To była bardziej metafora - w sensie, że poczułam się spokojnie i na właściwym miejscu. Zaskoczyło mnie to uczucie... Wręcz mnie przeraziło... Bo przecież byłam tak zmotywowana, żeby nie zmienić podjętej decyzji, i nawet nieźle sobie radziłam, aż do tego spotkania - kiedy wszystkie pozytywne uczucia wróciły.
Wciąż szukam w sobie siły na podjęcie tej decyzji... Była jednak jedna sytuacja, która mnie przeraziła. Spotkałam się jakiś czas temu z kolegą z pracy, któremu na mnie zależy i którego ja zawsze bardzo ceniłam, nawet myślałam, że jak mi nie wyjdzie z Eksem to być może będę kiedyś z nim. Chciał mnie pocieszyć... przytulił mnie - ogólnie chyba zinterpretował to spotkanie jako sygnał ode mnie, że chcę z nim spróbować, wziął mnie za rękę etc.
Ale ja za każdym razem jak on próbował się do mnie zbliżyć, czułam się strasznie nieswojo i obco, chciałam uciec. I kilka dni później zobaczyłam byłego i nie mogłam powstrzymać łez, tak bardzo chciałam go przytulić... Aż w końcu to zrobiłam... Wtedy poczułam się... jak w DOMU... Jakby przy nim było moje miejsce...
Spanikowałam, jakbym już nigdy nie miała tego poczuć przy nikim innym...
Kaycee, czy gdyby byla szansa na to zeby Twoj byly zmienil postawe, skorygowal niewlasciwe reakcje, to czy czekalabys do czasu az tego dokona?
... Czy moze nie zawracalabys juz sobie tym glowy i skupila sie na... Hmm, "przyjacielu"... zawsze znajdzie sie pocieszyciel...
Pytam dlatego, wyglada na to ze cale Twoje dotychczasowe wnioskowanie opiera sie na zalozeniu ze ludzie sie nie zmieniaja, wiec i on sie nie zmieni... A to nie jest do konca prawda. Bo przeciez ludzie sie zmieniaja i to w miare czesto, tyle tyle ze nie robia tego zwykle dopoty, dopoki naprawde nie musza... Kiedy jeszcze wszystko wokol jakos funkcjonuje, ciezko nam znalesc motywacje, impuls do tego by popracowac nad soba. I tak to trwa... w zawieszeniu...
Jednak kazdy z nas moze sie zmienic (na lepsze lub na gorsze) i kazdy z nas nie raz zmienil( jakies zachowania czy nawet poglady). Kiedy ma odpowiednia motywacje (czytaj porzadnego kopniaka w dupe pd zycia), kazdy odkrywa w sobie nagle nowe poklady kreatywnosci.. Tak to bywa ze dopiero jak juz sie wszystko zaczyna walic, wtedy zadajemy sobie ten trud by zastanowic sie nad soba... czy przypadkiem nie robimy czegos zle. Mozliwe ze i on sobie przemysli...
Z drugiej strony, osobiscie postrzegam wasza sytuacje, bardziej jako na taka niby separacje niz faktyczne rozstanie. W koncu, byliscie razem wiecej niz niejedno malzenstwo, a rozwodu nie dostalabys bez okresu separacji
Chodzi o to ze Twoj facet moze sie zmienic - to jak najbardziej mozliwe, a nawet prawdopodonbe...
Pytanie tylko czy masz ochote na to czekac - bo jesli juz rozwazasz, nawet w wyobrazni bycie nowym zwiazku, z przyjacielem... No sorry, pol kroku masz juz zrobine. Jestes calkiem blisko, by za soba spalic ostanie mosty i... Kaycee, sama wiesz ze jesli cokolwiek wydarzyloby sie miedzy Toba a "przyjacielem" z pracy, nie uda sie juz wam odbudowac normalnych relacji, normalnego zwiazku.. On tego nigdy nie przezyje... Zazdrosc chyba najciezej jest w sobie stlumic...
