żałoba po mamie

Dorosłe Dzieci Alkoholików.

żałoba po mamie

Postprzez felicity » 21 paź 2011, o 22:46

Byłam dzisiaj w mieście, gdzie mieszkałam kiedyś, gdzie się wychowywałam i gdzie popełniła samobójstwo moja mama. Minęło Nie wiem jaka jest recepta co dalej. Wszystko mi się pomieszało.

Mam wrażenie, ze jestem jeszcze dalej od boga, wiary i siły wyższej niż kiedykolwiek dotąd. I wkurwia mnie dosłownie jak w pracy umiera dzieciak mojej koleżanki na raka i wszyscy ją obskakują, pocieszają, pytają i pomagają. Mnie nikt nie pyta jak sobie radzę. Wiem, wiem napiszecie, ze nie wolno porównywać, że ból dziecka to coś innego, że to najstraszniejsze dla matki jak umiera dziecko itd. ale do mnie to nie przemawia. Czy depresja to mniej ważna choroba? Jakaś top moda na nowotwory zapanowała- tym to się współczuję, to szlachetnie, a o depresja to wstyd, zakazany temat i przemilczany. Nikt nie pomyśli, ze to ludzie, którzy nawet nie umieją się w sobie zebrać, aby poprosić o pomoc, że nie mają najzwyczajniej siły wykończeni przez alkoholizm tych pseudo najbliższych.

Niektórzy moi znajomi zrywają kontakt jak piszę co się stało, nie próbują zrozumieć, dopytać, na swój sposób to przykre.
Czuję żal. Zal, który się wylał. Żal do lekarzy, że zmarnowali ludzkie życie, żal do siebie, że nie zareagowałam w porę jak należy, żal do tych wszystkich podłych alkoholików, którzy myślą o własnych tyłkach, żal do boga, że nie postawił na jej drodze kogoś kto by powiedział, ze tak nie można i zmienił bieg wydarzeń. Teraz my z tym będziemy żyć. Już nigdy to się nie odwróci. Nie ma drugiej szansy, nie ma iluzji, że to sen. Wszystko to prawda, wyryta ostra i przenikliwa prawda.

JAk ja mam teraz dalej żyć bez niej? Co mam o tym myśleć, wierzyć w bajki, ze jest drugie życie i w czyśćcu odkupi swoje winy za grzechy? Odrodzi się w jako inny człowiek zatem i tak będzie musiała przejść swoje, nie ominą ciemne strony życia? Zresztą jak powiedzieć komuś, że za mało się wycierpiał żyjąc z alkoholikiem i chorując na depresję albo tym co przeszli obozy i męki? Przecież to z założenia jest absurdalne!
Może nic nie ma dalej, bo gdzie Ci wszyscy ludzie się zmieszczą? Może jest dużo światów...Albo te duchy, które ludzie wywołują, fałsz czy prawda? A egzorcyzmy? Panoszący się diabeł w duszy czy ludzki obłęd? Dziesiątki pytań mam w głowie.

Dopóki żyła moja mama myślałam, że jestem. Teraz jak jej nie ma nie wiem czy nadal istnieję w takim sensie jak wcześniej. Przez te ostatnie wydarzenia moje życie raz wydaje mi się obojętne, że mogłabym je podarować, roztrwonić, a innym razem ważne i wartościowe.

Przeszłam niedawno terapię DDA i byłam taka przekonana, ze poukładałam sobie w głowie wiele kwestii dotyczących samej siebie, przeszłość, nowe plany, cele i zadania. Na nowo rozpadł mi się świat.
Chodzę do pracy, wykonuję zadania, wstaję rano, bo wiem, że jak tego nie zrobię będzie jeszcze gorzej.

Jak myślę o 1 listopada to czuję przerażenie. Każda wizyta na grobie kończy się albo totalną albo niemocą do robienia czegokolwiek i wtedy płacz nie ma końca jak teraz.

Między nami bywało różnie. Mam mnóstwo wspomnień o wszelkich kolorytach, ale tęsknię za nią.
Zycie samo w sobie jest już dla mnie inne. Nieprzewidywalne i kruche.I nabieram przekonania, że w każdej chwili może mnie tu nie być z własne woli albo woli kogoś drugiego. Jestem i za chwilę mnie nie ma. Nie oddycham, nie czuję, nie żyję, nie istnieje moja świadomość tylko ciało, które będzie się rozkładać przez lata.

