zniszczona, ze jako dorosly czlowiek musi chodzic na terapie, zeby ja jakos naprawic, jest porownywalna. Tutaj nie bylo fizycznego gwaltu - ale zostal popelniony gwalt na psychice dziecka, cos co rzutuje na jego cale dalsze zycie.

wspieraj go, madrze badz przy nim.

Istnieje niebezpieczenstwo, ze bedzie Cie traktowal tak jak swoja matke...ale tylko wtedy kiedy Ty bedziesz sie zachowywac jak jego matka.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez 121212 » 2 lis 2011, o 13:39

Dziękuję za odpowiedzi:)

Abssinth napisał(a):Nie musi tak się skończyć, jeśli nie będziesz mu mamuśkowała.
A dzisiaj jego stosunek do Ciebie jest trochę podobny do tego, jaki ma do matki?


Generalnie, nie jest podobny, ale powiem szczerze, że czasem mój chłopak ma takie wyskoki. Odkąd zaczął chodzić na terapię to takie rzeczy zdarzają się dużo rzadziej, chociaż nadal są. Ja wychowałam się w rodzinie gdzie żony biegały za mężami - prały, sprzątały, gotowały, pracowały, wychowywały dzieci, a mąż pracował, ale nie uczestniczył w tzw. obowiązkach domowych. Mam wrażenie, że sama mam wdrukowaną taką wizję - jak nie pozbiera po sobie skarpetek to mam wrażenie, że do moich obowiązków należy, żeby je pozbierać. Że do moich obowiązków należy, żeby ugotować obiad i żeby go wyręczać. Odkąd mieszkamy razem on rzadziej zajmuje się takimi rzeczami.

To wychodzi na to że wchodzą w jakąś rolę? Mam się powstrzymać od zbierania skarpet? A mi się wydaje, że to będzie znaczyło, że jestem złą kobietą dla niego. Wiem, że to głupie, ale tak zawsze było u mnie w domu. Mama zawsze mi mówiła, że kobieta musi ugotować, posprzątać, wyprać etc. A ja własnie zawsze miałam opory przed tym, tzn. jestem trochę bałaganiara i nie lubię gotować, ale kiedy przeprowadziłam się do niego to zauważyłam jakąś dziwną zmianę w sobie - zaczęłam robić wszystkie te rzeczy i czerpać z tego przyjemność(?). Z tego wszystkiego co przedtem było dla mnie źródłem frustracji jedynie. Może dlatego, że mama zawsze powtarzała mi, że nie potrafię np. gotować. Mówiła; "ty nie rób tego, nie gotuj bo przypalisz". Jak posprzątałam salon, to krzyczała że nie posprzatałam kuchni, jak uprałam sobie rzeczy to się ze mnie śmiała że nie w tym programie i mi zafarbowało. Nie lubiłam robić tych wszystkich rzeczy. A teraz to robię i mi wychodzi, partner dziękuje mi za obiad, dziękuje za to że cośtam posprzątałam i ja się czuję fajnie, czuję się kobieco(???) Po przeprowadzce znalazłam pracę w dosłownie 2 tygodnie, zaczęłam się uczyć angielskiego, czuję że rosną mi skrzydła. A tu wychodzi na to, że wpadam w jakąś rolę.

W rodzinie mojego chłopaka żony nie biegały za mężami. Właściwie to jego tato robi obiady, i to mi się spodobało, jak tam byłam. A sama widzę teraz, że działam w przeciwnym kierunku - zaczynam wyręczać mojego chłopaka w takich rzeczach.

Ale jak ja mam to zrobić? Mam mu kazać sprzątać? Zawsze jak coś robi w domu to bardzo go chwalę, ale zaczynam go w tym wyręczać. Mam mu kazać, żeby zbierał swoje skarpety? Czy to ma być tak, że ja będę dbała o swoje rzeczy, on dbał o swoje, a porządki mamy robić razem. Ja mu na razie nie mówię nic w stylu "posprzątaj to" "zrób tamto" "wynieś śmieci", robi to kiedy chce, ale coraz rzadziej. A czasami, jak mi coś przeszkadza, to wolę sama sprzątnąć jego bałagan, niż mówić mu, żeby to zrobił.
121212
 
