wypalam sie

Problemy z partnerami.

Postprzez Applee » 12 sty 2008, o 03:29

dziekuje za odp.
Wlasnie wrocilam z imprezy.. Umawialmys sie ze zostajemy do 1...jest 3. ja jestem w domua on nadal tam...
P.. to wszytsko
nie tak powinien wygladac zwiazek....
nigdy wiecej
dajcie mi, prosze, tylko sile zeby rozstac sie teraz...a nie wtedy nim bedzie za pozno..zniszcze..albo zmarnuje sobie zycie
uslyszlam dzis, ze gdyby moj MAN mial jaja,,,to bylby ze mna a nie z kolezankami..
tak jest
Musze odejsc, to nie ma sensnu

pozdrawiam...rozgoryczona...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez virginka » 12 sty 2008, o 06:06

Postaraj sie zakonczyc ten toksyczny zwiazek...Zycie to cieszenie sie kazda jego sekunda kazdym oddechem...Tak jakby jutra mialo nie byc...On nie jest wart Twoich lez...Pozdrawiam i mocio Cie tule :pocieszacz: :serce:
virginka
 
Posty: 42
Dołączył(a): 8 sty 2008, o 14:22

Postprzez Pytajaca » 13 sty 2008, o 15:25

"Zaden mezczyzna nie jest wart Twych lez, a ten, ktory jest wart nigdy ich w Tobie nie wywola"

Dziewczyno, chcesz przez cale zycie tak cierpiec?

Oczywiscie, ze zycie jest po to, by sie cieszyc i oddycha ci byc szczesliwym! Zobacz, ile wkolo Ciebie jest powodow do radosci! Dostrzegasz je?...
Avatar użytkownika
Pytajaca
 
Posty: 690
Dołączył(a): 19 maja 2007, o 18:34

Postprzez Abssinth » 14 sty 2008, o 14:50

silence...widzisz moja historie....moj mi tak robil, wiele razy...i tez nie mialam sily skonczyc....az musialam...

wiesz, kiedy skonczysz w momencie w ktorym TY tego chcesz, to nie boli az tak bardzo...boli, kiedy MUSISZ skonczyc, kiedy nagle dzieje sie cos czego nie mozesz ignorowac...

wtedy, kurwa, boli bardzo.
i tak, na poczatku ja tez chcialam z nim byc caly czas...czy to nie jest tak, ze czujesz, ze on sie wymyka, ze w jakos sposob musisz walczyc o to, zeby on z Toba CHCIAL byc?

ehh
nie wiem co powiedziec.....Twoja historia sie nie musi skonczyc tak jak moja, ale moze...bo jest podobna...Twoj wydaje m isie podobnym typem...

wiesz, jesli sie kogos kocha to chce sie z nim spedzac czas...czy czujesz sie kochana? czy czujesz, ze musisz o milosc walczyc?

przytulam
A.
Avatar użytkownika
Abssinth
 
Posty: 4410
Dołączył(a): 6 maja 2007, o 01:39
Lokalizacja: Londyn

Postprzez mariusz25 » 14 sty 2008, o 21:19

chcesz cierpiec, pic, ciac sie, miec probe samobojcza?
wake up, zycie to ma byc radosc nie smutek
mariusz25
 