Jak mam się z tym mierzyć codziennie to trudno mi uwierzyć, że będę umiała się kiedyś jeszcze śmiać.

Zresztą przyszłość wydaje mi się czym nad czym i tak nie mamy żadnej kontroli, więc po co tyle o niej myślimy, po co planujemy przyszłe wakacje skoro możemy ich nie dożyc?
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez Abssinth » 22 paź 2011, o 15:53

Felicty...kazzdy bol dla osoby przezywajacej ten bol jest najwiekszy.

Wiec ja na pewno nie powiem, ze bol matki po stracie dziecka ma Tobia przyslaniac Twoj bol po stracie Mamy...

przytulam Cie mocno...

i jeszcze - boje sie o Ciebie, boje sie, ze Ty tez mozesz popadac w tym moencie w depresje...to co piszesz o poczuciu bezsensu, ze zycie sie w kazdej chwili moze skonczyc...myslalas o tym, by wybrac sie do lekarza? do psychologa, moze nawet psychiatry?

sciskam mocno jeszcze raz
:kwiatek:
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Re: żałoba po mamie

Postprzez Księżycowa » 22 paź 2011, o 23:51

A ja Cię podziwiam felicity, że masz siłę wstać i wykonywać codzienne czynności, bo zdajesz sobie sprawę, że inaczej może być gorzej... :kwiatek:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 23 paź 2011, o 13:56

Byłam u psychologa, ja to racjonalnie pojmuję od początku. Czytałam o etapach żałoby, ze się przeplatają i żal i złość, ale jak jestem w mieście, gdzie mama mieszkałam albo jadę na cmentarz to jest najtrudniej wrócić do codziennych obowiązków. Mam na uwadze wizytę jak przestanę sobie radzić, zresztą wizyty nie są dla mnie jakąś trudnością samą w sobie. Trudno mi poskładać do kupy nową jakość życia i mam wrażenie jakby część tego procesu działa się poza moją świadomością. Żal jest przeogromny. Nigdy w swoim życiu nie czułam go tak intensywnie. To głębokie i silne uczucie. Inne emocje nawet jak się pojawiają są tłem. Nawet nie myśląc o tym co się stało myśli powracają same, w snach, w przedmiotach, zdjęciach, mailach. I ten klimat śmierci w pracy. Rozmów o Pawełku, który umiera. Tego jaką troską otaczają moja koleżankę inni. Tego, ze nikt nie pyta. Dla mnie to za dużo.
W jakimś stopniu sobie radzę i nie wiem czy opowiadanie psychologowi i rozdrapywanie to dobry pomysł. Chodzę do pracy, sprzątam, gotuję, czytam, chodzę do kina, ale jest inaczej.Obawiam się 1 listopada, a jeszcze bardziej wigilii. Pierwsza wigilia bez mamy. Nie chcę jej w ogóle obchodzić. Zresztą nie wiem czy nie okaże się, że nie spędzę jej sama.
Przestałam być córką. Dla mojej mamy nieodwołalnie w maju, a dla mojego ojca, który żyje i dalej się degeneruje i nadal chleje niby jestem niby nie jestem.
To jest bardzo hard-rockowa lekcja pokory.
Dziękuję za Wasze wpisy, to ważne, że nie ma głuchej ciszy.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez marie89 » 23 paź 2011, o 14:21

Chciałabym napisać coś, co choć przyniosłoby odrobinę ulgi.. Ale nie znam takich słów, ani gestów...

Straciłaś kogoś bliskiego... i starasz się zrozumieć tę stratę... Złość, czy rozpacz... to emocje nie do uniknięcia.

Nauczysz się żyć dalej... Emocje będą inne... Pewnie tak. Na to potrzeba czasu...

Martwi mnie jednak, że szukasz w sobie winy.. czegoś złego.. że..

Felicity.. nie mogłaś tego przewidzieć... Nie wiń się.

