Witajcie.
Historia będzie nie o mnie, ale wypadałoby się przedstawić.
Ja sama jestem jakoś uszkodzona. Już po terapii. Przeszłam przemocowy związek. Dość szybko się wykaraskałam (4 lata). Moje osobiste uszkodzenie polega na tym, że wybieram sobie do związków osoby niedostępne emocjonalnie, co jest skutkiem opuszczenia mnie przez ojca w dzieciństwie. Dlatego na jakiś czas rezygnuję ze związków.
Chciałam jednak zapytać o DDD.
O samym DDA jest wiele artykułów, o DDD natomiast brakuje.
Chciałabym coś poczytać, żeby zrozumieć kogoś, kto jest mi bardzo bliski.
Po związku z ojcem mojego dziecka nawiązywałam inne związki, ale żaden z nich nie był dla mnie ważny.
Miałam przez cały ten czas właściwie jedynego przyjaciela, który ogromnie mnie wspierał. W sumie przez jakieś 3-4 lata. Dużo mi pomagał i bardzo wiele mu zawdzięczam. Łączyła nas relacja tego typu, że wzajemnie się podziwialiśmy, ogromnie się różniąc. On podziwiał mnie za to, co humanistyczne, ja jego za zdolności ścisłe. Mamy dość podobne światy wartości. Największa różnica między nami polega jednak na tym, że ja realizuje się w działaniu i często działam bwałtownie i pochopnie. On zaś dużo analizuje, ale kiedy przychodzi do czynu, stwierdza, że nie potrafi - i poddaje się normom społecznym i cudzym oczekiwaniom. Może w wyniku tego przemocowego związku i terapii ja nauczyłam się być sobą i cieszyć z tego, że już nikt mi nie mwoi, jaka mam być, że moge robić, co chcę, ubierać się, w co chcę, myśleć, co chcę. Dla mnei to wielka frajda, że moge teraz bez obaw nie wierzyć w boga, kochać Afrykę, pojechac na koniec świata, okutać się w etniczne ubranie, być sobą - tak po prostu.
Ja i mój przyjaciel, Adaś, z czasem zaczęliśmy się widywac coraz częściej, i była w tym wielka fascynacja i wielka tolerancja. Choć dostrzegaliśmy podtekst, zgodnie twierdziliśmy, że to przyjaźń.
Jestem typową wariatką, ludzie się przy mnie otwierają, mają odwage skakać, tańczyć, bo i ja ją mam.
Adaś z czasem zaczął otwierać się i poznawać nowy świat. Zepsułam go trochę. NAuczyłam mówić brzydkie słowa, kiedy człowiek uderzy się młotkiem w palec, nauczyłam wychodzić na piwo i tańczyć, oddychać, miec odwagę tworzyć.
Romans wybuchł niespodziewanie dla nas obojga.
Był szalony zupełnie, jak to z romansami bywa, ale i pełen wad.
Adaś od 20 lat ma żonę. Od kiedy go znałam, ich małżeństwo był to jeden wielki problem.
Zdaję sobie sprawę, że kochance zawsze mówi się właśnie tak. "Zona mnie nie rozumie.", "Wcale ze sobą nie śpią".
Tak. Dokładnie to mówił. Zupełnie typowe, prawda? Złudne było dla mnie to, że mówił mi to, nawet kiedy byliśmy jeszcze tylko przyjaciółmi. Od lat próbował odejść. Ale NIE POTRAFIŁ. Był nadodpowiedzialny. Próbował od niej odejść rok przed tym, zanim go poznałam. Długo to przeżywał. Zakochał się wtedy bardzo. Nie powiedział o tym tej kobiecie, ale postanowił odejść od żony. Zniósł wniosek rozwodowy. A potem wycofał.
On jest DDD, a ona DDA.
Ona kocha go ogromną, toksyczną miłością. Są współuzależnieni. Kiedy chciał odejśc robiła wszystko - od samobójstwa, poprzez pobicie go kilkakrotne. W końcu został, bo - jak twierdził - nie umiał skrzywdzić, nie mógł patrzeć na to nieszczęście. Uważał, że ją zabija.
Nie mają dzieci. Ona nie pracuje, bardzo się zaniedbała (nadwaga - około 150 kg przy 160 cm wzrostu itd.). Ma ogromne kompleksy, dlatego prawie nei wychodzi z domu. Podobno wstydzi się siebie. Jest od niego uzależniona równiez materialnie. On dobrze zarabia. Ona nie.
Kiedy wybuchł nasz romans, dałam mu miesiąc na uporządkowanie swojego życia. Chciałam, zeby to zrobił humanitarnie. Właściwie, wiedząc, jak bardzo jest nieporadna, zastanawiałąm się, jak moge zarobić na alimenty dla Ani.
Stwierdził, że nie potrafi. Odeszłam.
Potem pisał różne rzeczy. Że mnei kocha, a ona jest jakby jego dzieckiem. Że za nią odpowiada itd. Że ona prawie miała zawał, jak się dowiedziała. Że go pobiła. Działy się straszne rzeczy.
Bardzo chciaąbym zrozumieć mechanizmy jego decyzji.
Czy ktoś z DDD moze się wypowiedzieć i pomóc mi zrozumieć?
O co chodzi a DDD z nadodpowiedzialnością?
Czy to możliwe, ze było, jak mówił? Czyli,że mnei kocha, ale nie potrafi, bo nie wyrzuca się psa? (Swoją droga, jak mógł ją porównac do psa!)
Teraz jest już po wszystkim.
Chcę jednak zrozumieć.
Zrozumienie - tak myślę - może pomóc mnie nie pakować się w historie dla mnei złe.
Mam nadzieję, że zechcecie tłumaczyć mi to z życzliwością i cierpliwością, nie potępiając za romans z żonatym facetem.
Pzodrawiam ciepło!