Posty: 779
Dołączył(a): 8 maja 2007, o 18:22

Postprzez Applee » 30 sty 2008, o 11:57

..........................................
....Pochodzimy z dwoch roznych swiatow....
...............................................
"Powinnas byc bardziej tolerancyjna"........
................................................
"\nie czepiaj sie ze on po powrocie z pracy chce isc spac albo poczytac gazete"
................................................
"nie mozesz go zamknac w zlotej klatce"
...............................................
"Musisz nabrac szacunku do siebie i poznac gdzie sa Twoje granice ktorych nikt nie bedzie MOGL naruszac, bo one sa Twoje"
...............................................
"WYPROWADZ SIE"
.................................................
"Zajmij sie soba, a nie ksupiaj zycia na nim"
.................................................
To wszystko jest racja. jendna wielka prawda! Tylko czemu tak trudno jest podjac TEN jeden krok? CZEMU?
Wiem,ze chce byc dalej z nim. POmimo wszystko. Ale mam jasne, racjonalne syg, ze w pewnych kwestiach nie pasujemy do siebie. Tyle,ze ja uwazam, ze to nie sa "problemy" dla ktorych warto konczyc zwiazek. One sa do przejscia. I jak mnie sie juz wydawalo,ze mamy je za soba, to one znow odzyly...
|Wiem, wiem. Napiszecie: ODEJDZ, przestan sie obwiniac...A ja jestem zbyt slaba...
Moja psychoterpia...nie przynosi zadnych rezultatow. Powoduje, ze jeszcze bardziej obwiniam siebie za wszystko. Widze tylko SWOJA wine, niczyja inna.
Podobno jestem mala dziewczynka, ktora ma niezaspokojone potzreby jeszcze z dziecinstwa. Jesli ktos sie nie domysli i ich nie zaspokoi, to wtedy jest placz, nerwy, SZANTAZ..: "WYPROWADZAM SIE"...A robie to po to, zeby on zwrocil na mnie uwage i "spazmowal", bal sie i byl zgnebiony tak jak ja.
.....................................
Mam taka czesc siebie, ktora co jakis czas daje o sobie znac. potrafie bez powodu...WK...Sie! Nie chce uzywac slowa "zdenerowac", bo to nie oddaje moich emocji. Moze powinnam pojsc z tym do psychiatry? Ja wiem, kiedy TEN moment sie zbliza, kiedy czuje to ..POIRYTOWANIE...I wiem,ze zaraz zrobie cos,czego za godzine bede zalowac...
I staralam sie ostatni razem nad tym zapanowac, nabrac dystansu...Powiedziec sobie "USPOKOJ sie"...zadzialalo tymczasowo.
A najgorsze jest to, ze jak juz wyladuje na nim cala swoja zlosc, to dopiero wtedy czuje w sobie, w sercu taka ULGE... Zlosc, agresja...ustepuja miejsca spokojowi...
Czy ktos z Was byl w podobnej sytuacji i ma jakis pomysl?
Bo uwierzcie,ze mecze sie z tym niemilosiernie...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez KATKA » 30 sty 2008, o 12:16

miałam identyczna sytuację...też nie panowałam nad emocjami......jak jest teraz nie wiem....nie ma osoby, która potrafiła mnie błachostą z równowagi wyprowadzic....choć czasem bywam czepialska nadal......u mnie problem sam sie rozwiązał....ale nie wiem czy nie wróci....w każdym razie staram się and sobą panować na ile sie da :( nie chce byc taka jak wtedy.....ranić.....wymuszać reakcje.....zachowania...nie tędy droga....to wiem na pewno
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Applee » 30 sty 2008, o 12:44

KATKA napisał(a):Nie chce.....ranić.....wymuszać reakcje.....zachowania...nie tędy droga....to wiem na pewno