Nie da się cofnąć czasu... Trzeba iść dalej.
marie89
 

Re: żałoba po mamie

Postprzez Justa » 26 paź 2011, o 00:42

felicity, nawet nie wiesz, jak bardzo poruszyły mnie Twoje słowa... wyobrażałam sobie siebie w takiej zachwianej rzeczywistości, po utracie fundamentów, po utracie bazy jestestwa, w innej rzeczywistości, bez możliwości powrotu tego, co było, z nie ukojoną tęsknotą - i chociaż z pewnością nie udało mi się do końca poczuć to, co Ty czujesz - to już i ta dawka mnie zmroziła i to mocno.
Jak się odnaleźć w innym świecie? Nie wiem. Jak to poukładać? Nie wiem.
Ale wiem, że masz teraz w życiu wyjątkowo trudny czas, na który nie miałaś i nie masz wpływu i podejrzewam, że nawet to, co piszemy - jest tylko tłem, echem w Twoich uszach - to, że decyzja Twojej Mamy widać była dla niej w tym momencie najlepsza, że ulżyła sobie w cierpieniu itd.
Tylko że tutaj zostałaś TY. I Ty mierzysz się z konsekwencjami przebudowy świata, z konsekwencjami utraty tożsamości bycia córką, z zachwianiem korzeni.
Czy masz możliwość wyrażenia gdzieś swojego ogromnego żalu, złości? Jakiś sposób by dać im ujście?
Justa
 
Posty: 1884
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 18:06

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 27 paź 2011, o 09:57

felicity napisał(a):Dopóki żyła moja mama myślałam, że jestem. Teraz jak jej nie ma nie wiem czy nadal istnieję w takim sensie jak wcześniej.

Felicity, w takim samym sensie na pewno nie... ale w innym na pewno tak.

Wierzę, że w życiu dzieje nam się "po coś" i TRZEBA z tego wyciągnąć pozytyw - on jest, ja jestem o tym przekonana. Fakt, kiedy jest bardzo ciężko, to raczej walą w nas same negatywy i trudno się doszukać... ale to nie znaczy, że go nie ma. W jakimś większym obszarze i zasięgu na pewno jest. Musi być. I myślę, że warto tak uczyć się patrzeć.

Wydaje mi się też, że śmierć samobójcza jest trudniejsza do przeżycia dla najbliższych. Trudniej się pogodzić i gdzieś tam w środku zaakceptować, że tak właśnie ktoś zdecydował... a tę decyzję trzeba zaakceptować i uszanować. Nie ma innej możliwości. Tak Cię czytam Felicity, że bardzo Ci trudno to zrobić. Myślę, że to przyjdzie z czasem.


felicity napisał(a):Przez te ostatnie wydarzenia moje życie raz wydaje mi się obojętne, że mogłabym je podarować, roztrwonić, a innym razem ważne i wartościowe.

Twoja mama na pewno nie chciałaby, aby Ci się roztrwoniło.

Ten czas w okolicach 1 listopada jest właśnie takim czasem sprzyjającym takim właśnie refleksjom i tęsknotom. I chyba każdego z nas jakoś bardziej nachodzi. Tak to już jest. Jest też masa "rzeczy" na codzień, które będą przypominać - jakiś zapach, jakieś miejsce, jakaś melodia, kolor, ulubiona zupa i miliony innych.... dzięki temu ONI są ciągle blisko nas.

Ściskam
:cmok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 28 paź 2011, o 18:17

Z pewnością 1 listopada to czas refleksji o tych, którzy nie żyją. Dlatego jak mantra przypomina mi się pobyt w szpitalu, jak rozmawiamy z lekarką o tym co się stało, że pierwsza doba jest decydująca, że nawet jak przeżyje to i tak nie będzie z nią kontaktu, będzie leżeć przykuta do łóżka już na zawsze. jak wychodzimy kupić maść i gąbki i nie mogę uwierzyć w to wszystko i w kółko powtarzam do mojego brata "co ona zrobiła!?...co ona zrobiła?" Pamiętam bardzo wyraźnie ten dzień i całą noc czuwania na telefon ze szpitala. Obrazy samoistnie powracają. Nawet jakoś specjalnie starać się nie muszę. To był szok. Wyrwanie z codzienności i rzucenie w nową. Trudniejsza i nieznaną.
Kojarzą mi się miejsca, sklep w którym ostatni raz coś kupowałyśmy, zapach gruszki, które uwielbiała, serial, który oglądała, zespól w radiu, dużo tego jest. I drażni mnie jak ktoś mówi, że jedzie do mamy, musi proozmawiac z mamą, dzwonił do mamy. Ja już nigdy tak nie powiem.
Raz wydaje mi się, że mogłabym gdzieś wyjechać, rzucić moje obecne życie, zostawić je za sobą, a za chwilę, ze to bez sensu po co zmieniać cokolwiek.

