rafalvdm napisał(a):wiesz powiem szczerz - ja sie ucze ale gdybym wiedział wtedy tyle co wiem teraz (ze usuniecie ciazy powoduje oddalenie sie partnerow, etc) to naprawde walczył bym o swojego dzidziusia bardzo mocno, bo to by była tak naprawde walka o nas, jako rodzine
Pozdrawiam ci serdecznie
rafalvdm - żebyś nie wiem jak walczył (wówczas czy teraz), to nie wywalczysz nic w pojedynkę... A moim zdaniem twoja była partnerka zupełnie by Ci w takiej walce nie pomogła, tylko wręcz przeciwnie - tak więc musiałbyś walczyć także... przeciwko niej samej, bo ona wcale nie chciała tego co Ty - nie wybrała sobie Ciebie jako tego jedynego partnera na życie i nie była zdecydowana by mieć z Tobą dziecko ani też zakładać rodzinę - czy tego nie widzisz? Zatem co Ty byś mógł z nią wywalczyć? Uparłaby się jeszcze bardziej i robiła swoje - to co ONA chciała a nie Ty. A nawet gdybyś w którymś momencie ją do czegoś zmusił, to chciałbyś mieć takie dziecko z przymusu, żonę z przymusu i rodzinę z przymusu...? O to ci chodziło i to były Twoje pragnienia?! No myślę, że Twoja odpowiedź będzie brzmiała, że NIE!
Moim zdaniem miałeś w tym wszystkim swój udział, ale zbytnio obwiniasz się o błędy, które w statecznym rozrachunku popełniła Ona - Ona nie jest dzieckiem, jest dorosłą osobą i podejmując tak poważne i nieodwracalne kroki wiedziała co robi i wzieła za to na siebie odpowiedzialność... Bywają matki, które rodzą nawet porzucone przez swoich partnerów i jest ich niemało. Ona natomiast usunęła ciążę, mimo że Ty, jej partner, zaakceptowałeś dziecko i proponowałeś jej związek i rodzinę!
Zamierzasz teraz dręczyć się tym co ONA zrobiła, mimo że miała wszelkie możliwości tego nie zrobić, dlatego, że skoro ona podjęła taką decyzję, to nawet w takiej sytuacji stanąłeś po jej stronie i pomogłeś jej osiągnąć jej cel??
Dla mnie to jest szok! Bo ja uważam, że to ona się teraz powinna męczyć po tym co zrobiła, jeżeli to dziecko miało dla niej jakąś wartość i jeżeli Ty byłeś dla niej kimś kto się w jej życiu liczył. Więc czy ona się męczy? Czy ma jakieś wątpliwości odnośnie własnego czynu? Czy próbuje z Tobą o tym rozmawiać? Czy żal jej dziecka, które straciła? Czy poczuła, że może się jednak pomyliła, bo Ty jesteś jednak dla niej ważny...? Jak mi się zdaje na wszystkie te pytania odpowiedź brzmi: NIE!
Zatem kim Ty dla niej jesteś? Jaką wartość miała dla niej ta ciąża i to dziecko? Kim jest ona, która obecnie zajmuje się już romansem z innym mężczyzną? Odpowiedz sobie, proszę jasno na te pytania, chociaż odpowiedzi te będą pewnie bolesne.
Jestem przekonany, że gdybyś się jej wówczas przeciwstawił to... dostałbyś kopa od razu a szanowna pani, o której mowa sama zapewniłaby sobie zabieg, pigułki czy co tam innego (albo zapewniłby to jej nowy kochanek, bo ona najwyraźniej lubi, żeby czarną robotę odwalał ktoś za nią). Aborcji by dokonała a dalej byłoby... to dokładnie to jest teraz, czyli wypięłaby się na Ciebie i prowadziła następne romanse...