Dlatego nie wierzylbym w jego opowiesci o milosnych podbojach - ludzie zalamani i zdesperowani nie przyciagaja urokiem (w dodatku z jesli sie ma ciezki charakter, jak wynika z opisu). Mowi tak bo podejrzewa ze cos iskrzy miedzy Toba i Twoim przyjacielem. I ma poniekad racjie... Mowi tez tak zeby w Tobie zazdrosc wzbudzic, bo sam jest o Ciebie szalenie zazdrosny, sama wiesz teraz to chyba jeszcze bardziej niz zwykle - skoro czujesz ze masz wolna reke.... Mowi tez tak zeby podniesc swoja wartosc w Twoich oczach, bo pewnie predzej zechcialabys wrocic do faceta, za ktorym uganiaja sie wszystkie laski
To takie chwytanie sie juz kazdej ostatniej deski ratunku zeby Cie jakos odzyskac.
I to jest wkasnie ten moment kiedy on moze sie zmienic, wystarczy ze przeczyta kilka madrych ksiazek, zeby sie odmienic calkowicie. Zeby wreszcie wiedzial jak nalezy wlasciwie postepowac z innymi ludzmi... To zadna magia - chyba kazdy doznall kiedys tegoo uczucia olsnienia, po przeczytaniu swojego wlasnego opisu w jakiejs ksiazce. To tak niewiele wysilku, a jak potrafi odmienic nasze spojrzenie na rzeczywistosc...
Kaycee. chyba wierzysz ze przeczytalby dla Ciebie i dla ratowania waszego zwiazku, kilka pozycji ksiazkowych ktore sama bys mu wybrala?
Mysle ze kazdy czlowiek moze sie zmienic (poza wyjatkami potwierdzajacymi regule). Wierze w to, bo ja sam sie zmienilem w bardzo podobnych okolicznosciach. Wlasnie gdy rozpadl sie moj dlugi zwiazek. I mimo ze kochamy sie do tej pory, nigdy sie tego juz nie da poskladac do kupy - bo ona zbyt wczesnie spalila za soba mosty... z tzw "dobrym kolega" - nomen omen, ksywka "Mily",
Nie zycze tego nikomu bo to przykra sytuacja...
Tamten romans juz dawno sie dla nikogo nie liczy, ani tamten nasz zwiazek.
Ja gdybym byl na Twoim to naprawde dalbym mu szanse sie wyazac.
Wiem - inni pisza zebys sie uwolnila jak najszybciej z toksycznego zwiazku, postawila na nim krzyzyk i zaczela nowe zycie... Wiem rowniez ze Twoj facet ma uciazliwe i denerwujace wady, ze nie da sie tak zyc, zgadzam sie z tym i popieram decyzje ktora podjelas. Ale sadze przy tym, ze musial miec chyba jakies calkiem znaczace zalety, skoro wytrzymalas z nim tyle lat... Nie warto dac osobie z ktora sie spedzilo szmat zycia szansy na poprawe?
Wiem rowniez, ze gdyby moja byla zona wtedy zapytala sie na forum, jak powinna postapic w naszym przypadku, to zostalbym z miesca osadzony, skazany i stracony... A jednak chociaz tak wlasnie sie to nam ulozylo to ta droga nikomu szczescia nie przyniosla.
Nie namawiam Cie Kaycee, bynajniej do tego bys do niego zaraz wrocila, albo tym bardziej, zebys zaakceptowala jego niedobry charakter, prosze jedynie zebys dala mu sznase sie wykazac i poczekala nieco, az ziomek wypoleruje sobie troche aureolke....
A ja oczywiście zachodziłam w głowę... Co mam zrobić - iść czy nie iść...
Kolejna perfidna manipulacja, dokładanie mi ciężarów, żeby mi nie było zbyt łatwo, skoro on cierpi...
Pamietaj ze on cierpi bez porownania bardziej niz Ty - to on jest tym porzuconym przez partnera... Okaz mu choc troche wspolczucia - na pewno jest mu teraz ciezej niz Tobie
Napisalem do Ciebie Kaycee, dlatego ze wydaje mi sie ze Ty go wciaz kochasz... Takie mam odczucia kiedy czytam Twoje posty... Sorry, moge sie mylic - taki jest tylko moj osobisty odbior tego co napisalas..
Drgnela we mnie tez pewna stara zakurzona struna i na chwile wrocilem czasu kiedy kiedy to wazyly sie moje losy...
P.S. W tamtym okresie zycia tez zadzwonilem do zony w sprawie peknietego zebra
- tak naprawde to byl tylko duzy krwiak, ale "pekniete zebro" brzmi dramatyczniej... nie jak jakis tam siniak, w kazdym razie
P.P.S Na koniec fajna nuta dla wszystkich wspanialych kobiet na froum:
One...