W pracy czuję się nijak. W końcu dla nich nic się nie stało. Społeczeństwo oczekuje podświadomie, że szybciutko sobie to jakoś poukładasz, że po miesiącu, może dwóch będzie jak dawniej. Oni mają swoje zadania, swoje rozmowy i wcale niekoniecznie chce poświęca swój czas na to jak się czujesz po tym co się już nieodstanie. Ostatecznie to i tak sama muszę się z tym uporać ja.
Zresztą po części nie wyprowadzam ich z błędu swoim zachowaniem, radzę sobie jak wcześniej i podobnie się zachowuję jak wcześniej i to nawet nie dlatego, ze jestem zahartowana wychowując się w rodzinie alkoholowej, ale z braku odpowiedzi jaka teraz jestem. Nie wiem tego. Nie jest już jak wcześnie, jest inaczej, ale nie znam tego inaczej.
Nie mogę porozumieć się z częścią osób, którzy wydawało mi się, że są mi bliscy. Ono są gdzieś daleko, niby rozmawiamy o filmie, jakimś koncercie ale tak naprawdę to mnie to nie interesuje. Traktuje to jak zapełniacze, aby nie było ciszy.
Nie wiem czy samobójstwo to wybór śmierci, raczej bezsilność wobec życia.
Zastanawiam się tez nad swoją śmiercią. Kiedyś sie bałam jej, a teraz nie mam takiego stanu. Myślę o tym jak to jest nie istnieć, nie mieć świadomości, że się czuje cokolwiek.

Ona nie chciałaby, aby roztrwoniła swoje życie, a ja nie chciałam, aby ona popełniła samobójstwo jak widać chcenie to sprawa drugorzędna.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez caterpillar » 28 paź 2011, o 18:37

felicity chce Ci tylo powiedziec ,ze ludzie (wiekszosc) ie wiedza jak sie zachowac obec osoby ,ktora stracila wlasnie kogos..po prostu dopuki sie tego nie przejdzie to ciezko wczuc sie w taka sytuacjie ,no nie kazdy potrafi ,nie kazdemu to wychodzi ,nie zawsze sie wie co powiedziec.

ja tez mialam wiele rozczarowan na tym polu najlepiej miec przynajmniej jedna bliska osobe aby moc sie wygadac .

Ona nie chciałaby, aby roztrwoniła swoje życie, a ja nie chciałam, aby ona popełniła samobójstwo jak widać chcenie to sprawa drugorzędna.


bo niemialas wplywu na to ,natomiast masz wplyw na to ,co zrobisz ze swoim zyciem

daj sobie czas
pozdrawiam !
Avatar użytkownika
caterpillar
 
Posty: 7067
Dołączył(a): 29 maja 2008, o 16:15
Lokalizacja: część świata

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 29 paź 2011, o 23:08

Pewnie macie dużo racji w tym co piszecie. Trudno mi spojrzeć na to z dystansu, obiektywnie i ze świeżością.
Od kilku dni codziennie płaczę. Taki czas. Staram się świadomie ukierunkowywać swoją uwagę, aby tyle nie myśleć, najlepiej jak nie przebywam sama za długo. Czuję, że to trudny czas i ważny za razem. Ból jest silny i rana głęboka. Dobrze, że tutaj piszę, że się nie zasklepiam.
Dzisiaj słuchałam audycji o depresji, jaka jest trudna do diagnostyki i nawet nie to, że czuję się lżej, bo chyba zawiodłam moją mamę, zignorowałam sygnały, które dawała, za mało się interesowałam nią, za mało dzwoniłam, za mało ją odwiedzała,, byłam za ostra dla niej, za surowa. Inaczej nie umiem o tym myśleć.Nie wiem czy można z tym życ, bo w pewnym sensie mam ją na sumieniu. Wiem, że to złożone, ze dużo czynników, że osoba wpada w dół tunelowego myślenia w chorobie, a jednak mam takie myśli mimo wszystko.
Widziałam dzisiaj reklamę kampanii społecznej "Nie zabieraj swoich narządów, one są potrzebne ty na ziemi" i tak sobie pomyślałam o złożeniu deklaracji, o tym, że mogę być dawcą szpiku. Wcześniej też myślałam, a teraz chcę to sfinalizować.
Pozdrawiam Was.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez Księżycowa » 1 lis 2011, o 22:13