tez nie chce, ale robie TO.
...........
2 dni temu poczulam,ze jak zaraz sie nie "pokloce" to nie wytrzymam. On sie na poczatku nie dawal sprowokowac, ale.... po pewnym czasie dal. Wiec sie...zaczelam pakowac...Zadzwonilam do przyjaciolki, przyjechala do mnie. I jak juz wszystkie ciuchy mialam spakowane, jak juz na niego nawrzesczalam, to poczulam ULGE...
A w tym wszytskim NAJGORSZE jest to, ze... NIE MIALAM ZADNEGO RACJO powodu... Wrocil wczesniej z pracy, mielismy zaplanowany wieczor i....wszystko w ciagu 2 g leglo w gruzach, bo "S. sie znowu czepia"...
I za kazdym razem po fakcie mysle sobie, ze nie powinnam byla, ze moglam zagryzc zeby i... nie dac sie opanowac tym emocjom. Moze to poczatek jakiejs powaznej choroby psych?
Spogladam wstecz i jak patrze, ile NUMEROW mu narobilam...to az mi wstyd. Ile sobie tak naparwde "spapralam" znjaomosci, zycia... Mecze innych bo nie jestem w stanie sama sobie ze soba poradzic... Nawet przy jego rodzicach.. Oddalam mu pierscionek, bo mnie zdenerwowal tym, ze rozwiazywal sudoku, kiedy ja juz skonczylam i sie mna nie zainteresowal.
Jak patrze na to wszystko, to wydaje mi sie,ze czesci klopotow moglibysmy uniknac, gdybym nie byla w goracej wodzie kapana. Gdybym potrafila nad soba panowac. Nie zloscic sie, ale konstruktywnie rozmawiac...
Czesc jego znajomych ma mnie za wariatke... Za chora zazdrosnice, ktora nie akceptuje nikogo i niczego i urzadza SCENY. Staly punk naszych wspolnych imprez: zlosc i nerwy moje, bo np. ona sie dluzej na niego patrzy, bo on z nia rozmawia... i ten CHOLERNY MUR: ja nie podejde, nie przytule sie,bo wyjde na zazdrosnice...A w konsekwencji wychodze na ta, co ma nierowno pod kopula... kolejny zwiazek, kolejne sceny. Raz juz przez to przechodzilam.W momencie, gdy facet zapragnal troszke wlasnego zycia, zaczely sie moje "jazdy". Spoznia sie 10 minut-tak, pewnie pojechal sie spotkac z inna. I chociaz ganilam swoje mysli, to one i tak sie pojawialy. I co? gotowy pretekst do klotni. Nie do konca chodzilo o jego spoznienie 10 minytowe tylko o to,czy on przypadkiem mnie nie zdradza. Mam jakas dziwna fobie, ze wszyscy naokolo mnie oszukuja i zdradzaja... i ze nie ejstem tego warta,zeby ze mna byc i mnie kochac, bo przeciez jest tyle pieknych, wartosciowych osob wokol Niego, wiec na co mu ja z moimi problemami emocjonalnymi?
I rodzice, a raczej ten piep.... status matreialny, Wydawalo mi sie,ze juz jest po problemie, a on..nadal trwa. Moj B. ma kompleks jakis na punkcie mojej rodziny....Ale to raczej nie "moja brocha"...Gorzej,ze mnie to musi dotyczyc i ja czuje sie winna z tego powodu...

oj, rozpisalam sie... Ale chce to wszytsko z siebie wyrzucic...
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez KATKA » 30 sty 2008, o 13:45

Silence biedactwo:* wiem jakie to ciężkie...wiesz jak tak czytałam to co napisałaś to jakbym widziała siebie...i zrobiło mi sie źle...bo to okropne....że wybuchamy choć nie chcemy......że potem wiemy, ze to było niepotzrebne...ja tak zakończyłam ostatni związek....moze gdybym nabrała tej wody w usta byłoby inaczej....może nie....w każdym razie moje zachowanie nie było dobre męczyłam siebie...jego....musisz włożyc naprawde dużo wysiłku zeby zacząć nad tym panować ale wydaje mi się, ze można...wiesz te ostatnie chwile, które z nim spędziłam....starałam się....Agik mówiła, ze mam nabierac wrzątku do buzi ;P kiedy myślałam, ze już nie wytrzymam wychodziłam...albo skupiałam się na czyms innym na byle pierdole....np na jakiejś bluzce, którą widziałam rano...i wiesz co czasem trwało to anwet 20 min...musiałam powtarzac...jesteś wartościowa, dasz rade...za chwile będzie ok....jestes wartościowa....i pomagało serio...przychodziła ulga :) wiesz...Michał...kiedyś wytrzymywał...kiedyś nie pozwalał się sprowokować...i wtedy było ok...bo to on rozładowywał napiecie :) ale potem przestał...i sama nie umiałam...
ale sie rozpisałam...bez sensu troche...mój związek się rozpadł...dużo w tym mojej winy...walcz kochanie póki jest o co...bo anwet jeśli wam nie wyjsdzie mozesz dużo zyskac...Siebie...taką jaka byś chciała byc :*
KATKA
 
