Nie wiem czy w dobrym dziale, ale chyba tak to czuję.
Po ostatnich postach, doszedłem do wniosku że jednak powiem coś o sobie napisać, choć część już nie którzy znają a reszta nie przyszła mi łatwo, bo nie chciałem do tego wracać.
Ale i może pokaże z kont moje poglądy się biorą. Będę się starał streścić, choć i tak wyjdzie dłuuuugo. Przepraszam. Ale nikogo nie zmuszam do czytania.
Dzieciństwa tak na prawdę nie miałem, 78 rocznik pamiętam kartki i kolejki bo nie raz stałem od 5 i wcześniej za nim matka z roboty nie wróci. A już w wieku 4 lat sam w domu zostawałem, co skończyło się moim wypadnięciem z 2 piętra. Oczywiście byliśmy bici, paskiem a gdy już mnie to śmieszyło, matka przeszła na przedłużacz, powodem było cokolwiek, zawsze się jakiś znalazł może i polubiłem ból, bo sam zacząłem się ciąć, z kumplem robiliśmy sobie sznyty na rękach(tak to się kiedyś nazywało, nie wiem jak teraz) żyletką oczywiście a z czasem by ból był większy, przeszliśmy na zapałki, żyletki to zabawka. Do około 16 roku życia, zmądrzałem, a gdy złapałem matkę za rękę jak chciała mnie uderzyć, chyba się przeraziła, ale już ręki nie podniosła, awantury się nie skończyły. Od 2 podstawówki, wakacje spędzałem przy żniwach u ciotki,(spora gospodarka, więc i silny się zrobiłem po czasie) bo z miasta pochodzę, po czasie obrządek i doszły jeszcze obiady.
Pod koniec podstawówki wakacje w cegielni przy wyrobie ręcznej cegły. Później,robota na złomie itp. do skończenia nauki.
Tato był alkoholikiem, ale nie musiał wracać pijany żeby nie obyło się bez afery w domu, nawet 1 piwo było powodem do afery. Co i moje domowe ucieczki zmierzały ku alkoholowi już w podstawówce. Siostra uciekała z domu na dłużej niż ja, co zakończyło się nie jednokrotnym szukaniem przez policję i jej ciążą w wieku 17 lat.
W pierwszej pracy wpadłem w alkoholizm, ponad pół roku bez przerwy, po części wpływ towarzystwa, był silniejszy ale z którym sobie poradziłem, tak myślałem.
Nie długo po śmierci ojca, wyprowadziłem się z domu, zabierając siostrę z dzieckiem.
Bo sytuacja w domu jeszcze bardziej się pogorszyła, gdzie i po czasie wprowadziła się narzeczona. Większe problemy zaczęły się zaraz po ślubie. Dziś wiem że to tuż przed ślubem zaczynały się problemy z jeszcze z narzeczoną, jak wyjechałem z rodzinnego miasta za pracą imprezy olewanie codziennego życia. Po ślubie zabrałem ją ze sobą i z dnia na dzień robiło się coraz gorzej, jestem cierpliwy i ciągle starałem się rozmawiać, jednak, to jak do ściany, bo szybko zapominała o rozmowie. Ogólnie nic ją nie interesowało, ja nie wymagałem żeby było nadmiernie czysto. Choć ona nie pracowała,to nie miała czasu, a ja wracając nie miałem czasem w czym kawę zrobić, ba jak dostać się do kranu. Ale i nie tylko chodziło o porządki, potrafiła sobie popijać, choć nie była pijana przy mnie. Wreszcie i zacząłem popijać, coraz więcej, aż znów tankowałem.
Wreszcie poznałem koleżankę zony, która nie piła, fajna bardzo ładna dziewczyna i często do nas przychodziła, ja dostawiłem alkohol do dziś dnia, wypiję ale nie do nieprzytomności, znam granice.
W celu ratowania małżeństwa(tak to myślałem i od niej to wyszło) podjęliśmy decyzję o dziecku.
Wreszcie wyczekiwane. Jednak sielanka bardzo szybko się skończyła. Dziecko żyło tylko jak ja byłem w pobliżu. Zrozumiałem że to ono traci życie, ściągnąłem teściową na jakiś czas, bo sam nie dawałem sobie rady, nie z dzieckiem, tylko z żoną, dużo też pracowałem, Choć i brałem wolne, nie raz wchodząc do domu po pracy nawet dobrze się nie rozebrałem i dziecko miałem na rękach a żona miała ważną sprawę do załatwienia i wiem co to nie przespane noce. Mało tego był teść u nas na urlopie i żebym miał mało problemów, to któregoś dnia się upił i narobił mi niesamowitych problemów,ja wieczorem o włos go nie udusiłem, dosłownie był siny, ale coś mnie tknęło, na moje szczęście. Oczywiście następnego dnia go pogoniłem, po czasie oczywiście sytuacja się pogorszyła. Więc wymyśliłem separację, wysłałem żonę do jej matki. Koleżanki żony po 2 miesiącach wydzwaniały że ona zajmuje się dzieckiem itd. co się okazało totalnym kłamstwem które bardzo szybko wyszło. I było jeszcze gorzej. Moje nerwy sięgnęły zenitu. Podniosłem rękę ale jej nie uderzyłem, chciałem wyjść z domy, gdy nie chciała mnie wypuścić, sam na siebie zadzwoniłem na policję i mówiłem co i jak, dopiero po jakimś czasie mojej rozmowy widząc że nie żartuje pozwoliła mi wyjść. Widząc że małżeństwo nie ma sensu, naszła mnie myśl rozwodu i zatrzymania dziecka przy sobie, jednak po rozmowie z adwokatką, plany się rozwiały, nie mając własnego m i nikogo z rodziny w pobliżu nie było szans wygrania sprawy.