Jak się dziś czujesz felicity? :cmok:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 2 lis 2011, o 12:11

felicity napisał(a):W pracy czuję się nijak. W końcu dla nich nic się nie stało. Społeczeństwo oczekuje podświadomie, że szybciutko sobie to jakoś poukładasz, że po miesiącu, może dwóch będzie jak dawniej.

Bo taka kolej rzeczy, że dzieci żegnają rodziców jest naturalną koleją rzeczy. Fakt, przy śmierci samobójczej ta naturalność jest zachwiana. W pracy umiesz o tym mówić? O tym, jak jest Ci ciężko?

felicity napisał(a):Nie wiem czy samobójstwo to wybór śmierci, raczej bezsilność wobec życia.

Myślę, że to się przenika. I się zrobi tak bardzo „za dużo”, że widzi się tylko jedno rozwiązanie. Takie właśnie.

felicity napisał(a):bo chyba zawiodłam moją mamę, zignorowałam sygnały, które dawała, za mało się interesowałam nią, za mało dzwoniłam, za mało ją odwiedzała,, byłam za ostra dla niej, za surowa. Inaczej nie umiem o tym myśleć.Nie wiem czy można z tym życ, bo w pewnym sensie mam ją na sumieniu.

Felicity – w takiej sytuacji KAŻDY zadaje sobie takie pytania… że może trzeba było tak, czy siak, czy jeszcze inaczej. Każdy. Pamiętam próbę samobójczą brata – KAŻDY z nas weryfikował swoją postawę wobec niego. I nigdy właściwie nie wiadomo, czy postawa inna akurat by pomogła. Ty przecież tego też nie wiesz. Kiedy dojrzałej kobiecie zrobi się „za dużo” i nie jest w dobrej terapii, to działania takie zwyczajne i normalne (zainteresowanie, telefony, odwiedzanie) chyba nie bardzo mogą pomóc… może jedynie pozostawiają nam jako-takie poczucie spokoju sumienia… choć nie wiem, czy aby wystarczające, bo jak się uprzeć – to ZAWSZE znajdzie się jakieś bardziej i mocniej, które można było, ale się nie dało, bo… bo coś tam, bo przecież żyjemy też swoim życiem, swoimi sprawami, swoimi problemami i nie jesteśmy w stanie widzieć i wiedzieć wszystkiego. A tym bardziej przewidywać.
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Re: żałoba po mamie

Postprzez felicity » 3 lis 2011, o 23:24

Jestem po 1 listopada. Myślałam, że gorzej to zniosę. Dzień wcześniej zrobiłam dla niej wieniec. Płakałam ale przycinałam gałązki, układałam kwiaty i kleiłam małe ozdoby.

W pociągu jak jechałam na cmentarz spotkałam parę młodych studentów, tacy byli pełni życia, otwarci i to mnie uderzyło w jakimś stopniu, że nie można się odwracać, bo nie musi mnie wypełniać gorycz. Nie chcę, aby śmierć mojej mamy mnie zaczęła zżerać od środka. Wróciłam wyciszona.

Myślę o rzeczach, których nie zdążyłyśmy zrobić razem, o tym jak obiecałam jej że zrobię jej prawdziwą sałatkę grecką albo że namaluję jej obraz z lokomotywą. Zdałam sobie sprawę jak beznadziejnie odkładamy to co dobre między nami a naszymi najbliższymi, tylko na kiedy? Jejku jak ten czas trwonimy na takie różne rzeczy, które są wypełniaczami i są atrapą, jakimś pozorem życia.