Posty: 3593
Dołączył(a): 23 maja 2007, o 20:00
Lokalizacja: Poznań

Postprzez Megie » 30 sty 2008, o 14:16

smutno mi jak to czytam, ale moj smutek nic nie pomoze..

wiem co przechodzisz silence, sama kiedys podobnie reagowalam, wiem jak to meczy od srodka,, Wyzyjesz sie nakrzyczysz, poczatkowa ulga a potem dol, dol, ze znowu sie tak zachowalam..

destrukcyjne zachowanie, dla Ciebie, dla Niego dla zwiazku Waszego..:(

Wiem, ze mozna to zmienic.. ale nie wiem jak Ty to masz zmienic..
Kazdy musi sam przejsc to droge, jakos wewnetrzna przemiane..Mowisz ze terapia Cie nie pomaga, wiec szukaj innych sposobow, jakie tylko daje ten Swiat..
Szkoda zycia na to wszystko..

Kiedys sie tak zachowywalam jak Ty, wiem ze bylam totalnie rozchwiana wewnetrznie..
Dzisiaj jak cos mi nie odpowiada, cos mnie denerwuje najczesciej wychodze gdzies,..do drugiego pokoju, ide spac, albo na samotny spacer. Musze zawsze wszystko przemyslec sama zanim rozpoczne rozmowe z druga osoba.
Tak wiec mozna sie zmienic...

:pocieszacz:
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Applee » 30 sty 2008, o 14:30

Megie,

DOKLADNIE o to mi chodzi... I ja sie staram...powstrzymywac. Wychodze do drugiego pokoju...a TO siedzi w srodku i mnie prowokuje...Prowokuje do tego,zeby pojsc i wykrzyczec mu w twarz, ze...nie chce z nim byc... ze jest beznadziejny...Leze i mysle..ale mam zawsze metlik w glowie. Nie wiem co powinnam robic. Zauwazylam,ze pomaga wyjscie z domu..gdziekolwiek..2-3 godz i on dzwoni...

Zdaje sobie sprawe po co to robie..CHCE zwrocic na siebie CALA jego uwage! CHCE zeby poswiecal mi caly swoj czas gdy jest w domu...A on? ma ochote..poogladac TV albo posiedziec na necie...A mnie trafia wtedy...Czuje jak mi serce bije, bo przeciez on w necie moze kogos poznac...
To jest ograniczanie...ograniczanie drugiej osoby... ZABORCZOSC>..
Jestem kobieta bluszczem i wiem,ze powinnam sie zajac soba..

terapia..tak naparwde spowodowala jeszcze wieksze zamieszanie. Odkad zaczelam tam chodzic...jest jeszcze GORZEJ... Wyzywam sie na nim...za wszystko,co tylko nie uklada sie po mojej mysli...
Nie zyje w realnym swiecie tylko w swiecie swoich marzen... WYOBRAZEN ...:(
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez Megie » 30 sty 2008, o 14:39

a czym sie silence zajmujesz na codzien?
czy jest cos w Twoim zyciu co jest rowniez wazne? czy tylko zwiazek i facet- to jedyna rzecz ktora zajmuje Twoje mysli w ciagu dnia?

Czy potrafisz zapomiec od czasu do czasu o Bozym Swicie bo np.. zaczytasz sie..albo zasiedzisz przy kompie..albo jeszcze cos innego co potrafi bardzo Cie zajac? Albo rodzina, bliscy, przyjaciele tak ze myslisz o nich, przebywasz z Nimi i zapominasz o calej reszcie..o facecie i problemach..

Kazdy czlowiek powinien miec odskocznie od wszystkiego co sie dzieje na okolo- takie miejsce jakos przestrzen zyciowa w ktorym sie poprostu relaksuje..
czy Ty masz cos takiego? Bez relaksu ciezko o spokoj wewnetrzny..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Applee » 30 sty 2008, o 14:51

Sa studia. A raczej ostatnio rok. Mnostwo egz. Tym sie zajmuje na codzien.
Niestety, zwiazek i facet to jest to, nad czym sie skupiam..

