przez Płącząca Perła » 15 paź 2011, o 13:13
Caterpillar ,
decyzja odnośnie alkoholu została podjęta przez mojego męża. Jednak była wynikiem nie jego olśnienia tylko ciągłych rozmów na ten temat. Nasza rodzina się przez to rozwalała, a ja postawiłam sprawę w pewnym momencie na ostrzu noża. Teraz się z tego śmieje, zresztą zawsze mówi, że gdyby nie chciał to nic bym nie zdziałała w tym temacie. Pewnie ma rację, jednak moim zdaniem jeśli dałabym mu wolną rękę to robiłby to nadal, dla niego nie było problemu. Mąż jest osoba, która pewne sprawy dostrzega z pewnym opóźnieniem. Sam musi się przekonać na sobie, żeby cokolwiek zacząć działać, nie cierpi przymusów, wtedy robi ewidentnie na złość. Ostatnio często słyszę, że odcinam go od rodziny itp. Ale on nie dostrzega tego, że dla jego rodziny ja nie istnieję. Nie jestem męczennica, która wiecznie ma ustępować, dawać sobą poniewierać i chciałabym żeby to zrozumiał, ale nie wiem już jakich argumentów używać. Macie rację z tym, że on sam musi dojrzeć do pewnych spraw, ja nie mogę go zmuszać, ale to działa w obie strony i on tez musi widzieć, że skoro dokonuje pewnych wyborów, to ja tez mam prawo zadecydować, że tak częste kontakty z jego rodziną są dla mnie katorgą i chce je ograniczyć. Każda wizyta u nich to dla mnie trauma. A nie mogę zrozumieć co stało się, że tak nagle uczucia wobec rodziny się u Niego odezwały, wcześniej to ja musiałam przypominać, żeby zadzwonił i zapytał się co słychać bo on wcale o tym nie myślał. Teraz na każdy telefon jest jak w skowronkach i tylko szuka okazji żeby tam jeździć...
Bianko, jeśli tylko mogłabym to wyjechałabym jak najdalej od nich:(