Witam was,
mam taki problem i chcę się podzielić nim.
Problem zaczął się od dawna od jakiś 3 lat miałem początki depresji walczyłem z nią jak tylko się dało robiłem wszystko by te lęki pokonać udało się (przynajmniej tak myślałem)
Od bardzo dawna moje życie zaczęła wypełniać cicha rozpacz byłem ciągle przygnębiony nie umiałem sobie radzić z problemami wszystko było dla mnie takie trudne, nie łatwo umiałem się przełamać, byłem inny niż wszyscy nic mnie nie cieszyło ale rok temu poznałem naprawdę wartościową Dziewczynę która w pewnym stopniu ocaliła mnie pod tym względem że zacząłem normalnie funkcjonować cieszyć się z życia itp....zakochałem się tak na maxa.. kochaliśmy siebie do bólu granic razem robiliśmy wszystko...myślę że przeżyłem z nią najpiękniejsze chwile w życiu.Wszystko zaczęło się rok temu w sierpniu mój świat nabrał barw...ale niestety nic nie może wiecznie trwać....
Zaczęło się między nami psuć jakoś od marca ja ją kochałem nad życie ale niestety z jej strony chyba uczucie gasło w głębi duszy czułem to ale nic nie chciałem zrobić bo bałem się końca...i zaczęły się problemy...nasze dni nie były już takie piękne coraz częściej dochodziło do kłótni i praktycznie robiliśmy to codziennie.Niestety nie umiałem ja tego przerwać a ona nie potrafiła odejść wiedz by utopić smutek żal przygnębienie sięgałem codziennie do kieliszka myśląc że to rozwiąże problem niestety kłótnie były coraz częstsze jak i moje picie.Przyszedł maj wyjechałem za granice do pracy na miesiąc z jednej strony wyjechałem by nasz związek poddać próbie....udało się po dłuższej rozłące stwierdziliśmy że nie możemy żyć bez siebie byłem bardzo szczęśliwy z tego powodu
Myślałem że żyję w bajce która nigdy nie miała prawa się skończyć tak mijały piękne dni i noce bo byliśmy razem
ale posypało się (przyjaciele dawali mi sygnały że coś jest nie tak) w połowie wakacji dowiedziałem się że zdradziła mnie...załamało mnie to na maxa odszedłem od niej.Przez 2 tygodnie nie wychodziłem z domu piłem rozpaczałem.Byłem w takim stanie że straciłem prace oraz wyrzucili mnie z uczelni nie mogłem sobie z tym pradzić moje picie stało się codziennością..piłem trzeźwiałem i znów piłem.Przyszedł sierpień znów wyjechałem do pracy na miesiąc nie mogłem tak bez końca ponieważ mam kredyt kiedy byłem w szwecji znów się "zeszliśmy" niestety na krótko..wróciłem...byłem znów Szczęśliwy...zaczynaliśmy wszystko od nowa ale okazało się że znów zdradziła...odeszłem...zacząłem pić.....teraz piję codziennie i boję się że jak przestane to się załamie (dziś zostałem z brakiem pracy bez niej bez szkoły oraz z długami i chyba alkoholizmem) nie wiem albo nie chcę widzieć pomocy..ale myślę że jestem już dnem uciekam do butelki bo tak jest fajnie zapominam na chwilę..ale już to wiem że alkohol nie pomaga...i zacząłem próbować narkotyków by łagodzić ten ból....nie mam dziś nic nie widzę sensu życia...jestem bardzo znerwicowany...i boję się jednego bo kiedy jestem pijany wszystko jest ok a kiedy nie piję mam dziwne lęki jakieś obawy halucynacje:( nie wiem czy jest na to ratunek....boję się