Masz racje - moim zdaniem, NIE WARTO BYŁO TAKIEJ KOBIECIE POMAGAĆ W OSIĄGNIĘCIU JEJ CELU!!! Zapewniam Cię jednak, że przy Twojej pomocy czy bez niej (przy pomocy jakiegoś nowego pana...) swój cel by osiągnęła i przeprowadziła - dla mnie jest to jasne jak słońce! I masz rację TO TWOJA WINA, ŻE KOMUŚ TAKIEMU JAK ONA POMOGŁEŚ ZROBIĆ TO CO CHCIAłA ZROBIĆ I ZROBIŁĄ, bo w ten sposób osiągnęła swój cel zwalając ze swoich barków na cudze część odpowiedzialności za własny czyn. Z Twojej strony to było... "niepedagogiczne", he, he... bo moim zdaniem przeszkodziłeś tej "dziewczynce" w dorastaniu i podejmowaniu odpowiedzialności za siebie i podejmowaniu własnych decyzji na własny rachunek.
JEDNAK Jej CELEM było zniszczenie dziecka i zerwanie związku z Tobą, uwolnienie się z tej sytuacji i rozpoczęcie czegoś nowego... a TWOIM MOTYWEM I CELEM było utrzymanie Waszej więzi i założenie rodziny, co z Twojej strony było naiwnym zaślepieniem (ale nie brakiem odpowiedzialności czy poważnego podejścia do poważnych spraw...) - po prostu darzyłeś ją uczuciem nie zdając sobie sprawy z tego, kim jest = na co ją stać a na co nie i na ile możesz na niej polegać oraz nie zadbałeś o siebie! - nie pomyślałeś o tym co będzie, jeśli ta kobieta za którą wziąłeś odpowiedzialność okaże się... niezainteresowana czy niezdolna do związku z Tobą i do poważnej więzi, tylko zachce się jej jeszcze czegoś innego po zrzuceniu z siebie ciężaru niechcianej ciąży przy pomocy... faceta, którego do tego namówiła.
Nauka na przyszłość, ale żebyś jeszcze miał się z tego powodu psychicznie katować, to już chyba zbytek uprzejmości wobec tej pani... (sorry, ale raczej przez małe "p", jak dla mnie...)
Oczywiście to co napisałem to jedynie MOJA OSOBISTA OPINIA I ODCZUCIE, a wszystkich rozumów nie zjadłem, że tak powiem...
Pozdrawiam i proponuję zadbaj teraz o siebie a nie o osobę która Twoim kosztem świetnie sobie poradziła z problem za który sama była odpowiedzialna... I nie daj Bóg, żeby Ci druga taka miała się skądś nawinąć... Pewnie już teraz będziesz, jak myślę, ostrożniejszy i zastanowisz się głębiej zanim załatwisz coś za kogoś w poważnej sprawie, za którą każdy musi odpowiadać samodzielnie...
p.s.
"Na koniec gdy sie rozstawaliśmy powiedziała mi - "Gdybym zaszła teraz w ciąze z NIM to bym urodziła to dziecko....."
Powiem szczerze że takie słowa bolą i to bardzo"
Sorry, ale umknęło to mojej uwadze i dopiero teraz to przeczytałem... Powiem tak - ja nie jestem damskim bokserem, ale za takie coś, to miałbym ochotę strzelić taką osobę z liścia - tak porządnie, na otrzeźwienie. Pewnie bym tego nie zrobił (bo jak dotąd nigdy czegoś takiego nie zrobiłem), ale takie mam w tej chwili uczucie, jak sobie wyobrażę sam siebie w tej całej sytuacji.
Dla mnie to jest szczyt wszystkiego, bo to nie jest żadne przekorne przekomarzanie się... Takie słowa to jest cios z grubej rury, poniżej pasa i wymierzony CELOWO w najczulszy punkt! Dla mnie osobiście to jest dno, bo to jest podłe i niszczycielskie - jak dla mnie... nie warte kopa w d... bo szkoda buta!!! (bardzo przepraszam za tak dosadne podsumowanie na koniec!)
W ogóle przepraszam, że się tutaj aż tak rozemocjonowałem, ale JA mam chyba jakiś problem z tym tematem... (choć nigdy nie miałem podobnego doświadczenia). Muszę się zastanowić sam nad sobą dlaczego aż tak mnie to ruszyło...