Z przyjaciolmi widuje sie rzadko, poniewaz..mam wowczas takie glupie uczucie,ze chce byc w domu...z b..a nie z Kasia/Asia/Magda ITD... Owszem, godzina-2 raz na jakis czas sa jak najbardziej OK, ale jakos..nie czesto.
Wlasciwie to wiesz, juz w poprzednim zwiazku tak mialam,ze szkoda mi bylo czasu na znajomych, przyjaciol..SZKODA, bo wolalam z nim byc. Myslalam,ze to w pewnym momecie przechodzi, ale..widze ze nie.

Chyba nie mam tej przestrzeni o ktorej Ty mowisz. I byc moze to sie doklada do reszty i powoduje to,co powoduje?!:(
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Postprzez Megie » 30 sty 2008, o 15:11

Ja powiem Ci szczerze silence, ze to moze byc jeden z powodow tego co sie dzieje z Toba- wlasnie brak tej przestrzeni,

Nie mozna obiac czlowieka rekoma i nogami i chciec od Niego zeby byl dla nas na kazde zawolanie- tak jak jakas maskotka, ktora daje radosc
- mam nadzieje ze te slowa Cie nie uraza,

Pisze to z wlasnego doswiadcznia i u mnie tak bylo..
W poprzednim zwiazku bardzo skupialam sie na Jego osobie i na naszym zwiazku i tak jak piszesz tylko z nim chcialam spedzac czas, a jak nawet gdzies poszlam bez niego i czyms innym chcialam sie zajac to i tak myslalalam zeby jak najszybciej znowu byc przy Nim z Nim cos robic itp..

Dzisiaj Ci powiem ze tak w zyciu sie nie da i takie zachowanie jest po czesci chore.. zreszto sama to wiesz...
Tak jak Ci napisalam wyzej..

Pisze Ci troche o sobie, zeby moze moj przyklad dal Ci do myslenia.

A i studia nie wystarcza- no chyba ze studia sa Twoja wielka pasja..
Potrzebne jest Ci cos na boku- co poprostu lubisz robic i co Ci sprawia radosc..- szukaj tego..
Megie
 
Posty: 1479
Dołączył(a): 11 maja 2007, o 15:24
Lokalizacja: nie wiem skad..

Postprzez Applee » 30 sty 2008, o 18:41

..................
Megie...

Tylko ja mam ten problem,ze to co dla Ciebie oznacza "wlasna pzrestrzen, zianteresowania itd" ja juz odbieram inaczej. Traktuje to jak ODEPCHNIECIE.
Jak B wraca zz pracy, zmeczony, i chce pojsc spac...to we mnie sie gotuje...I od razu pojawia sie mysl "JEMU NA MNIE NIE ZALEZY"...Owszem, niech sie przespi, ale WOLALABYM,zeby njapierw mnie poprzytulal, pogadalal a dopiero pozniej to spal..
.....................

PO dzisiejszej rozmowie z psych stwierdzilam,,,ze przede mna dluga droga. DOTARL dzis do mnie pewien mehcanizm, ktorym sie posluguje...ale...dotarlo tez, ze nie ejstem w stanie ynajmiej narazie nad tym zapanowac... Zawsze mialam ambiwalentne uczucia do tych, co mowili, ze czasami najpeirw trzeba pogodzic sie z samym soba i dziecinstwem...Wybaczyc tym, ktorzy skrzywdzili...
a ja robiac, to co robie, widze w sobie wlasnie to skrzywdzone dziecko, to,ktore mozna odstawic w kat, jak jest niepotzrebne, wyladowac sie...z ktorym mozna zrobic wszystko... Pytanie moje do samej siebie jest taki: kiedy sobie to uloze? i dlaczego obarczam wina...JEGo?
Applee
 
Posty: 170
Dołączył(a): 21 lip 2007, o 15:40
Lokalizacja: Wawa

Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Problemy w związkach

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: AngelLar, eyifusajujaar i 114 gości