Po wielu przemyśleniach, podjąłem decyzję o rozwodzie, choć nie było to łatwe.
Chcąc uniknąć dramatycznej rozłąki, odsuwałem się od dziecka, to trwało za nim sprawa ruszyła w sądzie.
A z kolei zbliżyłem się do koleżanki, nie chodziło o seks, spacery rozmowy. Tak na prawdę to dziwnie ujmę. Ale tylko gdy ona była u nas w domu, to małżeństwo było super, ona za drzwi i rzeczywistość.
I tak narodziła się miłość, między czasie, pomagała mi w tym mama koleżanki. Żebym się całkiem nie załamał i do dziś traktuję ją jak swoją mamę Widziała że potrafię z nią rozmawiać i czuła że przy nie jej córka jest bezpieczna. Po upadku z przed lat jest na proszkach i strasznie nerwowa a ja oaza spokoju, choć nie wtedy.
Oczywiście do puki siostra była w Polsce z małą widywałem się u niej, to nie były łatwe spotkania, nie afery, Tylko za nim mała zbliżała się do mnie, upływało kilka godzin, więc nie długo mogłem się nią cieszyć, bo musiałem wracać, nie mogłem na długo wyjeżdżać.
Około 2 lat temu dostałem list z sądu, myślałem że znowu o podniesienie alimentów.
Doznałem szoku, Była teściowa podała własną córkę o zabranie praw do dziecka.
W pozwie, ujęła, Alkohol, imprezy, nos sto nowi faceci i najważniejsze.
BRAK KONTAKTU Z DZIECKIEM Wo-gule mała do niej nie chciała iść. Adwokatka odpisywała w moim imieniu do sądu, że całkowicie się na to zgadzam, nie miałem innego wyboru. A nie chciałem tam jeździć.
I teraz wrócę do kolejnego związku.
Bywały drobne sprzeczki, choć szybko je łagodziłem. Większe problemy, pojawiły się 2 temu. Znalazła pracę w sklepie. Nowi ludzie, koledzy, zauważyłem że jak poznawała kogoś fajnego, to ze mną szukała zaczepki. Ale dawałem radę, kilka dni i sytuacja wracała do normy na dłuższą chwile. Jednak w tym roku, poczuła się bardzo pewnie i przesadzała z kolegami, nie było zdrady w porę reagowałem, ale i narastały się kłótnie o nic. Wiem że nie słuchała moich rad, bo na początku roku, dostała nauczkę, jej kolega chciał na zapleczu czegoś więcej. Oczywiście po tej sytuacji tel. do mnie i ja chciałem z nim pogadać, ale mi nie pozwoliła, może po części dobrze, bo widziała jaki byłem zły. Jednak nic jej to nie nauczyło. Dalsze znajomości i ostatnie nasze 3 miesiące, to może na palcach policzę bez sprzeczek. Nastąpiło najgorsze,nie pierwsza szczera rozmowa. Oczywiście cytuję ja się z tobą kłócę, ale nigdy cię nie zostawię. Dnia następnego, afera, nie wytrzymałem. Moje słowa, To Znajdź sobie lepszego. No i wyszła. Oczywiście jej mama jak się dowiedziała, to zaczęła się z nią nie sam owicie kłócić. To bardzo szybko znalazła pocieszenie i późno wracała do domu. jej mama, mówiła mi co innego, dopiero po nie całych dwóch miesiącach, wjeżdżając na podwórko zobaczyłem ją na ulicy przytuloną do chłopaka. jak zadzwoniłem do jej mamy, dalej upierała się że to tylko kolega. Po kilku dniach spotkaliśmy się z byłą u mnie w domu, bo on wrócił do domu, bo tutaj był w delegacji. Po części wspaniały wieczór, bo leżeliśmy w łóżku przytuleni w ubraniach, czasem się całując. Nawet po rozmowie z nim przez tel przy mnie, dalej tak trwał wieczór. Powiedziała mi że spędziła z nim urlop u nie go w domu, a jej mama powiedziała że była z koleżanką i kolegą u ciotki. W rozmowie co z nami, odpowiedziała że potrzebuje czasu, bo nie wie czy chce być ze mną. Następny dzień, podobna sytuacja. Jednak znów telefon od niego, a ja jakbym dostał obuchem w łeb. Następnego dnia napisałem smsa. Że nie będę więcej się narzucał i jak chce to może pisać, dzwonić i takie tam, że w dalszym ciągu ją kocham. Ostatnio się nie widujemy, coć nie raz chciałem napisać. Ale po co. Jednak nie potrafię o niej zapomnieć, zawsze jest coś do obrony. Np. Wakacyjna miłość, uległa choć krótko trwała.
Od zerwania upłynęło ponad 3 miesiące może więcej. I nie źle się czuję jednak tylko wtedy gdy jestem czym kol-wiek zajęty.
Ale cieszy mnie fakt, że chyba już mi nie zależy na powrocie. tak to rozumiem bo i była dziewczyna dzwoni czasem się pożalić że mama w dalszym ciągu się kłóci z nią o mnie.
Ale nie widuję si,e z nią.
Dodam że nikt nigdy mi nie pomagał, po za samą rozmową o niczym. Z tond - rozmowy o wszystkim i o niczym. W sensie rad, radziłem się samego siebie, może dla tego tyle sypiam.
Krytyki też się nie boję więc....
To chyba tyle co chciałem napisać.
POZDROWIONKA Z UUUUUUUUUŚMIECHEM.
Żyjmy chwilą, bo ŻYCIE jest za KRÓTKIE!!!...