Posty: 3
Dołączył(a): 1 lis 2011, o 19:52

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez Abssinth » 2 lis 2011, o 14:15

Ja wychowałam się w rodzinie gdzie żony biegały za mężami - prały, sprzątały, gotowały, pracowały, wychowywały dzieci, a mąż pracował, ale nie uczestniczył w tzw. obowiązkach domowych. Mam wrażenie, że sama mam wdrukowaną taką wizję - jak nie pozbiera po sobie skarpetek to mam wrażenie, że do moich obowiązków należy, żeby je pozbierać. Że do moich obowiązków należy, żeby ugotować obiad i żeby go wyręczać.


no popatrz,a jego mama ma wdrukowane, zeby biegac za dzieckiem i wyreczac, i wszystko robic kolo niego....i efekt koncowy jest dokladnie ten sam - on ma nic nie robic, kobieta (matka/partnerka) bedzie latac kolo niego i robic, i odczuwac szczescie i rozkosz plynace z tego faktu, ze moze Mu sluzyc.
Swieca mi sie tutaj czerwone lampki, bo jesli wchodzisz w ta sama role, jaka pelnila jego matka, to niestety przyczyniasz sie do jego odgrywania tego samego schematu w przyszlosci. Albo, jesli terapia mu pomoze i on zrozumie, ze to nie jest zdrowe, po prostu zabierze zabawki i odejdzie tworzyc zwiazek partnerski z kims, kto bedzie traktowal go jak pelnoprawnego czlonka rodziny, a nie jakiegos niepelnosprawnego, dla ktorego podniesienie skarpetek i wrzucenie ich do kosza na pranie to zadanie ponad sily.

calosc Twojego postu mnie przeraza, wynika z niego, ze w Twojej wizji rodziny kobieta jest takim robotem do sprzatania i latania za ksieciem i panem Mezem...
jesli sprawia Ci to przyjemnosc - to super. Jesli tak chcesz widziec swoje cale zycie - to super.

ale sa inne opcje...i bylabym za sprobowaniem innych wersji zycia z partnerem.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez ewka » 2 lis 2011, o 14:40

121212 napisał(a):Zawsze jak coś robi w domu to bardzo go chwalę, ale zaczynam go w tym wyręczać.

Chwal dalej... ale na litość Boską - NIE WYRĘCZAJ!Pomyśl przyszłościowo - będziecie mieli dzieci i o wieeele wieeele więcej obowiązków na głowie, a on JUŻ przyzwyczajony do wyręczania. I co? Sama zostaniesz ze wszystkim. Ja takiego modelu nie polecam. I druga rzecz przyszłościowa - mogłabyś się okazać taką matką, jak jego matka. Chciałabyś tak dla swojego syna?

Myślę, że bycie taką "kwoczką" daje Ci jakąś satysfakcję... to zrozumiałe, takie rozpieszczanie i sprawianie przyjemności kochanej osobie jest fajne. Ale... ale jest ale i ja bym radziła nie zapominać i nie zatracać w tym wszystkim równowagi. Bo jak się przechyli, to potem trudno naprostować. Wiem co mówię.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez 121212 » 2 lis 2011, o 14:56

To co ja mam robić? Jak ja mam robić? Też palą mi się czerwone lampki i widzę, że muszę trochę zmodyfikować swoje zachowanie, póki jeszcze nie mieszkamy ze sobą długo i wszystko dopiero się krystalizuje. A przy tym wszystkim po prostu czuję że muszę mieć kontrolę - jak jej nie mam nad wszystkim to czuję się bardzo zagrożona i to jest uczucie bardzo silne, wręcz paraliżujące.
Nie wiem, może też pójdę na terapię. Po prostu płakać mi się chce, jakie to wszystko jest popieprzone. Jak ja jestem.
121212
 
Posty: 3
Dołączył(a): 1 lis 2011, o 19:52

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez Abssinth » 2 lis 2011, o 15:27

A przy tym wszystkim po prostu czuję że muszę mieć kontrolę - jak jej nie mam nad wszystkim to czuję się bardzo zagrożona i to jest uczucie bardzo silne, wręcz paraliżujące.