W pracy to było zaskoczenie, ale wszyscy przeszli do porządku dziennego. Nie rozmawiam z nimi o tym. Poruszam ten temat z wybranymi osobami poza tym kręgiem. Nie chce mieszać tych światów, zresztą wśród osób z którymi pracuję nie mam bliskich, to raczej znajomi, albo życzliwi ludzie. Zresztą te kontakty ciągle się rozwijają i nie wiadomo w którym kierunku to pójdzie. Zresztą wypełniam swoje obowiązki, bez entuzjazm, raczej zadaniowo.
Zdałam sobie sprawę, ze moja mama była o wiele bardziej wrażliwsza niż mi się wydawało. Najpierw przyszło mi mierzyć się z bezsilnością wobec ojca-alkoholika, a teraz nadszedł czas mierzenia się z bezsilnością wobec niej.

Moja wiara stopniała, zawsze była krucha, a teraz nie czuję już nic. Nie wiem, pustka...

Bardzo dziękuję Wam za zainteresowanie, bo nawet takie pytanie- jak się czujesz kryje w sobie cień troski o to jak sobie radzę, jak mi jest w tej rzeczywistości.
Avatar użytkownika
felicity
 
Posty: 397
Dołączył(a): 28 lip 2007, o 23:31

Re: żałoba po mamie

Postprzez Księżycowa » 4 lis 2011, o 00:14

felicity napisał(a):
Bardzo dziękuję Wam za zainteresowanie, bo nawet takie pytanie- jak się czujesz kryje w sobie cień troski o to jak sobie radzę, jak mi jest w tej rzeczywistości.



Felicity... chciałabym powiedzieć Ci więcej ale nie wiem co... tak na prawdę... zamrtwił mnie Twój stan :pocieszacz:

Pomyślałam sobie, że może warto pomyśleć, ze tak musiało być? Może... Nie mogłaś mieć na nic wpływu... tak myślę, ze są rzeczy, które zależą od czegoś potężniejszego niż my ludzie...

To nie wiele ale może pozwoli Ci nabrać dystansu jeszcze bardziej...

Trzymaj się... dzielna jesteś :cmok:
Avatar użytkownika
Księżycowa
 
Posty: 6236
Dołączył(a): 23 paź 2009, o 11:36
Lokalizacja: Warszawa, Mazowieckie

Re: żałoba po mamie

Postprzez ewka » 4 lis 2011, o 08:12

felicity napisał(a):Nie chcę, aby śmierć mojej mamy mnie zaczęła zżerać od środka.

Jestem przekonana, że ONA też by tego nie chciała.

felicity napisał(a):Jejku jak ten czas trwonimy na takie różne rzeczy, które są wypełniaczami i są atrapą, jakimś pozorem życia.

Tak niestety jest i zdajemy sobie z tego sprawę zawsze, kiedy TAKIE DUŻE rzeczy się zadzieją.

Ja Ci Felicity opowiem, jak to było, kiedy zmarła córka mojego brata - 18 letnia. Szok, poczucie jakieś niesprawiedliwości i nieodstępujące pytanie - DLACZEGO? PO CO? I trafiłam na jakąś tam książkę, w której (mniej-więcej) było napisane, że jeśli się zatrzymamy na punkcie "ja i jak mnie to boli", to sensu ani celu nie da się zobaczyć. A jeśli uda nam się trochę odejść od siebie samych i spojrzeć, jak wiele może ta jedna śmierć zmienić w innych ludziach, ile dobra szeroko pojętego z tego powstanie... to już robi się klarowniej i spokojniej. No w tamtym czasie bardzo mi to pomogło. Przyjęłam to w całości i nie mam do tej pory żadnych wątpliwości, że taka właśnie może być logika zdarzeń niezależnych od nas. Oczywiście, że boli i że musi się wyboleć... ale gdy uda się to wszystko spiąć w jakąś ramę celu i sensu, to robi się jakoś... lepiej? Lżej? Sensowniej? No ja to jakoś tak widzę.


felicity napisał(a):Moja wiara stopniała, zawsze była krucha, a teraz nie czuję już nic. Nie wiem, pustka...

Stopniała w związku z tym wszystkim, czy raczej tak ogólnie?

Dobrego dnia Felicity. Trzym się :ok:
Avatar użytkownika
ewka
 
Posty: 10447
Dołączył(a): 4 maja 2007, o 18:16

Następna strona

Powrót do DDA

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 9 gości