O. I tu sie zatrzymaj i pomysl nad tym.
Czy to sprzatanie i krzatanie sie daje Ci poczucie kontroli? Podejrzewam, ze jego matka tez robi to z tego samego powodu - nie dajac mu dorosnac, czuje, ze ma nad 'malutkim syneczkiem' taka sama kontrole, jak miala, kiedy mial 2 latka (celowo przesadzam troszke, ale wiesz chyba o co mi chodzi)

Skad taka potrzeba kontroli? Co sie stanie, jesli nei bedziesz miala nad czyms kontroli, co Cie tak przeraza?
Nie wiem, może też pójdę na terapię.

tez mi sie wydaje, ze byloby to dobre rozwiazanie :)

jakie to wszystko jest popieprzone. Jak ja jestem.

ojtam ojtam, od razu popieprzona :)
bardzo, bardzo wiele osob tak ma - i ida przez cale zycie powielajac taki wzorzec, jaki im dano, bezrefleksyjnie, tylko zastanawiajac sie czemu swiat jest taki zly dla nich, przeciez tak sie poswiecili i starali, zeby bylo dobrze :P

Ty juz jestes do przodu, bo sie nad tym zastanawiasz - to jest niesamowity krok do przodu!

wiec ywplacz sie, jesli Ci tego trzeba, a potem zgrabny tyleczek w troki i do terapeuty! :)
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez ewka » 2 lis 2011, o 18:26

121212 napisał(a): Po prostu płakać mi się chce, jakie to wszystko jest popieprzone. Jak ja jestem.

Ty nie płacz Kochana, ale ciesz się, że widzisz to co widzisz. Bo jak widzisz, to możesz złapać za rogi... a nie że kiedyś tam ockniesz się z ręką w nocniku.

A powiedz, co tak musisz koniecznie kontrolować? To dorosły facet i jeśli coś spieprzy (co? skarpetki wylądują obok kosza? kupi nieświeży chleb? śmierdzącego kurczaka? czy co on takiego może zrobić, że się świat zawali i MUSISZ kontrolować?)... a jeśli jednak coś spieprzy, to następnym razem już nie spieprzy. Jest dorosły i wydawałoby się, że trzeba zaufać. Samemu wszystko dźwigać i mieć na swojej głowie... nie pchaj się w to Kochana. Nie pchaj.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: relacje 29-letniego syna z matką

Postprzez Forsaken » 12 lis 2011, o 18:30

Hejka. Taki maly wtret od kogos kogo mama pakowala, scielila mu i robila sniadanka... Wszystko jest git jak sie jest z kobieta ktora przejmie te obowiazki, ale jak sie zostaje samemu to kompletnie nie potrafi sie tego ogarnac. To jest wynik wyraczania syna we wszystkim przez matke. Jesli potem kobieta wejdzie w ta role, to niejako bedzie sie nim opiekowac, tak jak matka. Dla niego nic sie nie zmieni w postrzeganiu swojego polozenia wzgledem kobiety, Bedzie go wyreczala we wszystkim... Nie wiem czy wtedy pszenosi sie na kobiete swoje urazy do matki. Wiem ze sie ja troche tak postrzega, jak matke, opiekunke. Moze podzielcie sie obowiazkami calkowicie po polowie... tzn raz on robi pranie, raz Ty, raz on gotuje obiad raz Ty - wtedy w waszym zyciu nie bedzie takiej zaleznosci ze jedna osoba dba o druga. A jezeli to niczego nie zmieni, to przynajmniej nauczy go tego czego nie nauczyla go matka przez cale zycie - samodzielnego ogarniania spraw wokol siebie... Jesliby potem nie daj Boze zostal sam, to nie bedzie zyl na zupkach chinskich, tylko bedzie potrafil o siebie zadbac... Mnie tego zadna nie nauczyla, ale za to mam takie szczescie ze odwiedzi mnie czasem byla i posprzata i upierze i porzadny obiadek zrobi 8)
Avatar użytkownika
Forsaken
 
Posty: 596
Dołączył(a): 22 wrz 2008, o 02:26


Powrót do Rodzice

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 234 gości